Grudzień to wyjątkowy czas. Czas refleksji nad swoim życiem, ale też szczególnego zwrócenia uwagi na drugiego człowieka. Czas miłości i obdarowywania się podarunkami, dobrocią… Beata i Marcin Gryczowie z Kiczyc nie marzą o żadnym innym prezencie, jak tylko o zdrowiu dla swoich dwóch synów, a zwłaszcza starszego Wiktora. Zostało ono wycenione na prawie 280 tys. zł.
Wiktor ma siedem lat. Od września jest uczniem pierwszej klasy Szkoły Podstawowej im. Orła Białego w Kiczycach. To bardzo żywiołowe, promieniujące szczęściem i radosne dziecko, pozytywnie nastawione do ludzi i świata. Ma głowę wypełnioną wieloma pomysłami i wszędzie go pełno. Po prostu żywe srebro. Wiktor uwielbia układać klocki lego i puzzle, nawet te liczące po 1000 sztuk. Jest też bardzo samodzielnym i zawsze chętnym do pomocy chłopcem. Ma jednak pewną dysfunkcję, która utrudnia mu wykonywanie codziennych czynności, nawet tych prostych, sprawiając, że od chwili narodzin ma po prostu pod górkę.
Był to dla nas szok, nie ukrywam. Każdy przecież chciałby urodzić zdrowe dziecko. Pocieszało nas jednak to, że najprawdopodobniej nasz synek będzie zdrowy umysłowo. I wtedy też przyszło nam do głowy jego imię. Wiktor. Wiktor przecież znaczy zwycięzca.
– Nasz upragniony syn urodził się bez kości promieniowej w prawej ręce. Nie miał też kciuka, a jego serduszko położone było po prawej stronie. O tych wadach dowiedzieliśmy się już podczas badań prenatalnych, w 11. tygodniu ciąży. Był to dla nas szok, nie ukrywam. Każdy przecież chciałby urodzić zdrowe dziecko. Pocieszało nas jednak to, że najprawdopodobniej nasz synek będzie zdrowy umysłowo. I wtedy też przyszło nam do głowy jego imię. Wiktor. Wiktor przecież znaczy zwycięzca. Dziękujemy za niego Bogu. Od siedmiu lat też walczymy o to, by łatwiej było mu w życiu. By zwyciężył nad swoimi ograniczeniami. Cieszy nas to, że z serduszkiem, pomimo iż jest nietypowo umiejscowione, wszystko jak na razie jest w porządku. Liczymy, że to się nie zmieni – przyznaje Beata Grycz. Wspomina, że po porodzie przeżyła bardzo trudne chwile, gdyż na 19 dni została z synkiem rozdzielona, by mógł przejść szereg badań. – On był w szpitalu, a ja wróciłam sama do domu. To było coś strasznego. Przetrwaliśmy jednak i to – opowiada nasza rozmówczyni.
Kiedy chłopczyk miał dwa i pół roku, przeszedł pierwszą bolesną operację. Polegała ona na centralizacji nadgarstka. Wiktorkowi założono specjalny drut, który miał na celu wyprostowanie rączki, ale po jego usunięciu okazało się, że nie spełnił swojego zadania, a cały wysiłek poszedł na marne. Druga operacja miała miejsce, gdy skończył sześć lat. Jej efektem było przesunięcie palca wskazującego w miejsce kciuka. Choć się udało, dziecko nie potrafi nim jednak poruszać…
Niepełnosprawność powoduje, że każda zabawa, podobnie jak zwykłe czynności, które my wykonujemy rutynowo czy wręcz automatycznie, dla Wiktora są niemałym wyzwaniem, a czasami bywają niemożliwe do wykonania. Rodzicom ciężko patrzeć na przeszkody, które napotyka ich syn, dlatego zdecydowali się szukać pomocy u lekarzy poza granicami kraju. W ten sposób udało im się trafić do doktora Drora Paley’a, światowej rangi ortopedy, eksperta w wydłużaniu kończyn i korekcji deformacji, jednego z najbardziej doświadczonych chirurgów w dziedzinie wad wrodzonych i nabytych układu ruchu. Wielu nazywa go wręcz cudotwórcą. I na taki cud rodzice Wiktora liczą.
– Żałujemy, że wcześniej nie trafiliśmy do doktora Paley’a, bo może dziś bylibyśmy w innym miejscu. Wówczas jednak zrobiliśmy wszystko, co było w naszej mocy. Lekarz, który kilka razy w roku przylatuje z Florydy do Polski, by operować dzieci, wlał w nas nową nadzieję. Jego zdaniem uda się wyprostować rękę Wiktora i uruchomić ją w nadgarstku, przez co będzie zdecydowanie silniejsza. Kciuk również ma być ruchomy. Myślę, że dla Wiktora będzie to bardzo dużo. To zdecydowanie usprawni jego życie. Doktor Paley twierdzi, że można również wydłużyć o pięć centymetrów rękę naszego synka, ale jest to dodatkowy koszt i nie ma co ukrywać, dodatkowe cierpienie. Obecnie trudno mi powiedzieć, czy na ten krok się zdecydujemy, skoro tak naprawdę nie jesteśmy w stanie udźwignąć finansowego ciężaru pierwszej operacji. To ogromne pieniądze – stwierdza Beata Grycz.
Aby usprawnić rękę Wiktora, potrzeba blisko 280 tys. zł. Rodzice chłopczyka zdecydowali się poprosić obcych ludzi o pomoc. W internecie ruszyła zbiórka na operację małego mieszkańca gminy Skoczów. Można ją znaleźć pod adresem tutaj i wpłacić dowolną kwotę, do czego zachęcamy. Nawet najmniejszy gest się liczy! Nasi Czytelnicy, prosimy, zaangażujcie się! Wiemy doskonale o tym, że siła Waszych serc nie zna granic i mamy nadzieję, że zostanie skierowana również w stronę małego chłopca. Na Facebooku znajduje się ponadto strona „Pomoc dla Wiktora z Kiczyc – licytacje”. Na rzecz dziecka przekazywane są różnorodne przedmioty, a dochód z ich sprzedaży wspiera internetową zbiórkę. Im prędzej uda się zebrać potrzebną kwotę, tym szybciej siedmiolatek będzie miał szansę na lepsze życie. Jego rodzice są bardzo wzruszeni faktem, iż tak wiele osób zdecydowało się już im pomóc, a zwłaszcza w tak bardzo trudnych czasach jak obecne. Dziękują za każdą złotówkę, za każdy odruch serca i wsparcie.
– Wiktor nigdy nie zadał nam pytania, dlaczego taki jest. Dlaczego ma taką rączkę i cztery paluszki. Zdarza się, że temat drążą koledzy w szkole. On odpowiada, że taki się urodził. Jak na razie nie ma z tym problemów. Nie przejmuje się. Zawsze traktowaliśmy go normalnie. Nie chcieliśmy, by czuł się inny czy gorszy. Myślę, że ma szczęśliwe dzieciństwo. Co jest ważne w jego terapii, staraliśmy się go nie wyręczać w codzienności i dawać mu możliwości, by próbował wszystkiego sam. Kiedy jako trzylatek poszedł do przedszkola, panie były zaskoczone, że jest tak samodzielny. Tak samo jest teraz w szkole. Radzi sobie dobrze – dodaje Beata Grycz.
Pomóc dziecku można także przelewając pieniądze na konto: 42 2490 0005 0000 4600 7549 3994, z dopiskiem „24743 Grycz Wiktor”, bądź oddając 1 procent swojego podatku: numer KRS 0000037904, cel szczegółowy „24743 Grycz Wiktor”.
Fot. Z rodzinnego albumu