Bartłomiej Budny z Bielska-Białej od zawsze interesował się fotografią. Najpierw było to utrwalanie rodzinnych chwil, imprez i wyjazdów wakacyjnych. Później wszystko zaczęło wyglądać bardziej profesjonalnie, a że kochał też sport – interesował się głównie piłką nożną (do dziś mocno kibicuje BKS-owi) i siatkówką – to obrał fotografię sportową. Tak dwa zamiłowania przerodziły się w wielką pasję. Od długiego już czasu na boiskowe, i nie tylko, wydarzenia patrzy tylko przez wizjer aparatu.
– Skąd wzięły się w twoim życiu zdjęcia, a przede wszystkim pasja do fotografii sportowej?
– Już od najmłodszych lat pasjonował mnie sport i fotografia. Od dzieciaka kopałem w piłę, a fotografia – wiadomo, jak to w tamtych czasach – bardziej w formie utrwalenia chwil rodzinnych i wyjazdów wakacyjnych. Jak to w sporcie bywa, z rożnych powodów „kariera” piłkarska nie ułożyła się po mojej myśli i zakończyła dość szybko, więc została fotografia. Jednak nie od razu było to takie oczywiste, że będzie to akurat sportowa. Przez dłuższy czas szukałem swojej drogi. O ile mnie pamięć nie myli, po zrobieniu pierwszych zdjęć sportowych bodajże w 2007 roku, pomyślałem : to jest właśnie kierunek, w którym chcę się dalej rozwijać. W ten właśnie sposób połączyłem obie pasje – do sportu i fotografii.
– Na jakich aparatach zaczynałeś? Czy od razu były to profesjonalne lustrzanki?
– Zaczynałem od Smieny (śmiech). Bardziej profesjonalna była pierwsza lustrzanka Olympus, a później „lustro” Canona i przy tej marce zostałem do dziś. Staram się odświeżać i doposażać sprzęt w miarę możliwości i oczywiście zdrowego rozsądku. W końcu, jak mówi powiedzenie – „to nie sprzęt robi zdjęcia”. Jednak trzeba przyznać, że dobry sprzęt bardzo pomaga w pracy fotografa.
– Przez długi okres działałeś „sam dla siebie”. To chyba naprawdę trzeba kochać.
– Każdą pasję trzeba kochać. Co do pracy „sam dla siebie”, to chyba w fotografii sportowej normalne. Trzeba mnóstwa samozaparcia, pokory, poświęcenia i ogromu czasu, ponieważ swój styl można wypracować jedynie przez wykonanie tysięcy zdjęć, ich selekcję, ciągłe doskonalenie, nieustanny rozwój oraz pracę nad swoją techniką. Fotografia sportowa to przede wszystkim emocje i dynamika. Wszystko rozbija się o moment, bo tu nic dwa razy się nie zdarza. Nie ma powtórki z dobrej akcji, strzelonej bramki czy zdobytego punktu. Jeżeli w danym momencie nie złapało się ostrości czy piłka uciekła poza kadr, to pozostaje czekać na kolejną szansę. To jest właśnie esencja fotografii sportowej, dlatego jest taka emocjonująca, a staje się wyjątkowa tylko, kiedy odda się temu serce.
– Co lub kogo, bądź jakie dyscypliny lubisz najbardziej fotografować?
– W centrum mojego zainteresowania jest piłka nożna i siatkówka. Jeżeli chodzi o piłkę nożną – z racji doświadczenia boiskowego – mam o tyle łatwiej, że potrafię przewidzieć niektóre sytuacje i wydarzenia. Ale nie zamykam się tylko na te dwie dyscypliny. Bardzo lubię uwieczniać sporty motorowe – takie jak rajdy samochodowe czy motocross, zawody downhillowe, a także sporty walki MMA. Jednak w moim portfolio znalazły się też takie dyscypliny, jak futbol amerykański, rugby, futsal, biegi czy skoki narciarskie.
– Ostatni i poprzedni rok był dla ciebie przełomowy. Zostałeś oficjalnym fotografem BKS-u oraz reprezentacji Polski w Amp Futbolu.
– Tak naprawdę zaczęło się już w 2016 roku, kiedy zostałem fotografem Amp Futbol Ekstraklasy, ale rzeczywiście ostatnie dwa lata to przełomowy moment mojej „kariery” fotograficznej. W 2017 roku poleciałem, jako oficjalny fotograf Amp Futbol Polska oraz EAFF (East Asian Football Federation) do Turcji na mistrzostwa Europy. Notabene, jako reprezentacja przywieźliśmy stamtąd brązowy medal. Natomiast ten rok zaowocował wyjazdem z reprezentacją Polski w Amp Futbolu na mistrzostwa świata do Meksyku. Zostałem też oficjalnym fotografem klubowym BKS Profi Credit, co uważam – już od dawna mi się należało. (śmiech)
– Warto jednak dodać, że przez długi czas robiłeś fotki BKS-u i Kuloodpornych nieodpłatnie. Trzeba mieć zacięcie?
– Jeżeli chodzi o piłkarzy BKS Stal i Kuloodpornych, to nadal jest to forma społeczna. Niestety, fotografia sportowa w przeważającej większości nie daje możliwości takiego zarobkowania, z którego można byłoby się utrzymać. Tak samo jak nie od razu robi się zdjęcia najwyższych lotów. Uważam jednak, że w życiu dobrze jest mieć pasję, w czymś się rozwijać i doskonalić, niezależnie od tego czy można na tym zarobić czy nie. Oczywiście fajnie, kiedy z czasem przychodzą propozycje, z których są w miarę rozsądne pieniądze, chociaż na tyle, żeby rozwijać się sprzętowo.
Z BKS-em jestem związany od dziecka. To klub, na którym się wychowałem. Natomiast Kuloodporni to zespół, przez który zaczęła się moja przygoda z AMP Futbolem. Na początku robiłem tylko zdjęcia dla bielskiego zespołu, a z czasem zostałem fotografem Amp Futbol Ekstraklasy oraz reprezentacji Polski w Amp futbolu. Jednak chciałem podkreślić, że Kuloodporni to nie tylko drużyna, dla której robię zdjęcia, jako element wsparcia i promocji tego sportu. To przede wszystkim kumple, z którymi wzajemnie się wspieramy, spotykamy czy organizujemy wypad na piwo. Prawda jest taka, że gdyby nie Kuloodporni, nie byłbym w tym miejscu, w którym jestem teraz, dlatego śle w ich stronę głębokie ukłony.
– Masz jakieś najlepsze ujęcie, które najbardziej zapamiętałeś i najbardziej lubisz?
– Mam kilka, które naprawdę lubię, ale te najlepsze – mam nadzieję – dopiero przede mną. Gdyby było inaczej, chyba trzeba byłoby szukać nowej pasji. Mam wrażenie, że kiedy dochodzi się w czymś do perfekcji, to przestaje to już człowieka kręcić i trzeba się rozglądać za czymś nowym.
– Jak to jest uczestniczyć w najważniejszych wydarzeniach sportowych i jakie miejsca udało ci się odwiedzić dzięki współpracy z reprezentacją Polski w Amp futbolu. Jak te wszystkie emocje przeżywa fotograf?
– Razem z reprezentacją Polski w Amp futbolu odwiedziłem Hiszpanię, Włochy i wcześniej wspomniane już Turcję oraz Meksyk. Takim wyjazdom towarzyszą zawsze ogromne emocje. Jest to jednak również duża odpowiedzialność za jakość fotorelacji, by jak najlepiej oddać atmosferę zawodów, a przy tym wszystkim nie wchodzić w paradę trenerom i nie rozpraszać zawodników. Mecz to o wiele więcej niż zdobyty punkt czy bramka. Wokół dzieje się tak wiele – sami zawodnicy, czas pozameczowy, sztab trenerski, trybuny czy egzotyka miejsca, w którym odbywają się rozgrywki, czyli cała niesamowita otoczka – w moim przekonaniu jest warta pokazania. Ponadto jeżeli jest się emocjonalnie związanym z drużyną, a tak jest w moim przypadku, to odczuwa się te same emocje przed, w trakcie i po meczu, wszystkie wzloty i upadki. Dzięki temu jest się w stanie opowiedzieć ciekawszą fotograficznie historię. Czasem jednak trudno zachować profesjonalizm. Tak było w moim przypadku po przegranym meczu z Angolą. Zrobiłem może ze trzy zdjęcia, odłożyłem aparat, pobiegłem do chłopaków i płakałem razem z nimi. Trzymanie emocji na wodzy jest chyba w tej pracy najtrudniejsze. Kiedy drużyna się cieszy lub płacze, powinno się stać z boku i to rejestrować, a chciałoby się być z zawodnikami wspierać ich lub świętować razem z nimi.
– Jakieś plany na dalszy rozwój?
– Bardzo bym chciał, żeby Amp futbol stał się dyscypliną olimpijską. Marzy mi się być tam razem z reprezentacją i móc zatrzymać te chwile w kadrze. Jednak w tej branży nigdy nic nie wiadomo. Dziś ty, jutro ktoś inny. Nie zawsze mamy na to wpływ. Jednak nie ma co gdybać, zobaczymy co życie przyniesie.