Końcówka ciąży i myśl o zbliżającym się porodzie są zawsze powodem do stresu dla przyszłych mam. A w czasach epidemii koronawirusa oczekiwaniom na potomka towarzyszą dodatkowe wątpliwości i zmartwienia, ponieważ Covid-19 również na oddziałach położniczych dyktuje swoje warunki.
W ostatnim czasie do naszej redakcji docierają pytania ze strony ciężarnych mieszkanek naszego regionu, które zastanawiają się, jak wygląda w czasie drugiej fali koronawirusa funkcjonowanie oddziału ginekologiczno-położniczego w Szpitalu Śląskim w Cieszynie, gdzie przyjmowane są pacjentki z całego regionu. Nasze Czytelniczki są ciekawe, w jaki sposób obecnie pracuje oddział. Ile porodów średnio się tam odbywa? Co z ciężarnymi, które są zakażone koronawirusem? I czy jest szansa, że rodzącym kobietom będą mogli znów towarzyszyć partnerzy?
– Pandemia wprowadziła zmianę organizacji pracy oddziału ze względu na obostrzenia sanitarne. W zeszłym roku, w okresie nasilonej epidemii, odbywało się średnio 60 porodów w miesiącu. Oddział jednocześnie cały czas wykonywał zabiegi i operacje, które wymagały pilnych interwencji ginekologicznych – wyjaśnia Ewa Herman, rzecznik prasowy Zespołu Zakładów Opieki Zdrowotnej w Cieszynie. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na fakt, iż praca w oddziale ginekologii i położnictwa ze względu na kontakt z pacjentkami covidowymi jest niezwykle wymagająca i obciążona ryzykiem. – Mimo tego nikt z lekarzy ani położnych nie zrezygnował z pracy i wszyscy w roku 2021 nadal udzielają świadczeń zdrowotnych pacjentkom z naszego rejonu przy zachowaniu reżimu sanitarnego. Zatem oczywistym jest fakt, że kobiety ciężarne mogą zgłaszać się do naszego szpitala. Do porodów przyjmujemy pacjentki zgodnie z zakresem referencyjnym oddziału – dodaje Ewa Herman.
Do naszej redakcji dotarły także pogłoski o tym, iż ciężarnym pacjentkom są proponowane porody domowe. Czytelniczki były ciekawe, czy rzeczywiście taka inicjatywa wychodzi ze strony Szpitala Śląskiego. Rzeczniczka lecznicy nie potwierdza jednak tych informacji. – Nie jest prawdą, że zalecamy porody domowe. Wręcz przeciwnie. Każdy poród w jednej chwili może z fizjologicznego stać się porodem patologicznym i wymagać natychmiastowej interwencji lekarskiej oraz zaplecza sali operacyjnej. Zalecamy więc zdecydowanie porody w szpitalu – mówi Ewa Herman. Co warto podkreślić, w oddziale ginekologiczno-położniczym w Cieszynie odbywały się zarówno porody zdrowych pacjentek, jak i tych, które są zakażone koronawirusem. – Do czasu uzyskania odporności populacyjnej takie przypadki będą się pojawiać. Każda pacjentka przyjmowana do oddziału jest poddawana testowi na obecność koronawirusa – tłumaczy Ewa Herman. Zaznacza, że po zaszczepieniu całego personelu medycznego i powrocie do organizacji oddziału sprzed pandemii, w Szpitalu Śląskim planowany jest powrót do idei porodów rodzinnych.
Rzeczniczka prasowa nadolziańskiej lecznicy informuje również, iż dla wygody pacjentek w 2021 roku po raz pierwszy uruchomiono – w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia – przyszpitalną poradnię ginekologiczno-położniczą, w której pracują lekarze jednocześnie zatrudnieni w oddziale, a więc dobrze znający zarówno organizację jego pracy, jak i obowiązujące rozporządzenia resortu zdrowia.
Są panie położne, które się w tym roku zwolniły z pracy…
Porodówka w cieszyńskim szpitalu jest najlepsza! Świetna opieka, wspaniali specjaliści. Rodziłam tam mój pierwszy raz i drugi też zamierzam. Pozdrawiam cały personel! 🙂
Dlaczego akurat do tej redakcji docierają pytania ze strony ciężarnych mieszkanek naszego regionu, tajemnica to wielka.
Ano dlatego, że rodzenie w koronie to nadzieja, że urodzi się król.
Rolą kobiety jest rodzić a nie mieć dylematy. Nie myśleć za dużo, wygody się zachciewa, gwarancji w pandemii. Jest wojna z wirusem na szerokim froncie. Strajk kobiet to brewerie, tak uważają panowie w dużej części na forum.
zebrzucha , no wiadomo że dzieci się biorą zebrzucha
Czasem nie w kapuście się znajduje? Te z głąbami są trochę mniej mądre.
Matka moja w burakach kopała i się urodziłem , teraz do buraków nie mam żadnych zastrzeżeń ,żadnych ,
a Jagiełło to się podobno w lesie urodził na mchu , i nic nam nie dał , a my jadamy na talerzach , a nasi przodkowie na mchu jadali , my im też nie
Jak to nie dali, daliśmy świetlaną przyszłość i szkoda, że oni tego nie widzą.
Do tych czerwonych buraków jednak zastrzeżenie trzeba mieć.