Wydarzenia Sucha Beskidzka Wadowice

Siedział za cudze morderstwo

Marian Rączka z najwierniejszym przyjacielem – psem Puszkiem. Fot. Edyta Łepkowska

Od ponad półtorej dekady życie Mariana Rączki z Jordanowa naznaczone jest traumą, którą przeżył, gdy dwa lata spędził w areszcie za cudzą zbrodnię. Do dziś budzi się w nocy z krzykiem, kiedy śnią mu się więzienne sceny. Wie, że nic nie złagodzi pamięci tamtych przeżyć, ale chce przynajmniej, by karę ponieśli ci, przez których tyle wycierpiał.

Chwili, gdy policja wyprowadziła go z domu, Marian Rączka z Jordanowa nawet nie pamięta. – Nie wiem, czy mi coś dali, czy byłem pijany. Wypić lubiłem, nie przeczę. Ocknąłem się dopiero w areszcie. Usłyszałem wtedy, że jestem podejrzany o zabicie Ireny S. – kobiety, której nie widziałem od trzech miesięcy. Wtedy nie przejąłem się za bardzo. Myślałem, że to nieporozumienie szybko uda się wyjaśnić i zostanę zwolniony. Niestety, mijały dni, tygodnie i miesiące, a ja ciągle siedziałem – opowiada jordanowianin. W ten koszmar wpakował się z powodu dobrego serca i słabości do alkoholu. To nad butelką procentowego napoju znajomy wyznał mu, że nie ma gdzie się podziać z konkubiną i jej dwiema córkami. Choć Marian Rączka żył skromnie, w małym, ciasnym domku na skraju miasta, zaproponował, aby wprowadzili się do niego, dopóki nie znajdą czegoś lepszego. Załatwił im też pracę u Ireny S., staruszki z Bystrej Podhalańskiej, u której sam nieraz sobie dorabiał. Szczepan C. i  Anna R.* chętnie skorzystali z  jego oferty. Zamieszkali u niego w październiku 2000 roku, po jakimś czasie wyprowadzili się, ale wrócili 15 lutego. W cztery dni później Marian Rączka został aresztowany z powodu zeznań, jakie złożyła przeciwko niemu kobieta, której dał dach nad głową…

EWIDENTNIE KRĘCIŁA

18 lutego wczesnym popołudniem siostrzeniec Ireny S. znalazł ciotkę martwą na podłodze jednego z pomieszczeń w suterenie jej domu. Na pierwszy rzut oka widać było, iż nie zginęła śmiercią naturalną. Na szyi miała krwawe wybroczyny – ślady po palcach, które bezlitośnie zacisnęły się na jej gardle. Policja szybko ustaliła, że do 15 lutego przez trzy dni Szczepan C. i Anna R. pracowali, a nawet mieszkali u denatki. Mężczyzna w tym czasie między innymi wyłożył płytki przed domem, wykopał rów, naprawił zepsute urządzenie i wymienił część dachówek, zaś kobieta gotowała i sprzątała. Obydwoje znaleźli się więc w gronie pierwszych przesłuchanych osób.

Anna R. zrobiła wszystko, co w jej mocy, by obciążyć Mariana Rączkę winą za morderstwo. Opowiedziała funkcjonariuszom, że jordanowianin miał pretensje do Ireny S. o pieniądze, których staruszka nie wypłaciła mu za wykonaną pracę, a w dniu jej śmierci poszedł do niej, by odebrać dług. Jak stwierdziła, udał się do Bystrej razem ze Szczepanem C., który został przed domem seniorki, podczas gdy Marian Rączka wszedł do środka i spędził tam około 10 minut. Konkubent Anny R. nie potwierdził jej zeznań, a ona sama kilkakrotnie później je zmieniała, modyfikując pewne szczegóły i dodając coraz to nowe. Ale mimo że jej słowa były tak mało wiarygodne, wystarczyły, aby po prawie roku śledztwa akt oskarżenia przeciwko Marianowi Rączce trafił do sądu…

BOMBA NA ROZPRAWIE

Stróżom prawa nie przeszkadzało nawet to, że podawane przez Annę R. różne wersje wydarzeń w żaden sposób nie dowodziły, by jordanowianin mógł dokonać morderstwa. Z zeznań kobiety wynikało, że Marian Rączka był w Bystrej między 7.20 a 8.00, tymczasem Irena S. została uduszona dobrych kilka godzin wcześniej – około 4.30. Wprawdzie był jeszcze jeden dowód, ale też nie do końca wskazujący jego winę. Na bluzce zamordowanej staruszki znaleziono dwa fragmenty włosów, które mogły, lecz nie musiały pochodzić z głowy jordanowianina. Ponieważ nie nadawały się one do badań genetycznych, nie można było w stu procentach ustalić, czy należały do niego. Wykazywały tylko zbiór pewnych cech zbieżnych z jego włosami.

Osiemnastego lutego rzeczywiście wychodziłem z domu, ale później niż podawała Anna, a przede wszystkim nie do Bystrej, tylko na Rynek w Jordanowie, gdzie z kolegami wypiliśmy dwie nalewki. Niedziela była, miałem prawo się zrelaksować. Do dziś nie rozumiem, dlaczego ta kobieta zeznawała przeciwko mnie, choć nigdy niczego złego jej nie zrobiłem. Przygarnąłem ją pod mój dach, gdy nie miała gdzie się podziać, pożyczałem jej konkubentowi ubrania. Ludzka podłość nie zna granic – żali się Marian Rączka. W areszcie Zakładu Karnego w Wadowicach spędził dwa lata, zanim wyszły na jaw fakty, dzięki którym natychmiast został wypuszczony na wolność, a następnie także uniewinniony od zarzucanego mu czynu. W lutym 2003 roku ówczesny proboszcz parafii w Jordanowie, ks. Bolesław Wawak powiedział podczas rozprawy, że wie, kto jest mordercą. Ba, nawet podał jego nazwisko! Efekt był taki, jakby na sali sądowej wybuchła bomba.

WYZNANIE KSIĘDZA

Kapłan już w czasie śledztwa zapewniał, że Marian Rączka jest niewinny, ale nie chciał wyjawić, na czym opiera to przekonanie. Dopiero przed obliczem Temidy przełamał się i opowiedział o wydarzeniu, które nastąpiło niedługo po zabójstwie. Na plebanię w Jordanowie przyszedł wówczas z żoną i teściem krewny zamordowanej Ireny S. Mężczyzna był roztrzęsiony, głośno łkał i mówił, że zrobił bliskiej osobie straszną krzywdę. Jak twierdził, w czasie szarpaniny zbyt mocno ją ścisnął, a kiedy zwolnił uścisk, kobieta leżała jak nieżywa. Ujrzawszy to, uciekł w popłochu, nie sprawdzając nawet, czy krewna jeszcze oddycha. Ks. Bolesław Wawak milczał przez dwa lata, ponieważ żona mężczyzny prosiła go o dochowanie tajemnicy. W sądzie jednak zdecydował się mówić, zdając sobie sprawę, że bez jego zeznania niewinny człowiek trafi na wiele lat za kratki. Ale nie było mu łatwo zdecydować się na ten krok, pomimo iż nie łamał nim tajemnicy spowiedzi. Do tej bowiem nigdy nie doszło.

Ten mężczyzna prosił, bym go wyspowiadał, ale odmówiłem, bo widziałem, że jest pod wpływem alkoholu. Ponadto nie mogłem tego uczynić przy świadkach – wyznał podczas rozprawy. Natomiast Anna R. na sali sądowej początkowo zeznawała podobnie, jak w czasie śledztwa, ostatecznie jednak całkowicie się z tego wycofała się i powiedziała, że Marian Rączka i jej konkubent nigdzie razem nie wychodzili w dniu morderstwa…

Sąd dał wiarę proboszczowi, ponieważ z wypowiedzi wielu świadków wynikało, że wymieniony przez niego człowiek często awanturował się z Ireną S., popychał ją i bił, a nawet groził jej śmiercią. Wedle tych relacji, staruszka bardzo się go bała i na noc podpierała drzwi wejściowe do domu drewnianym kołkiem, by mężczyzna nie dostał się do środka, wykorzystując komplet kluczy, który niegdyś mu dała.

WALCZY O SPRAWIEDLIWOŚĆ

Nie mam za złe księdzu, że tak późno powiedział o wydarzeniu na plebanii. Rozumiem jego dylemat i jestem mu wdzięczny, że w końcu wyznał prawdę. Żal mam tylko do funkcjonariuszy z komisariatu w Jordanowie i Komendy Powiatowej Policji w Suchej Beskidzkiej, a także prokuratora z Prokuratury Rejonowej w Nowym Targu. Gdyby rzetelnie prowadzili śledztwo, nie spędziłbym tyle czasu w areszcie. Tego, co tam przeżyłem, nic mi nie wynagrodzi. To było prawdziwe piekło – drżącym głosem mówi Marian Rączka. – Dramat przeżywali też moi rodzice i brat, wytykani palcami jako krewni mordercy. Ja sam, gdy już wróciłem do Jordanowa, przez trzy miesiące nie wychodziłem z domu. Nie miałem siły stawić czoła opinii ludzkiej. Bo wielu nadal uważało, że nie mogłem siedzieć tak długo bez powodu.

Jordanowianin od lat stara się, aby śledczy, przez których był przetrzymywany w areszcie, ponieśli konsekwencje swoich czynów. Chce też dostać wyższe odszkodowanie za niezasłużoną odsiadkę. Wprawdzie otrzymał już jedno, w wysokości 25 tys. zł, ale uważa, że to śmieszna rekompensata za wszystko, co przeszedł. Tym bardziej, że potrzebuje pieniędzy na leczenie. Jego zdrowie kompletnie się załamało po więziennej traumie. Jordanowianin liczy też na to, że prawdziwy sprawca zbrodni zostanie w końcu ukarany – gdyż do tego również nie doszło. Na razie walka Mariana Rączki z wymiarem sprawiedliwości nie przyniosła oczekiwanych przez niego rezultatów, ale jest szansa na to, że coś się zmieni. Pismo, które wysłał w maju tego roku do prokuratora generalnego, trafiło w kilka miesięcy później do Prokuratury Rejonowej w Suchej Beskidzkiej. – Pan Marian Rączka zostanie wezwany, żeby złożyć zeznania na okoliczność jakichś faktów nieznanych w czasie postępowania. Na tej podstawie może ewentualnie zapaść decyzja o podjęciu na nowo umorzonego śledztwa – powiedziała nam prokurator rejonowa w Suchej Beskidzkiej Stanisława Stanek.

*personalia pary zmienione

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
rok
rok
5 lat temu

a co na to odpowie kler,wiedzial ale nie powiedzial przez 2 lata,niewinny człowiek siedział w więzieniu a ten co na wakacjach był ?