Przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego – najdłuższego w Polsce – to marzenie wielu miłośników gór. Liczącą około 500 km trasę pokonali Edyta i Marek Bożkowie. Wyprawie, która trwała 16 dni, przyświecał charytatywny cel – zbiórka pieniędzy na akcję „Prezent pod choinkę”, organizowaną przez Centrum Misji i Ewangelizacji w Dzięgielowie.
Młodzi małżonkowie pochodzą ze Śląska Cieszyńskiego, a konkretnie z Ustronia i Simoradza, ale obecnie mieszkają w Zielonej Górze, gdzie ks. Marek Bożek jest wikariuszem w parafii ewangelicko-augsburskiej, a jego żona pracuje jako pielęgniarka w miejscowym szpitalu. Góry ich połączyły i do teraz są wspólną pasją. Od kilku lat regularnie wyruszają w Sudety, Tatry czy Beskidy, ramię w ramię przemierzając kolejne kilometry. Do ostatniej wyprawy długo się przygotowywali, aż wreszcie nastąpił dzień 30 lipca, w którym wyruszyli z Wołosatego w Bieszczadach w stronę domu…
– Obydwoje wychowaliśmy się z widokiem na Beskid Śląski, lecz częściej zaglądaliśmy w Tatry. Dlatego też pomysł przejścia Głównego Szlaku Beskidzkiego był poniekąd pretekstem, by poznać inne części Beskidów, w których nigdy nie byliśmy, jak Beskid Niski czy Beskid Sądecki. Jednak naszym głównym motorem napędowym była pomoc innym w akcji charytatywnej #500uśmiechów – podkreślają małżonkowie.
Nazwa przedsięwzięcia nawiązuje do długości Głównego Szlaku Beskidzkiego. Marzeniem Edyty i Marka Bożków było i wciąż jest zebranie funduszy na przygotowanie 500 paczek dla ubogich dzieci z Ukrainy, Białorusi i Rumunii. To tam bowiem kierowana jest pomoc z Centrum Misji i Ewangelizacji w Dzięgielowie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Polsce, które po raz 20. szykuje się do akcji „Prezent pod choinkę”. W tym roku, ze względu na pandemię koronawirusa, może okazać się, że paczek zabraknie, a zamiast uśmiechu na twarzach wielu dzieci pojawi się smutek… – Nie chcemy do tego dopuścić, dlatego naszym celem stało się uzbieranie pieniędzy na 500 prezentów. Kto chce, może wesprzeć naszą akcję na portalu Zrzutka.pl dobrowolną kwotą. Każde uzbierane 60 zł to jedna paczka i jeden uśmiech. Wszystkie pieniądze zostaną przekazane Centrum Misji i Ewangelizacji – wyjaśniają małżonkowie. Zbiórkę, która trwa do 30 listopada, można znaleźć tutaj.
Zanim Edyta i Marek Bożkowie zaatakowali Główny Szlak Beskidzki, rozgrzewali się na nieco dłuższych dystansach, szykując do pokonywania w ciągu 16 dni 30-40 kilometrów dziennie. Swoich sił próbowali m.in. na Małym Szlaku Beskidzkim, który prowadzi z Lubonia Wielkiego do Bielska-Białej. Przejście 140 km zajęło im cztery doby. Poradzili sobie całkiem nieźle i wiedzieli, że jeśli tylko nie przytrafią się żadne niespodzianki, Główny Szlak Beskidzki jest do zdobycia.
Czy po drodze dopadały ich kryzysy i chwile zwątpienia? – Trudno, by na dystansie ponad 500 kilometrów ich nie było – uśmiechają się małżonkowie. Choć przez pierwszy tydzień wszystko szło jak z płatka, w kolejnym pojawiały się problemy – małe kontuzje, obolałe stopy, zepsuty mikrofon w aparacie i perspektywa wielu kilometrów do zrobienia.
– Na trasie spotykaliśmy najczęściej albo samotnie wędrujące dziewczyny, albo małe grupy chłopaków. Nie czuliśmy się znudzeni sobą, a wręcz przeciwnie, cieszyliśmy się, kiedy razem pokonywaliśmy codzienne małe kryzysy. To właśnie w chwilach zwątpienia byliśmy dla siebie najlepszym wsparciem. Cały czas towarzyszyła nam myśl, że nie robimy tego dla siebie, a widok kolejnych złotówek wpływających na konto naszej akcji dodawał nam skrzydeł. Wiedzieliśmy, że idziemy nie tylko dla siebie i to dodawało nam sił. Otrzymywaliśmy dużo wsparcia od naszej rodziny i przyjaciół, którzy poprzez media społecznościowe byli niejako cały czas z nami – przyznają nasi rozmówcy.
Kiedy dotarli do celu, byli przeszczęśliwi. – Po drodze wielokrotnie wyobrażaliśmy sobie ten moment i czym bliżej było Ustronia, tym większe były chwile wzruszenia. Kiedy zobaczyliśmy czerwoną kropkę w Ustroniu, kończącą Główny Szlak Beskidzki, zniknął cały otaczający nas świat i przyszły uczucia szczęścia, wzruszenia, spełnienia, a nasze oczy zalały się łzami. To jest niesamowite uczucie, które trudno opisać, bo tego trzeba doświadczyć samemu – podsumowują Edyta i Marek Bożkowie. W głowach mają kolejne plany. Jednym z nich jest pomysł stworzenia projektu skierowanego do ludzi uzależnionych od telefonu. Wędrując z Bieszczad do Ustronia wielokrotnie widzieli bowiem, że ludzie w górach, zamiast doświadczać piękna przyrody, patrzą na nie przez ekran smartfona…
Kto chciałby poznać więcej szczegółów wyprawy Edyty i Marka Bożków, może zajrzeć na kanał YouTube, gdzie na profilu “Góry Wolności” pojawiają się filmy ukazujące zmagania małżonków z najdłuższym szlakiem w Polsce.
Gratulacje, można nazwać wyczyn współczesnym patriotyzmem.
Fajnie poczytać coś pozytywnego.