Bielsko-Biała Sport Cieszyn Żywiec Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

KOLORY SPORTU: Ponad nami tylko Góry

Bielsko-Biała to moje miasto. Podbeskidzie to mój klub. To piszę tak na wszelki wypadek, aby oczyścić przedpole sportowego felietonu. Zawsze miałem w głowie sport mojego miasta. To siatkarki – “Bielanki” z BKS-u, to siatkarze – “Chłopcy” z BBTS-u, to futsaliści z Rekordu. Piłka to jednak piłka. Na silnym TS Podbeskidzie bardzo mi zależy. Górale to Górale. A jak jeszcze waleczni, “to tylko miło, łatwo i przyjemnie”.

Nie chcę już wracać do tej niezrozumiałej degradacji z Ekstraklasy, choć to cały czas boli. Już za nami runda jesienna po tym fatalnym spadku, nowe nadzieje, potem kompletny zawód i wreszcie po 19 meczach jesieni 25 punktów, 9 miejsce w tabeli, do premiowanego awansem miejsca strata 10 “oczek”. Dlaczego o tym piszę w styczniu? Bo choć dalej siarczyste mrozy, to czuje się w powietrzu tę piłkarską wiosnę. Waleczni Górale, jak się to mówiło dawniej, już “ładują akumulatory”. Poznałem i polubiłem ludzi związanych z tym klubem. Cieszyłem się jak wygrywali, smuciłem się porażkami. Ciągle spotykam się z różnymi osobami. Rozmawiamy, komentujemy. A niektórzy ostrzegają, że w klubie dzieje się niedobrze jeżeli chodzi o sprawy sportowe. Podkreślam słowo sportowe! Może to tylko krakanie, jednak trzeba uważać, aby wielki optymizm z początku rozgrywek nie zamienił się w zniechęcenie. Oczywiście w Podbeskidziu nie jest sportowo całkiem źle, ale dmuchanie na zimne wydaje się wskazane. Skąd ten niepokój? Napiszę tak. Dzięki gminie Bielsko-Biała, władzom samorządowym, dzięki prezesowi TSP Tomaszowi Mikołajko klub ma finansową stabilizację, znakomite struktury organizacyjne, świetny marketing, przychylność środowiska biznesu, o czym świadczy prawie 100 podpisanych umów z firmami, dobry wizerunek w regionie i mieście. Klub za rządów prezesa Mikołajki, dzięki miastu i nowym sponsorom jak również znakomitym bielskim kibicom, zmienił się z wizerunkowego karła w olbrzyma. Co prawda towarzyszą temu różne odczucia, ale uważam, że za tym dobrym wizerunkiem stoją ludzie związani z klubem, z głównym właścicielem czyli miastem oraz prezesem klubu na czele. Nadal wykonują wielką robotę na rzecz przeistoczenia się z ubogiego krewnego w poważną sportową, solidną firmę. I niech nikogo nie bolą porażki w pierwszych meczach sparingowych, potwierdza się bowiem powiedzenie “kto przegrywa spraringi, ten wygrywa ligę i odwrotnie”.

Ale wracam do tego, co wyżej pisałem. W sportowej stronie klubu nie widzę poprawy sytuacji. Mimo że właśnie ta sportowa działka jest w klubie najważniejsza. Choć to banalne słowa,ale klub właśnie po to funkcjonuje, aby sięgać po najlepszych w swoich możliwościach piłkarzy i aby oni tworzyli zespół i odnosili sukcesy. A u Górali jak nigdy nie było, tak i teraz nie ma profesjonalnego, prężnie funkcjonującego działu sportowego. Nie ma rozwiniętej siatki skautów, czyli obserwatorów piłkarskiego rynku, którą powinien kierować człowiek o dużej osobowości piłkarskiej, znany bardzo dobrze w całym krajowym środowisku – dyrektor sportowy klubu. Na nic się zda dobra kondycja finansowa, organizacyjna, jeżeli klub nie będzie zasilany zawodnikami obserwowanymi wielokrotnie przez całą siatkę skautów. Jeżeli transferów do klubu będą dokonywać zmieniający się co kilka miesięcy trenerzy, uwikłani w różnego stopnia związki z menagerami szukającymi zatrudnienia dla swoich “kopaczy” – przepraszam, futbolistów. Jak to jest możlwie, aby każdy nowy trener upychał w klubie kilku swoich piłkarzy, którzy po przyjściu kolejnego szkoleniowca są odstawiani do rezerw lub widnieją tylko na liście płac? Mówiąc prawdę, już mi się nie chce o tym pisać. Tyle razy, wspominając o walecznych Góralach, ten temat podnosiłem.

A oto tylko ostatnie przykłady sportowej nieudolności w naszym klubie, których mogę podać znacznie,znacznie więcej. Jak to jest możlwie, że po boisku Rekordu, w zespole tego klubu, biega duży talent Alan Czerwiński, a nikt ze skautów Górali nie zwrócił na niego żadnej uwagi? Ten wielki talent dostrzegł pracujący wtedy w GKS Katowice Rafał Górak, teraz trener BKS-u, i zabrał go do Katowic. Dziś o tego piłkarza, nagrodzonego “Złotym Bukiem” w kategorii Piłkarz Roku, walczy wiele klubów Ekstraklasy, w tym z Krakowa i Białegostoku. Jak to jest możlwie, że nie widząc biegającego po boisku w Cygańskim Lesie Alana Czerwińskiego, kupuje się też bocznego obrońcę Roberta Mazana, który był podobno najdroższym transferem bielskiego klubu? W czasie pobytu w bielskim klubie rozegrał w Ekstraklasie 2 mecze (1 pełny, a w drugim 1 minutę!). Jak to jest możliwie, aby bielszczanin, wychowanek Rekordu Szymon Szymański – wielka nadzieja beskidzkiej piłki, nie dostał już od dwoch trenerów – Dźwigały i Kocjana choćby jednej szansy gry w pierwszym zespole? Ciekawy jestem kto, w jakich meczach, kiedy i gdzie obserwował ściągniętych ostatnio zawodników ze Słowacji – Kolara i Sladka. Jak to jest możliwe, że TSP sprzedało do Lechii Gdańsk Daniela Mikołajewskiego (i o to nie mam pretensji), którego z kolei wypożyczono do naszego lokalnego rywala GKS-u Tychy? Ten cios musi bardzo boleć.

Nie chcę używać słów o sportowym upokorzeniu Górali. Odzwierciedla to jednak chyba zdolność i moc prowadzenia poważnych rozmów z innymi klubami, naszej sportowej dyplomacji. Po to jest potrzebna silna siatka skautów, na czele z dyrektorem sportowym, aby mój klub z mego miasta nie był odbierany jak nic nie znaczący, łatwy do ogrania na tej działce sportowo-transferowej dyplomacji partner. A po rozpoczęciu rozgrywek nic nie znaczący też na boisku. Ponad nami tylko Góry? Trzeba jeszcze zdrowego, sportowego rozsądku. Oby te napisane z troską o bielskim klubie słowa nie zostały tylko na papierze.

 

google_news