Tamtego dnia w Krakowie doszło do trzech wypadków z udziałem tramwajów i pieszych. Dwie z potrąconych osób zmarły. Trzecia – Weronika Pawlik z Izdebnika – miała więcej szczęścia. Straciła rękę, ale nie życie. Jednak z początku trudno jej było dostrzec plusy tej sytuacji. Jedyne czego pragnęła, to cofnąć czas…
20 listopada ubiegłego roku, około 18.00, dwudziestoletnia studentka Weronika Pawlik z Izdebnika wracała z uczelni. W drodze na przystanek autobusowy musiała przejść przez tory tramwajowe, które pokonywała już setki razy, zawsze bardzo ostrożnie. Tamtego dnia, jak zwykle, weszła na pasy dopiero wtedy, gdy zapaliło się zielone światło. Zresztą nie ona jedna była na przejściu dla pieszych, kiedy zdarzył się wypadek. Pech chciał, że szła na czele grupki przechodniów i to na nią najechał tramwaj… – Samego momentu uderzenia nie pamiętam. Ocknęłam się, leżąc na ziemi i czując potworny ból – wspomina Weronika. Tramwaj przygniótł jej prawą rękę.
Całe 40 minut czekała na sprzęt, który pozwoli unieść ciężki pojazd i ją uwolnić. Gdy w końcu została przewieziona do szpitala, od razu trafiła na stół operacyjny. – Lekarze walczyli do końca, by ocalić zmiażdżoną rękę. Po tej pierwszej, wielogodzinnej operacji, w kilka dni później przeprowadzili drugą. Ale nie udało im się doprowadzić do przywrócenia przepływu krwi. Palce Weroniki zaczęły sinieć, obumierać. Mogło dojść do zakażenia i sepsy, a wtedy trzeba by było ratować życie mojej córki, nie rękę. Dlatego zapadła decyzja o amputacji – drżącym głosem opowiada mama Weroniki, Elżbieta.
Motorniczy, który prowadził tramwaj, nie poniósł na razie poważniejszych konsekwencji niż utrata pracy. Wprawdzie prokuratur uznał go za winnego spowodowania wypadku i skierował przeciwko niemu akt oskarżenia do sądu, jednak na wynik postępowania trzeba będzie jeszcze poczekać. Do tej pory nie został nawet ustalony termin pierwszej rozprawy…
Wypadek bardzo zmienił młodą kobietę. Kiedyś była beztroska, miała pasje i marzenia. Uwielbiała jazdę konną. Teraz obawia się, że już nigdy nie usiądzie w siodle. Boi się upadku z wierzchowca, który może być dla niej dużo bardziej groźny, niż dla pełnosprawnej osoby. Wszystkie wcześniejsze pragnienia zamieniła na jedno – móc funkcjonować tak, jak dawniej. Ale, mimo wielu chwil zwątpienia, znalazła w sobie dość siły, by się nie załamać. Bardzo szybko wróciła na uczelnię (studiuje filologię węgierską), a po zajęciach nie zamyka się w domu, nie izoluje od ludzi. – To byłoby nawet niemożliwe. Ciągle ktoś przychodzi i pyta, jak może mi pomóc. Znajomi stale mnie gdzieś wyciągają, za co im jestem bardzo wdzięczna – mówi Weronika.
Jej mama dodaje: – Przed wypadkiem córka była skryta, zamknięta w sobie, cicha. Trudno ją było wypchnąć z domu, a teraz nigdy jej nie ma i zawsze brakuje jej czasu. Stała się zdecydowanie bardziej otwarta i towarzyska. To pozytywna strona nieszczęścia, które ją spotkało, choć może mówienie o pozytywach wydaje się w tej sytuacji dziwne.
Weronika, niegdyś całkowicie praworęczna, dziś z niemal równą wprawą posługuje się lewą ręką. Ale tej drugiej bardzo jej brakuje. Wszak wiele najprostszych codziennych czynności wymaga użycia obu rąk. Nawet jeśli można je wykonać jedną, bez drugiej jest to znacznie trudniejsze i zajmuje dużo więcej czasu. Dlatego młoda kobieta marzy o nowoczesnej, ruchomej protezie ręki, którą będzie mogła chwytać przedmioty. – Podobno, gdybyśmy mieszkali w Niemczech, Weronika dostałaby ją za darmo. A w Czechach, na Słowacji i Węgrzech za jakieś śmieszne pieniądze. Niestety w Polsce trzeba za nią zapłacić prawie czterysta tysięcy złotych. Dofinansowanie z Narodowego Funduszu Zdrowia wyniesie zaledwie jeden procent z tego… – mówi Elżbieta Pawlik.
Rodzina, przyjaciele i znajomi Weroniki postanowili zebrać pieniądze na jej wymarzoną protezę, ale wciąż są bardzo daleko od osiągnięcia tego celu. Nie pozostało im już nic innego, niż zaapelować o pomoc do ludzi spoza najbliższego kręgu młodej kobiety. Każdy, najdrobniejszy nawet datek przybliży ich do chwili, gdy zakup protezy stanie się możliwy. Pieniądze można wpłacać na konto fundacji Votum (ul. Wyścigowa 56 i, 53-012 Wrocław): 32 1500 1067 1210 6008 3182 0000, koniecznie z dopiskiem: „dla Weroniki Pawlik”. Istnieje też możliwość pomocy za pośrednictwem strony internetowej www.siepomaga.pl/weronika-pawlik .
Rany jeszcze się nie zagoiły bo zbyt krótko od wypadku. Gratuluję odwagi wystąpienia do zdjęcia. Wpłacam