Tosia ma obecnie dwa i pół roku. Jest strasznym łasuchem, choć jak twierdzą jej opiekuni dość wybrednym. Potrafi godzinami wylegiwać się w specjalnie dla niej zbudowanym domku. Nieufna, o biało-szarym umaszczeniu kotka ujmuje jednak serca nie tylko swoich opiekunów. Nie zawsze jednak miała w życiu lekko…
Tosia to dziki kot. Mieszka na osiedlu Morcinka w Kaczycach. Co pół roku pojawiał się więc problem. Kotka już trzykrotnie się okociła. Małe kotki czekał zwykle smutny koniec. Większość z maluchów zginęła pod kołami aut. Kierowcy nie zauważali poszukujących ciepła zwierzaków schowanych pod ich pojazdami. Częścią kociaków próbowali natomiast zająć się mali mieszkańcy osiedla. Skutki były jednak opłakane. Matka czując obcy zapach natychmiast porzucała swoje potomstwo. Tymczasem serwowana przez ludzi dobrego serca dieta okazywała się nieodpowiednia do wieku kotków. Jedno z odwodnionych maleństw nie udało się uratować. W końcu mieszkańcy powiedzieli dość. I postanowili działać.
Inicjatorką łańcuszka pomocy była Leokadia Jędrzejewska, mieszkanka Kaczyc. To ona zapukała po pomoc do Urzędu Gminy w Zebrzydowicach. I co najważniejsze spotkała się tam ze zrozumieniem problemu. Receptą na bezsensowną śmierć młodych kociaków miała być bowiem sterylizacja kotki. Pieniądze na zabieg szybko znalazły się w gminnym budżecie. – Tydzień Tosia była pod moją opieką. Z początku była bardzo nieufna. Chowała się przede mną po kątach budynku gospodarczego. Bałam się, że nie będzie potrafiła się zaadoptować do nowych warunków. Jednak już następnego dnia zaczęła do mnie wychodzić. A jadła za pięciu. Zresztą nawet teraz jak tylko widzi otwarte okno to wskakuje do budynku. Przeciąga się i patrzy na mnie głodna, choć wiem, że dokarmia ją tutaj co najmniej trzech sąsiadów – uśmiecha się Bogusława Banaś, mieszkanka Kaczyc.
Tosia dzięki ludziom dobrego serca zyskała także nowy domek. Ciepły, suchy, choć jak podkreślają mieszkańcy „taki z recyklingu”. Taki, który umożliwia jej bezpieczne życie na wolności. Podobne budki mają powstać także dla dwóch, dzikich kocurów mieszkające na osiedlu.
To nie jest dziwne, że pani Leokadia spotkała się ze zrozumieniem w urzędzie gminy. Problem Tosi to problem nr 1 urzędu w gminie. Każda gmina ma uchwalany coroczny program opieki nad bezdomnymi psami i dziko żyjącymi kotami. W tym wchodzi sfinansowanie sterylizacji, sfinansowanie karmy w kierunku opiekunów. A jeśli trzeba – oddanie dzikich kotów do schroniska i finansowanie ich pobytu. Urząd gminy niech więc się cieszy, że jest odciążony od problemu przez mieszkańców z sercem. Pani Leokadia powinna otrzymywać z gminy grosze na zakup karmy.