Zamiast trudnych do zrozumienia reguł, które trzeba wykuć, tworzy zabawne rysunki. Zamiast kilkunastostronicowych notatek, daje swoim uczniom kolorowe plansze. A na nich najważniejsze, łatwe w odbiorze zagadnienia. Anna Żertka, trzydziestoletnia nauczycielka w Szkole Podstawowej w Ochabach Małych, do przekazywania wiedzy podeszła w sposób niestandardowy…
Jej przygoda z notatkami wizualnymi rozpoczęła się dwa lata temu. Wraz z mężem adoptowali wówczas pięcioletniego synka. Jak się okazało, miał on spore zaległości w rozumieniu zasad czy niektórych poleceń, a że nie potrafił czytać to mama postanowiła pokazywać mu świat za pomocą prostych rysunków i piktogramów. Na przykład kiedy musiała wcześnie wyjść, a w domu zostawała babcia to tworzyła prosty rysunek – mały ludzik + schody + babcia. Dzięki temu chłopiec od razu mógł zrozumieć, że jak wstanie i zejdzie po schodach na dół to czeka na niego babcia. Strategia działała bezbłędnie.
W tym samym czasie Anna Żertka stale dokształcała się jako nauczyciel i szukała różnych sposobów na przekazywanie wiedzy, nie tylko za pomocą trudnych do zapamiętania regułek czy prezentacji. – Na grupie internetowej „Rysuję dla swoich uczniów” podglądałam takie rysunki nauczycieli i zawsze mi się to podobało. Myślałam jednak, że trzeba mieć do tego jakieś szczególne umiejętności, kosztowne mazaki itp. Obserwowałam ich pół roku i w końcu postanowiłam coś zrobić. Akurat w Bielsku-Białej warsztaty prowadziła Ela Curyło, autorka strony „Siła Myślenia Wizualnego”. Było to na tyle blisko, że postanowiłam pojechać i wziąć w nich udział. Pomysł na tzw. sketchnoting cały czas chodził mi po głowie, ale bałam się rysować. Ela poklepała mnie po ramieniu i powiedziała, że idę w dobrą stronę. Podobnie zrobił Mateusz Łysek, autor profilu „Belfry Bazgrolą” oraz członek grupy Superbelfrzy RP. To dało mi motywację do działania – wspomina nauczycielka.
Ze swoimi biologicznymi i chemicznymi rysunkami wstrzeliła się idealnie w potrzeby uczniów, nauczycieli oraz rodziców. W internecie działa i rysuje sporo nauczycieli języka polskiego, historii czy języków obcych. Przedmioty ścisłe nie były aż tak popularne. Na początku większość plansz robiła głównie dla swoich uczniów w szkole, a następnie wrzucała do sieci. Coraz częściej ktoś ją jednak prosił o narysowanie czegoś konkretnego. I tak powstał profil „Bio-chemiczne sketchnotki”, który aktualnie obserwuje ponad 9 tysięcy osób. Jej zabawne rysunki, które pomagają okiełznać zagadnienia z chemii i biologii stały się wsparciem dla nauczycieli oraz uczniów z całej Polski, a także dla rodziców, którzy samodzielnie uczą swoje pociechy.
– Dzieci szybko się nudzą. Gdybym dała im ankietę, zwykłe pozaznaczaj „tak” lub „nie” to zrobiliby to byle jak i szybko by ją oddali. A takie rysunkowe rzeczy, również na przykład na lekcji wychowawczej, okazały się świetnie sprawdzać. Moi uczniowie wypisali mnóstwo rzeczy, np. swoje mocne strony, plany i marzenia, pomysły. Dowiedziałam się o nich znacznie więcej niż pracując zwykłymi metodami. Zachowałam te wszystkie ankiety na pamiątkę. W ten sposób przemycałam te techniki wizualne, a nie tylko komendy „przepisz” czy „podkreśl na zielono”. Czasem mi nie wychodziło, np. rysunek zwierzęcia, i było mnóstwo śmiechu. A im więcej reakcji to tym więcej oni zapamiętywali. Czasem tłumaczyłam im niektóre tematy poprzez opowieści, czasem dodawałam naszą gwarę. Pojawiają się wtedy nowe połączenia neuronów i dzieciaki zapamiętują więcej z tak podanego tematu – przekonuje Anna Żertka. Na jej rysunkach można więc zobaczyć małego wilka wyjącego do księżyca „Auuu” z dopiskiem „Co robi szlachetny, złoty wilczek?”, „pH-ową kozę”, która wyjaśnia odczyny roztworów czy szprota tłumaczącego właściwości chemiczne substancji. Wszystko podane w sposób lekki i przyjemny. W sam raz do zapamiętania!
Na początku Anna Żertka rysowała wszystko kolorowymi mazakami, skanowała telefonem i wrzucała do sieci. Problem pojawiał się kiedy na rysunku trafiła się literówka czy jakiś błąd. Wszystko trzeba było robić od nowa. Teraz pracuje w sposób profesjonalny – na specjalnym tablecie. Dzięki temu swoje prace tworzy szybciej i ma czas na… jeszcze więcej projektów. Profil na Facebooku okazał się bowiem początkiem jej działalności. Kreatywna nauczycielka szybko została zauważona i zaproszona do współpracy przy wielu projektach. Prowadziła warsztaty internetowe, szkoliła innych nauczycieli, jej rysunki pojawiają się w książkach, na specjalnych tablicach w formacie A3 czy materiałach dla nauczycieli, którzy mogą je dowolnie kserować i udostępniać swoim uczniom. Jak mówi, zawsze wszędzie jej było pełno i nic się nie zmieniło. Kiedy kończy jeden projekt, zaczyna pięć kolejnych.
Sketchnotingiem starała się zarazić również nauczycieli w ochabskiej szkole. Kiedy w marcu rozpoczęła się epidemia, dostała od dyrektora zgodę na przeprowadzenie wewnętrznego szkolenia.
O pracy w roli nauczyciela nie marzyła, chociaż ta myśl wracała do niej od czasów dzieciństwa. Bała się jednak wypalenia, znudzenia zawodem. Chemię kochała, więc postanowiła studiować na politechnice. Chęć pracy z ludźmi, przekazywania dzieciom wiedzy wygrała. Jej pracę i zaangażowanie docenili już jej uczniowie, ponieważ została nominowana do nagrody „Edukatora roku”. – Wśród nominowanych są znani profesorowie, wykładowcy, korepetytorzy. Jest to więc dla mnie olbrzymie zaskoczenie i wyróżnienie – cieszy się Anna Żertka.
Jeśli trzydziestoletnia – jeszcze się chce, gorzej jak z trzydziestoletnim stażem.
Niestety polska szkoła to w większości znudzone nobliwe panie dyktujące wiedzę ze swoich pożółkłych kajecików z lat 70.
I wiesz to na podstawie statystycznych badań przeprowadzonych na próbie kilkunastu tysięcy nauczycieli? Czy może to tylko Twoje widzimisię nie poparte żadnymi rzetelnymi badaniami wygłaszane tonem specjalisty na anonimowym forum w internecie?
Bo za te pieniądze nikt młody i normalny do szkoły robić nie pójdzie.
bardzo szybko zniknęły artykuły o wizycie warszawskiego szambelana ,naczelnego ekologa kraju niejakiego Czaskowskiego, który za niemieckie srebrniki kleci jakiś campus. Towarzyszom z lewackiej 24 pl nie pasowały komentarze użytkowników?
Co ma wspólnego Twój problem ad persona z metodami nauki w szkole?
Nauczanie w szkole dostosowuje się poziomem do najsłabszych uczniów, zamiast do uczniów zdolniejszych. Można to nazwać równaniem w dół. Skutek jest widoczny – wracamy do pisma rysunkowego.
Nie ma “uczniów słabych” i “uczniów zdolnych”, każdy ma dziedzinę w której się spełnia tylko trzeba ją odkryć. Ten podział to przeżytek pruskiego systemu edukacji, nie sprawdza się w życiu. Gdyby tak było to piątkowicze osiągaliby same sukcesy w życiu a ci z dwójami kopaliby rowy a tak nie jest.
Pewnie w twoim świecie naukowcami zostają w większości wcześniejsi uczniowie z dwójami, a kopaniem rowów zwykle zajmują się dawni prymusi.
W jednej ze szkół w Szwecji nauczyciele już nie poprawiają uczniów rozwiązujących zadania matematyczne, aby „nie zniechęcać do nauki”
To logika talmudyczna. Pewien profesor akademicki został zmuszony do przepraszania za to że usiłował usunąć z sali wykładowej człowieka notorycznie przeszkadzającego w zajęciach. Uniwersytet zajął stanowisko, że uczelnia przeznaczona jest dla wszystkich i każdy ma w niej miejsce, nawet człowiek chory,uniemożliwiający innym pracę.
I jak widać w Ochabach można. A reszta? Dalej metody jak za króla Ćwieczka?