Lesław Popik, znany także jako Leon, od ponad czterdziestu lat wspiera z trybun swój ukochany klub, BKS. Kibicowanie stało się jego pasją, a może i drugim życiem. Na długą rozmowę spotkaliśmy się w jego „klubie”, czyli pokoju w piwnicy, który przepełniony jest kibicowskimi pamiątkami. Najwięcej oczywiście jest tych związanych z ulubionym klubem, choć na ścianach, wieszakach, półkach są szaliki, koszulki, emblematy, naszywki, książki, bilety wstępu z różnych stron świata. Na podłodze swoistego rodzaju dywan tworzą szaliki… znienawidzonego klubu. Kiedy wszedłem przez próg, od razu więc usłyszałem – „śmiało, można deptać!”
– Skąd się wzięło zamiłowanie do BKS-u?
– To bardzo proste. W czasach, kiedy zacząłem interesować się piłką, czyli mniej więcej w 1975 roku, był tylko jeden poważny klub w mieście. Byłem gówniarzem, a BKS grał wtedy w drugiej lidze i wszyscy chodzili na mecze. Była taka moda. Moda jednak przemija, ale nie u mnie. W sercu został BKS i jestem z nim od 44 lat. Kibicowanie stało się moim drugim życiem. Jestem takim człowiekiem, że nie zmieniam poglądów. Jeżeli jestem ukierunkowany, to trzymam się tego cały czas. Dlatego jeżeli BKS znajdzie się nawet w klasie A czy C, to dalej będę mu w pełni poświęcony.
– Próbował pan swoich sił w jakiś dyscyplinach czy od razu były tylko trybuny?
– Za dzieciaka próbowałem grać w siatkówkę, bo byłem wysoki, ale to było tyle. W podstawówce, jak graliśmy w piłkę, to byłem obrońcą, bo nie chciało mi się biegać. Jednak bardziej od tego co na boisku, zawsze interesowało mnie to, co dzieje się na trybunach.
– Co jest w nich tak pociągającego?
– Wszystko. Zabawa ludzi między sobą. Na trybunach nie ma różnicy wieku. Są 50-, 30-, 20-latkowie, a nawet młodsi i wszyscy razem śpiewają, bawią się podczas meczu. Kiedy stoimy razem na sektorze, nikt nikogo się nie wstydzi. Jesteśmy jedną wielką rodziną, wspólnie dopingujemy swoją ulubioną drużynę.
– Czy takie znajomości ograniczają się tylko do trybun?
– Przerodziły się już do takiego stopnia, że z niektórymi chłopakami znamy się całymi rodzinami, spotykamy się po meczach, różnego rodzaju imprezach rodzinnych i jesteśmy w stałym kontakcie.
– Jak wygląda przygotowanie kibica do meczu?
– W moim przypadku jest trochę inaczej. Wydaję specjalną, niezależną gazetkę kibiców „tylko Nasz BKS STAL”, która zawsze ma 32 strony. Po pracy siadam, piszę i kombinuję, co dodać, co by się jeszcze w niej przydało. Poza tym człowiek w dniu meczowym żyje nim od rana. Dwie godziny przed meczem spotykamy się na piwku, dyskutujemy o możliwym przebiegu, przeciwniku i szansach, przeglądamy tabele. Później z uśmiechem idziemy na stadion. Choć mamy wykupione całosezonowe karnety, to i tak zawsze płacimy za bilet. Kosztuje 5 zł, nie jest to żaden majątek, ale chcemy wspomagać klub. Zresztą nie tylko tak staramy się pomagać. Przez ostatnie dwa lata część osób daje po 50 czy 100 złotych miesięcznie na konto drużyny piłkarskiej BKS-u. Tej ostatniej z minionego sezonu należy się wielki szacunek. Miesiąc przed rozgrywkami drużyna jeszcze nie istniała. Zebrała się jednak grupa, której dobro BKS-u leżało na sercu i ostatecznie zajęła trzecie miejsce w okręgówce. Wcześniej zespół po spadku z trzeciej ligi rozsypał się i wszyscy uciekli. Podobnie było w zespole, z którym sympatyzuję, TSV 1860 Monachium. Zdegradowali go, ale kapitan drużyny nie uciekł z tonącego statku. Za to zyskuje się dozgonny szacunek kibiców.
– Jak kibicowanie zmieniło się na przestrzeni lat?
– Bardzo. Kiedy zaczynałem, nie było telefonów, nie było Internetu, jednak jakoś potrafiliśmy wszyscy się umówić, że za tydzień jedziemy na Walkę Zabrze czy do Krakowa. Wiedzieliśmy, że o tej porze jest pociąg, wszyscy zbierali się na peronie i jechaliśmy. Kiedyś nie było obstaw policji. Wiadomo więc było, że kibice znienawidzonych drużyn będą czekać w Tychach, Katowicach i będzie organizowana jakaś akcja przeciwko nam. Teraz napiszą na Facebooku, że spotykają się o konkretnej godzinie i wszyscy wiedzą. Umawiają się na autobus, który jest obstawiony przez policję. Wygląda to jak wycieczka! Wszyscy na telefonach „cykają” zdjęcia. My, żeby mieć zdjęcia z meczu, musieliśmy od razu po nim biec do kumpla i w łazience wywoływać czarno-białe fotografie. Teraz mają wszystko, a i tak niektórzy nie chcą jeździć na mecze. Ciężko powiedzieć, że zmieniło się na gorsze. Teraz być kibicem jest bardzo łatwo. Szalik się kupi, godzinę zbiórki się gdzieś w Internecie znajdzie. Ja pierwsze szaliki miałem robione na drutach, herby wycinało się z proporczyków albo na szydełku robiła je zdolna sąsiadka. Wszystko było wyzwaniem. Gdy jechaliśmy na dalsze wyjazdy, a nie było dobrych połączeń, to czasem spaliśmy na dworcu. Po każdym wracaliśmy do Bielska strasznie zmęczeni i mówiliśmy sobie „koniec z wyjazdami”. Przychodził piątek, jeden gwizd z osiedla i już człowiek wiedział, że znów chce jechać. Kiedyś wyjazd był niesamowitym przeżyciem i zostawał w pamięci na zawsze.
– Bywało niebezpiecznie?
– Na całym świecie tak jest, że są kibice lubiani i nielubiani. Wszystko przez powiązania i tak zwane „zgody” z innymi klubami. Jeżeli mamy „zgodę” z Zagłębiem Sosnowiec, to pewne jest, że cały Śląsk nas nienawidzi.
– Dla wielu kibice kojarzą się z zadymami i ustawkami. Jak z tym było u pana?
– Nie interesują mnie takie rzeczy. Nie jestem i nigdy nie byłem zwolennikiem chodzenia na siłownię. Jestem spokojnym człowiekiem. Oczywiście dawniej były sytuacje, w których trzeba było reagować. Nie było jakiś wyznaczonych „bojówek”. Po prostu wszyscy stali za sobą murem i wszyscy się bili. Jeżeli nas atakowano, nie mogliśmy uciekać. To poszłoby w świat…
– Wspomniał pan, że przygotowuje sporych rozmiarów gazetkę. Co można w niej znaleźć?
– Nie tylko gazetkę, bo także plakaty z wypromowaniem najbliższego meczu. Skąd ludzie z osiedla Beskidzkiego czy Złotych Łanów mają wiedzieć, że BKS gra o konkretnej godzinie „na Górce”.
Natomiast w swoich gazetkach staram się pisać nie tylko o aktualnych rzeczach, ale także przypominać piękną historię. Zbieram od zawsze wycinki z gazet, przede wszystkim właśnie z „Kroniki” o BKS-ie. Nikt nie pamięta, że w 1980 roku juniorzy zdobyli wicemistrzostwo Polski, że rozgrywaliśmy wspaniałe mecze z Wisłą Kraków. Mamy klub z bogatą historią, choć nigdy nie graliśmy w ekstraklasie. Trudno, może dożyjemy jeszcze takich czasów.
Kiedyś przed meczem także robiło się gazetki, ale w trochę inny sposób. Pisało się długopisem na kartce, którą się kserowało i rozdawało. Niedawno wydawałem gazetkę, która była drukowana na normalnym papierze, na zwykłej, domowej drukarce. Teraz wygląda to wszystko bardzo profesjonalnie. Wydawana jest na papierze kredowym. Mam kolegę, który ma drukarnię. Chciałem na mecz z Góralem mieć przygotowane coś ekstra. Zapytałem raz, a teraz drukuje mi wszystkie numery. Każdy ma 80 egzemplarzy i wszystkie są rozdawane za darmo.
– Skąd się wzięły te wszystkie pamiątki? To nie jest zbiór, który powstał w cztery czy pięć lat…
– Zawsze miałem manię zbierania. Kupiłem jednak tylko te najnowsze gadżety BKS-u. Resztę dostałem albo na wymianę z różnej części świata, albo od bielszczan,bo gdy jadą na jakiś zagraniczny mecz, przywożą mi pamiątki. Mam szaliki z klubów z Argentyny, Brazylii, Urugwaju czy Izraela. Nigdy nie miałem nastawienia, że zbieram np. same szaliki. Dlatego mam wszystko – szaliki, odznaki, ziny, gazety, książki, zdjęcia, proporczyki czy czapeczki. Duża część jest też pochowana, bo nie ma już na wszystko miejsca. Jest to kawał pięknej historii.
– Najlepsze wspomnienie z kibicowskiej drogi?
– Wszystkie mecze BKS-u są wspaniałe, zwłaszcza wyjazdy. Kiedy na obcym terenie krzyknie się „BKS”, a cały stadion zaczyna gwizdać. Och… aż ciarki przechodzą. Bardzo lubię jeździć też na Zagłębie Sosnowiec, tam czuję się jak w domu, jak z drugą rodziną.
– Z Zagłębiem w końcu BKS ma sztamę…
– Sztama trwa od 1982 roku. Znałem kibiców Widzewa Łódź. Wtedy zespół z Łodzi grał w pucharach z Juventusem czy Liverpoolem i jeździłem na te spotkania. Fani Widzewa zawsze powtarzali, że ci z Sosnowca zawsze się o Bielsku dobrze wypowiadają. Pewnego razu postanowiłem się tam wybrać. Pojechałem na tak zwaną „patelnię” i stanąłem między kibicami Zagłębia. Kiedy dowiedzieli się, że jestem z Bielska, zostałem ciepło przywitany. Tak się potoczyło, że zaliczyłem z nimi cały sezon, a później zaczęliśmy bywać razem na różnych meczach. Zgoda trwa do dziś. Cieszę się, że ci młodsi też przejęli tę tradycję. Niektórzy poznali się do takiego stopnia, że spędzają wspólnie Wigilię.
– Jeździł pan też na mecze rozgrywane poza krajem. Gdzie udało się bywać?
– W każdym państwie mam upatrzony jakiś klub, który mi się podoba. Od 1980 roku jestem wielkim kibicem TSV 1860 Monachium. Mam masę pamiątek z TSV i wiele razy byłem na ich meczach. W Anglii lubię Millwall i byłem na ich trybunach kilka razy. Nigdzie nie przeżyłem chyba takiej atmosfery, jak podczas meczu Millwall z Leeds.
– Tydzień bez meczu to tydzień stracony?
– Noooo, dokładnie… Kiedy nie ma meczu, nie ma pozytywnych emocji.
– Pana „klub” dużo widział, dużo przeżył?
– W tym pokoju gościło wiele osób z różnych krajów i różnych kibicowskich barw. Myślę, że można byłoby spisać osobną książkę.
– Nie było pomysłu, żeby to wszystko co wisi na ścianach, zebrać i pokazać szerszej grupie?
– U mnie zawsze drzwi są otwarte i każdy może przyjść zobaczyć, zapytać, porozmawiać.
Pamiętam jak jeździłem na mecze z Excesem, Misiem, Małym, Rajmundem i Leonem to były czasy .😁😁
Szacun to jest Wielki Człowiek z charakterem i bardzo wielką wielką pasją osobiście go znam on jest chodząca Legendą BKSu pozdrowienia Leon od Ramba ty tworzysz Historię szlaku prawdziwego kibicowania Szacun
Wspaniała pasja, dzięki Panu pozostały piękne pamiątki, wycinki gazet, zdjęcia, na które w młodości nie przywiązywałam wagi. A teraz Panu dziękuję.
Nooooo ładnie szacun 44 lata …
A co PODBESKIDZIE ma z kibicem LECHII GDAŃSK po co o tym pisać????
każde zwycięstwo TS PODBESKIDZIE -boli —ma boleć .
leon ty mój bohaterze
W Bielsku Tylko Tsp
deptałeś szalik PODBESKIDZIA.jesteś zwykłym cieniasem.
Nie tylko deptałem, nie jeden spaliłem.
w Bielsku tylko BKS
Jako szczypior jeździłem na siatkarki BKS. Leon też bywał, choć wolał piłę.
Brawo Leon! Król jest tylko jeden.
Szacunek
za co????-deptanie szalików…niewiele trzeba