Wydarzenia Bielsko-Biała

Sprawiedliwi z Zabrzega. Ryzykowali życiem całej rodziny

Małżeństwo Kusiów. Magdalena (ur. 1903 r. – zm. 1989 r.) i Jan (1891-1964). Fot. Z archiwum rodziny Kusiów

Skrajnie wycieńczony padł u progu ich domu. Chciał tylko umrzeć pod dachem, a nie w rowie, gdzie stracił przytomność. Kusiowie z Zabrzega, ryzykując życiem wszystkich członków rodziny, leczyli i ukrywali holenderskiego Żyda, za co teraz – po tylu latach od zakończenia drugiej wojny światowej – okazano należny jej szacunek za bohaterską postawę.

Zostawiony w rowie na śmierć

Był styczeń 1945 roku. Chwycił taki mróz, że zamarzły nie tylko stawy w okolicach Czechowic, ale i skuta lodem była Wisła. W czechowickiej rafinerii harował holenderski Żyd Erich Gottschalk, skierowany tam z Auschwitz. Gdy rozpoczęła się likwidacja obozów, w tym czechowickiego podobozu, wyruszył z marszem śmierci. Już wtedy był skrajnie wyczerpany i schorowany. Z natury postawny mężczyzna i sportowiec, ważył tyle, co… dziecko. Ponoć nieco ponad trzydzieści kilogramów! Z wycieńczenia padł do rowu w rejonie Goczałkowic. Niemcy byli pewni, że właśnie umarł albo umiera, dlatego nie zaczęli strzelać. W końcu panował kilkunastostopniowy mróz. Po prostu go zostawili.

Po jakimś czasie Erich Gottschalk stanął w progu zabrzeskiego domu Magdaleny i Jana Kusiów. Jak się okazało, wygramolił się z rowu, zdołał przekroczyć rzekę i dotrzeć do najbliższego domu. Jak opisuje ich syn, wtedy niespełna 18-letni Jan Kuś, przemarznięty do szpiku kości przybysz na sobie miał tylko skrawki normalnej odzieży. Nawet stopy miał gołe. – Skóra i kości. Tak wyglądał – mówi. Jego jedynym życzeniem było, aby mu pozwolić umrzeć pod dachem normalnego domu. Zaproszono go do środka…

92-letni zabrzeżanin Jan Kuś, syn Magdaleny i Jana, z parą prezydencką podczas uroczystości w pałacu na cześć Polaków ratujących Żydów. Fot. Z archiwum rodziny Kusiów

Magdalena i Jan Kusiowie ryzykowali życie nie tylko swoje, ale i swoich dzieci – Jana oraz Marii i Anny. – Tylko w naszym kraju za pomoc Żydom groziła kara śmierci. Moi dziadkowie oraz ojciec Jan i jego siostry położyli więc na szali własne życie – mówi zabrzeżanin Stanisław Kuś.

Modlitwa ukrytego Żyda

W domu Kusiów Erich Gottschalk spędził trzy miesiące. Na początku rodzina pomagała mu w leczeniu koszmarnych odmrożeń, szczególnie stóp. Później udało się zapewnić mu leczenie chorób płuc w szpitalu w Bystrej. Wiele w tej kwestii pomógł proboszcz miejscowej parafii – ks. Adolf Dyczek, który biegle mówił i pisał po niemiecku. Był we wsi jedyną osobą wtajemniczoną w ukrywanie Żyda. Jak pamięta dziś 92-letni Jan Kuś, wraz z siostrami mieli kategoryczny zakaz mówienia komukolwiek, nawet najlepszym przyjaciołom, o tym, że domu ukrywają Żyda.

Erich Gottschalk był ukrywany w różnych częściach domu, w tym w kuchni czy na posłaniu między końmi. Był moment, że w domu Kusiów nocowali… Niemcy. Na szczęście nie zorientowali się, że śpią pod jednym dachem z Żydem. Jak opowiadają dziś wnukowie Magdaleny i Jana Kusiów, panowała wtedy taka bieda, że jadło się po prostu to, co było. Ich niezwykły gość również nie wybrzydzał. Jeśli udało się zdobyć kawałek wieprzowego mięsa, przy wspólnym stole jadł i to, i cieszył się, że czuje się potem wzmocniony. W ukryciu, odziany w rzeczy głowy rodziny, usychał z tęsknoty za najbliższymi, namiętnie ćmił papierosy i… żarliwie się modlił. – Babka zawsze mówiła o tym, że zapewniał ją, iż się za nich modli – tak mocno, że nic im się nie stanie, że żaden pocisk na ich dom nie spadnie. I tak faktycznie było. Wszystko wokół było zbombardowane. Nawet porozrywało drzewo. Jeden pocisk przeleciał nad domem, ale wpadł do stogu siana i nie wybuchnął – mówi Stanisław Kuś.

Małżeństwo Kusiów. Magdalena (ur. 1903 r. – zm. 1989 r.) i Jan (1891-1964). Fot. Z archiwum rodziny Kusiów

Po opuszczeniu domu Kusiów i leczeniu w Bystrej, Erich Gottschalk wyjechał do Nowego Sącza, skąd rozpoczął długą podróż do domu. Musiał wracać sam. Jego najbliżsi już nie żyli. Żona Rosal i urodzona w holenderskim obozie córeczka Renee zostały zamordowane w Auschwitz, gdzie razem trafili i zostali rozdzieleni. Do Polski nigdy już nie przyjechał. Tym bardziej nie chciał zwiedzać niemieckiego obozu w Oświęcimiu. Jak wyznawał w licznych listach do Kusiów, ciągle tkwią w nim tak wielkie rany, że nie jest w stanie znowu zmierzyć się z koszmarem, który go spotkał. Ale zawsze z uczuciem dziękował rodzinie Kusiów za to, że nie zamykając przed nim drzwi uratowali mu życie. Erich Gottschalk zmarł w Holandii w 1996 roku.

Hołd dla bohaterów

Kilka lat temu rodzina postanowiła zdobyć oficjalne potwierdzenie bohaterskiej postawy Magdaleny i Jana Kusiów. Zachęcał ich do tego Jan Ścibut, który spotkał się ze Stanisławem Kusiem zbierając materiały do swojej książki o oddziale „Bartka”. Dzięki listom oraz zeznaniom świadków, w tym jednego ze Stanów Zjednoczonych, którzy znali Ericha Gottschalka i słuchali jego opowieści o tym, jak przeżył wojnę, udało się doprowadzić całą procedurę do końca. Jej finałem – 8 listopada – było we Wrocławiu przyznanie przez ambasadora Izraela tytułów i medali „Sprawiedliwi wśród narodów świata”. W imieniu swoich rodziców – Magdaleny i Jana – odebrał je 92-letni Jan Kuś. Towarzyszyli mu wtedy członkowie rodziny.

25 marca rodzina Kusiów została zaproszona do Pałacu Prezydenckiego. Tam uhonorowano postawę dzieci Magdaleny i Jana Kusiów – Annę Gawłowską z Pierśćca, Marię Tomaszczyk z Zabrzega (pośmiertnie) i Jana Kusia z Zabrzega. Wyrazy uznania dla swojej mamy odebrał wtedy Ignacy Tomaszczyk. Rodzeństwo Krzyżami Komandorskimi Orderu Odrodzenia Polski, za „bohaterską postawę i niezwykłą odwagę wykazaną w ratowaniu życia Żydom podczas II wojny światowej i za wybitne zasługi w obronie godności, człowieczeństwa i praw ludzkich”, odznaczył prezydent Andrzej Duda.

– Tutaj, na tej ziemi pod okupacją niemiecką, za pomoc Żydom groziła śmierć. To nie żart: nie więzienie, nie zatrzymanie, nie po prostu jakaś kara – grzywna czy inna. Nie, śmierć! Nie tylko dla tego, kto osobiście tego dokonywał, tę pomoc świadczył – ale śmierć dla całej rodziny; dla męża, żony, rodziców, dzieci. Powtarzam: zawsze musicie patrzeć na Polaków, na tych „sprawiedliwych wśród narodów świata”, w szczególny sposób. Jesteście wielką dumą Rzeczypospolitej, których śmiało możemy nazywać bohaterami tamtego czasu. I to niezwykłymi bohaterami, bo bez broni w ręku, bez karabinu. Którzy nie walczyli, którzy po prostu pokazywali, że świat może być dobry, powinien być inny. Nie godzili się z rzeczywistością, która ich otaczała, i demonstrowali to swoją postawą, pomagając bliźnim, swoim sąsiadom, ryzykując życie własne i swojej rodziny – to też coś, co trudno sobie dzisiaj wyobrazić. Było różnie, ale jedno jest pewne: dzisiaj patrzę na państwa i powiedziałem państwu wszystkim, wręczając to odznaczenie, że to jest powód do dumy. Do niezwykłej dumy dla państwa, dla całej rodziny nie tylko teraz, lecz na pokolenia. Państwo są dzisiaj dumą Polski, jesteście tymi, których możemy pokazać i powiedzieć: To są ci sprawiedliwi wśród narodów świata. Ci, którzy się bali, ale mimo wszystko wewnętrzne poczucie obowiązku niesienia pomocy drugiemu człowiekowi było silniejsze niż strach przed śmiercią, unicestwieniem. Są Państwo bohaterami – zwrócił się do nich prezydent RP.

Jan Kuś odbierający odznaczenie z rąk prezydenta Andrzeja Dudy. Fot. Krzysztof Sitkowski, KPRP

Tak też Magdalena i Jan Kusiowie oraz ich dzieci są traktowane przez całą rodzinę. – Całą, w tym licznych wnuków i prawnuków. Wszyscy są pełni uznania za ich bohaterstwo i pełni dumy, że wywodzą się z takiej rodziny – podkreśla Stanisław Kuś. Licznymi honorami czuje się też zaszczycony, i do głębi wzruszony, ciągle dziarski 92-latek. Mieszkaniec Zabrzega nadal jest w niezłej formie i w miarę możliwości pomaga w gospodarstwie. A w wolnych chwilach, dzięki dobrej pamięci, może opowiadać bliskim o tym, jak przed laty żyli Kusiowie…

google_news
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Elżbieta
Elżbieta
5 lat temu

Chwała Bohaterom!