Wydarzenia Bielsko-Biała Cieszyn Czechowice-Dziedzice Żywiec Sucha Beskidzka Wadowice Oświęcim

Koniec segmentu premium? Być może

Pomyśl: jaki jest najsilniejszy argument przemawiający za zakupem nowego auta, a nie samochodu używanego z segmentu premium sprzed 10 lat? Naszym zdaniem to fakt, że pod względem wyposażenia różnice między nimi są często minimalne.

Wyposażenie schodzi w dół

Naturalną koleją rzeczy jest to, że wyposażenie, które jako nowinka techniczna było wprowadzone w segmencie premium, po pewnym czasie powszednieje i coraz częściej jest spotykane w niższych segmentach. Z punktu widzenia przeciętnego nabywcy samochodu to dobra wiadomość, bo producenci jednocześnie muszą pilnować cen swoich najniższych modeli i dbać o to, żeby jednak wyposażenie tam było jakkolwiek interesujące. I tak, są tu pewne przykłady, które zdają się temu przeczyć, ale przecież jeszcze wcale nie tak dawno Focus, Corsa czy nawet 207 to nie były samochody, które mogłyby czymkolwiek zachwycić. Dziś rozkodowanie nowej generacji na BestVIN sprawia, że można zadać sobie pytanie, po co kupować Mondeo, Insignię czy 407, jeśli nie chodzi po prostu o wielkość auta.

Problem jest z nowymi pomysłami

Można oczywiście dyskutować nad tym, które elementy wyposażenia i w jakim tempie są przekazywane do niższych segmentów, ale skoro zeszła tam nawigacja, tempomat (choć raczej nie adaptacyjny – na to jeszcze trzeba poczekać), komplet poduszek czy nawet łopatki zmiany biegów, to tak naprawdę większość ciekawych zmian już się dokonała.

Teraz problemem jest wyposażenie aut premium. Niezbyt jest co do nich dołożyć, żeby uzasadnić przepaść cenową między nimi a segmentem D, który jest naprawdę świetnie wyposażony. Mercedes na przykład zdecydował się na kolorowe podświetlenie kratek nawiewu. Może i to się komuś podoba, ale na pewno nie będzie argumentem, dla którego ktoś zdecyduje się dopłacić co najmniej kilkadziesiąt tysięcy złotych.

Producenci sami zamknęli się w potrzasku: wyposażenie z wyższych grup muszą wprowadzać do niższych, a w wyższych nie ma czego wprowadzić, bo większość zmian to kosmetyczne modyfikacje już znanych technologii, co wielu klientów już nie przekona.

Spójrz na starsze premium – przynajmniej były większe

Gdyby spojrzeć na auta sprzed 10 lat, to segment premium wyróżniał się przynajmniej przestrzenią i ogólnie gabarytami auta. Teraz, kiedy sedany są wypierane przez crossovery, a SUV-y wyjeżdżają nawet z salonów Dacii, trudno uznać jeszcze to kryterium za jakkolwiek uzasadnione.

W dodatku można jeszcze spojrzeć na raporty generowane na www.carvertical.com/pl/sprawdzenie-vin, gdzie można sprawdzić historię auta po VINie. Starsze auta premium mają często na licznikach po pół miliona kilometrów i nic ciekawego się w tym czasie nie wydarzyło. Nowsze? 50 i akcja serwisowa. 150 i awaria unieruchamiająca auto w trasie. Nie tego spodziewają się klienci nastawieni na samochody premium, a ci, którzy kupili używane auto z tego segmentu, zacierają ręce, bo jakieś 4.2 quattro sprzed 10 lat dziś wymaga najwyżej standardowego przeglądu.

Przyczyn takiego stanu rzeczy można dopatrywać się w różnych miejscach, ale wniosek jest jeden: dzisiejsze premium jest pozbawione wielu cech, którymi dawniej ten segment mógł się legitymować. I choć auta nadal będą dzieliły się na te „premium” i „nonpremium”, to jednak różnice między nimi sprowadzają się coraz częściej do detali i ceny. A może to dobrze, bo teraz prawie każde auto jest trochę premium?

google_news