Jej dramat życie rozpisało na wiele aktów. Gdy wybudzono ją ze śpiączki, powoli uświadamiała sobie, że cudem przeżyła i jak wiele skomplikowanych operacji przeszła. I jakie jeszcze trudy rehabilitacji i zabiegów ją czekają. Zamiast się skupić na powrocie do normalności, głowę jej zaprzątają sprawy sądowe z byłym mężem, niekończące się śledztwo, brak renty i środków z ubezpieczenia. Ale nie przestaje się… uśmiechać. – Co mi po łzach, skoro mam dla kogo żyć! – stwierdza Katarzyna Konwa.
Dlaczego?
– Nie pamiętam wypadku. Nie pamiętam nawet tego, co działo się poprzedniego dnia. To podobno reakcja obronna ludzkiego mózgu, by wyprzeć to, co straszne. I wolałabym sobie już tego nie przypominać – mówi Katarzyna Konwa, mieszkanka Wilkowic. – Pytano mnie, dlaczego tego dnia, choć było ciepło, miałam na sobie dwie koszulki rowerowe. Do dzisiaj nie mam pojęcia! – dodaje.
Feralnego 1 czerwca ubiegłego roku Katarzyna Konwa wyruszyła na rowerze z Wilkowic w stronę Przegibka. Towarzyszyła jej kolarka Rita Malinkiewicz, reprezentantka Polski, która chciała w Bielsku-Białej rozpocząć rowerowy projekt specjalnie dla kobiet. Wszystkie plany młodych kolarek legły w gruzach, gdy zostały staranowane przez kierującą osobówką. Do dzisiaj nie wyjaśniła, dlaczego zjechała na przeciwny pas ruch i doprowadziła do tak koszmarnego wypadku.
– Ciągle mnie nurtuje, dlaczego do tego doszło. I tak ma zarzuty za spowodowanie wypadku. Co jej to da, że mówi, iż nic nie pamięta. Powinna się przyznać i powiedzieć, co dokładnie zaszło. Nikt jej nic za to nie zrobi. To, że śledztwo się wlecze, to mało powiedziane. To potrwa lata, wszystko trzeba będzie znowu w sądzie odgrzebywać. Chciałbym, żeby to już zostało wyjaśnione. Pozwoliłoby mi to psychicznie zamknąć ten rozdział i się odbudować. W nocy mam koszmary z samochodami w roli głównej. Nikomu nie życzę tego, z czym muszę się borykać – mówi Katarzyna Konwa.
Wola życia
Mieszkanka Wilkowic przeszła serię operacji ratujących życie i zdrowie. Miała połamany kręgosłup i złamania twarzoczaszki. Trzeba było zrekonstruować jej nos i język. Cztery tygodnie spędziła w Szpitalu Wojewódzkim w Bielsku-Białej, zadziwiając wszystkich wolą życia. – Gdy wybudziłam się ze śpiączki, pytałam, co ja tu robię. Powoli się o wszystkim dowiadywałam, jednak bez tych drastycznych szczegółów. Nie mogłam uwierzyć, że byłam już po operacji twarzy w Katowicach, bo miałam połamane oczodoły i przegrodę nosową. Chciałam ruszyć ręką i nie mogłam. Chciałam stanąć na nogach i też nie mogłam, bo uświadomiono mnie, w ilu miejscach była złamana. Gdy włączyłam telewizor, zobaczyłam tam relację z tego wypadku… Ze wszystkim tym musiałam się stopniowo oswajać – opowiada kobieta. – Długo leżałam w łóżku i nie byłam w stanie nic zrobić, nawet usiąść czy przewrócić się na bok. Wszystko kosztowało mnie wiele sił. I bólu – dodaje.
Przed Katarzyną Konwą jeszcze szereg zabiegów, w tym między innymi rekonstrukcja zębów. – Myślałam, że będzie to prosta sprawa, że wystarczy wstawić implanty. Okazało się, że na skutek wypadku mam takie ubytki, że nie ma ich do czego doczepić, więc najpierw trzeba się zająć odbudową dziąseł. Po jednym z zabiegów synek mi mówi, że krew mi cieknie z buzi. Po znieczuleniu nawet tego nie czułam – mówi.
Gdy rany zaczęły się goić, przyszedł czas na intensywną rehabilitację, której końca nie widać i zajęcia, mające pozwolić wrócić do normalności. Z początku, w Limanowej, była to prawie całodzienna praca nad każdą operowaną częścią ciała. Do tego zajęcia z logopedą czy psychologiem i terapia zajęciowa. – Na koniec dnia byłam skonana. Jednak gdy mój stan się nieco poprawił i mogłam zrobić coś tak zwyczajnego, jak kartkę dla moich dzieci, byłam wniebowzięta. Dawało mi to kopniaka do dalszej walki. Wiedziałam, że muszę być twarda, by jak najszybciej wrócić do swoich dzieci, do normalnego życia – wspomina. Nie poddawała się bólowi i zwątpieniu. Gdy chciano ją zawieźć karetkę na rehabilitację, postanowiła ten kilometr przejść pieszo.
We wrześniu wróciła do Wilkowic. Tata, Krzysztof, wozi ją na rehabilitację, a wiele ćwiczeń sama wykonuje w pokoju, który do tego celu przystosowała. Ma tam rower z trenażerem, na który chętnie wsiada. Najpierw musi powoli dostać się na piętro, z trudem się schyla, by włożyć buty rowerowe i ostrożnie siada, by się nie przewrócić i nie zrobić sobie dodatkowej krzywdy. Uszczęśliwiło ją to, że z pomocą w rehabilitacji przyszła jej Iwona Arkuszewska-Szurkowska, wdowa po legendarnym polskim kolarzu. – Podarowała mi drogi i profesjonalny sprzęt do ćwiczeń, który służył jej mężowi. To wspaniały przykład solidarności kolarskiego świata. Kolejny miałam niedawno, gdy zadzwonił do mnie Czesław Lang – zdradza.
Nóż w plecy
Powrót do Wilkowic nie oznaczał dla niej zmiany na lepsze. – Wbito mi nóż w plecy. Moja „wina” polegała na tym, że nie wróciłam do tego domu taka sama, jaka byłam przed wypadkiem. I nie zasługiwałam już na miłość… Był to moment, gdy byłam niemal zupełnie niesprawna, walczyłam jak koń, by robić minimalne postępy, próbowałam to psychicznie udźwignąć, a nagle tracę męża i życie osobiste zamienia się w ruinę – wyznaje Katarzyna Konwa. Rozwód z kolarzem Markiem Konwą, w którym orzeczono jego winę i spór o wydatkowanie pieniędzy na zbiórkę odbiły się szerokim echem najpierw w środowisku rowerowym, a później w ogólnopolskich mediach. Publikowaliśmy już oświadczenia obu stron.
Sytuacja bynajmniej nie wraca do normy. Między byłymi małżonkami powstaje coraz więcej punktów zapalnych. Kobieta po ciężkim wypadku, zamiast skupiać się na swoim zdrowiu i wychowywaniu dzieci, ma głowę zaprzątniętą negatywnymi emocjami i nawarstwiającymi się problemami. – Sprawa rozwodowa i wszystko, co z tym związane, to dla mnie wielki stres. Jeszcze nie czas, by powiedzieć szczerze o wszystkim, co mnie spotkało – zaznacza.
To nie wszystko, z czym musi się zmagać wilkowiczanka. – Pieniądze ze zbiórki przeznaczam na rehabilitację i powrót do zdrowia. Nie wiadomo bowiem, jak długo i czy kiedykolwiek wrócę do pełni sił. Przede mną jeszcze długa droga, bym mogła ruszać ręką, bo mam uszkodzone nerwy i mięśnie w rejonie barku, ciągle mam trudności z poruszaniem się i problemy ze wzrokiem, szczególnie z ograniczonym polem widzenia. Obecnie mogę tylko liczyć na pomoc przyznanego mi przez gminę asystenta osoby niepełnosprawnej, który wspiera mnie w codziennych czynnościach. Jestem wdzięczna za pomoc, jaką otrzymuję w Wilkowicach, ponieważ na tym się nie kończy. Obecnie mój jedyny dochód, to zasiłek pielęgnacyjny przyznany w gminie. Ciągle nie przyznano mi renty, ciągle też nie mogę liczyć na wypłatę ubezpieczenia. Czekam na decyzję ZUS-u i zakończenie sprawy za spowodowanie wypadku. Gdyby nie rodzice, nie miałabym nawet na żywność – przybliża. Koszty rehabilitacji i kolejnych zabiegów pokrywa głównie sama, ze środków ze zbiórki. – Inaczej nie wróciłabym do zdrowia. Rehabilitantka działająca w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia odezwała się po pół roku – wskazuje.
Uśmiech zamiast łez
Katarzyna Konwa to przykład siły, żelaznej woli i pogody ducha. Mówiąc o swoich życiowych koszmarach, nie roni ani jednej łzy. Jest żywa, rozmowna, a na jej twarzy stale gości uśmiech. – Już się wypłakałam. Kolejne łzy w niczym mi nie pomogą. Muszę sobie z tym wszystkim poradzić i iść do przodu – deklaruje. Niewysłowioną radość sprawiają je zwykłe, codzienne czynności, a przede wszystkim czas spędzony z dziećmi. – To cudowne, że mogę znowu wstać rano, przygotować dzieci do pójścia do żłobka i przedszkola, iść na zakupy czy wybrać się na krótki spacer. Pamiętam jeszcze moją radość, gdy mogłam tak po prostu pójść z dziećmi na sanki. Jestem też w stałym kontakcie z Ritą i obie nie możemy się doczekać, kiedy znowu się spotkamy. Nawet mnie „straszy”, że się do mnie wprowadzi. Co niezwykłe, choć same ledwo przeżyłyśmy, to nasze telefony wyszły z wypadku bez szwanku. Swojego ciągle używam i nigdy nie wyrzucę – śmieje się. – Ostatnio zaczepiła mnie rowerzystka i z miejsca zyskałam nową koleżankę. Uwielbiam gawędzić z bliskimi i przyjaciółmi, choćby przez telefon. Po tym, co przeszłam, docenia się nawet najmniejsze aspekty życia – zwraca uwagę.
– Jestem ogromnie wdzięczna za całą pomoc, którą mi zaoferowano. Dziękuję wszystkim, którzy wsparli zbiórkę, co pomogło w leczeniu i rehabilitacji, wszystkim, którzy wspierali mnie choćby dobrym słowem, w tym sąsiadom, którzy są cudowni i mówią, że z Wilkowic mnie już nie wypuszczą – uśmiecha się mieszkanka. Może też liczyć na rodzinę. Obecnie pomaga jej tata, który przyjechał z rodzinnego Leszna. Dzieli z nią radości i smutki. – Wiem, co przeżywa, bo kiedyś sam miałem wypadek samochodowy w Niemczech. Byłem bliski śmierci, ale wyszedłem z tego, choć skutki odczuwam do dzisiaj. Cieszę się, gdy widzę postępy Kasi, to, że znowu może zajmować się dziećmi. Sam też zabawiam wnuki. Wilkowice i wszystkie place zabaw znam już jak własną kieszeń – stwierdza pan Krzysztof.
– Tata jest bardzo czujny. I nie chce mi pozwolić na przykład na koszenie trawy, co wręcz uwielbiam – śmieje się Katarzyna Konwa. Przypomniała o swoim dawnym marzeniu, które połączyłoby jej dwie pasje. – Myślałam kiedyś o otwarciu kolarskiej kawiarni, w której mogłabym serwować swoje ciasta i torty. Ale jeszcze nie wiem, co przyniesie przyszłość – tłumaczy. Marzy także o powrocie do jazdy na rowerze na świeżym powietrzu, choćby trzykołowym, bowiem nie potrafi jeszcze utrzymać równowagi. – Na pewno wrócę do jazdy rowerem. Nie mogę się doczekać tego dnia. Ale rower szosowy i drogi, po których jeżdżą samochody już sobie raczej odpuszczę – mówi, jak zawsze, z uśmiechem na ustach.
Postępy w rehabilitacji mieszkanki Wilkowic można śledzić na jej facebookowym blogu pod nazwą „Strongritandkate powrót do zdrowia”.
Niesprawne sądownictwo przysporzyło już wielu ludziom ogrom cierpień przez ślimaczące się procesy i dziwaczne czasami orzeczenia. Ale sędziwie bronią status quo, bo im taki stan rzeczy jak widać pasuje.
Bielsko-Biała to jest absolutna porażka w leczeniu po ciężkich urazach, jak to w skrajnie prawicowych miastach bywa.
Jestes skrajnie po****ny
Widać że nic nie wiesz o władzach miasta.
Kasia – trzymam kciuki. nie znamy się ale wiedz jedno – Wilkowice trzymają Twoją stronę!
artykułem powinny być wyłączone. I tyle w temacie.
Nie tyle w temacie bo jest to przykład, że życie nie jest tylko piękne i kolorowe i potrafi w najmniej spodziewanym miejscu wywinąć fikołka. Jeden potrafi się znaleźć tak jak bohaterka, ojciec a inny nie. Znając poziom niektórych komentujących, te komentarze powinny być wyłączone.
komentarzy (jak widać), komentarze powinny być wyłączone.
Stop dla bzur mojej imienniczki.
Co najmniej na przystanięcie jeśli nie na skomentowanie zasługuje wybrane miejsce w podtytule “Nóż w plecy”. Tym bardziej, że bohaterka chce się podzielić goryczą. Zasługuje Pani, Katarzyno, na miłość niewątpliwie.
że myślisz tak wąsko i i płytko. Na miłość każdy zasługuje.
Wąsko? – właśnie czytam wąsko w “odpowiedz” – “filozof”.
nicku, kolejny wymysł. I właśnie m.in. dlatego komentarze powinny być tu wyłączone, by takich klepitłuków/klepiszonów (wersja do wyboru, mogą być obie) nie zachęcać, do klepania po to tylko, byle klepać i nic mądrego, poza klepaniem.
“nicka” jest poprawnie, uważa klepitłuk, to jest mądre według wiedzy klepitłuka a nie “filozofa”.
klepitłuk/klepiszon (wersja do wyboru, mogą być obie), to mnie to lotto. To jest zwykłe klepanie. Po to by klepać. Nic mądrego, ale klepanie jest. Już brak argumentów w przypadku niejakiej H… i dlatego chociażby, komentarze powinny być wyłączone. Trafiło się ślepej kurze… i teraz będzie coś bredzić. Tak, przy okazji masz olbrzymi problem z interpunkcją, której być może nie rozumiesz. Mam na myśli całokształt.
Z czym ma problemy bohaterka artykułu? Wiesz “filozof”? Nie ja tu jestem bohaterką. Jeśli się składa oczekiwanie, że komentarze nie będą dopuszczone z podkreśleniem pewności na końcu oczekiwania – trzeba się samemu powstrzymać a nie ciągnąć klepanie własne.
ciągniesz temat, czyli klepiesz po to, by klepać, jak przystało na klepitłuka/klepiszona (wersja do wyboru, mogą być obie). I teraz kto, kogo zaczepił, aby ciągnąć I kto miał pomysł, by komentarze wyłączyć.
Jakoś słaby masz wpływ na wyłączanie komentarzy, Twoje na pewno pasowałoby wyłączyć bo nie wnoszą zupełnie nic do tematu.
szczególnie na to by klapać, po to by klepać.
Czytałam “w komentarzach w punkt” od filozofa, że tylko klepię a tu okazuje się, że jeszcze klapię. Póki co nie wiem od jakich klapek ale “filozof” w swojej bujnej fantazji da sobie z tym radę i wyjaśni.
ależ mnie to lotto, co nie lotto, że lotto. Tym bardziej, że znowu interpunkcja upomina się u klepitłuka/klepiszona (wersja do wyboru, mogą być obie) o interpunkcję.
Cienko filozof z tym wyjaśnieniem klapania i typowe kończenie miejsc gdzie filozof się zaciukał, stwierdzeniem, że mu lotto. Tym lotto nic nie wygrałeś i nie wygrasz.
by cokolwiek wyjaśnić. Nie zamierzam nic wygrywać, bo lotto, to lotto, a nie wściekły. Głupiaś, aleś głupiaś. Może klepnięty niejaki T… też głupi. A jak tam Czaskowski, że zapytam klepniętego.
Miej odwagę pytać, zwracać się wprost do Tadeusza a robisz już po raz drugi za pośrednictwem Hermenegildy. Tupnąć nogą… takiś bohater?
niejakie H.. która jakieś podprogowe teksty sobie uskutecznia z niejakim T… Miej odwagę i zwracaj się do mnie, a nie do wymyślonej osoby, bo nie jestem żadnym na f… Jeżeli będzie mój komentarz, to wtedy odpowiedz. A rzadko piszę, że dopowiem.
Co to znaczy zwracaj się do mnie jak trzeba zgadywać, że filozof to filozof. Jeśli wstydzisz się nicka “filozof”, obierz inny np. “teoretyk”, “fantasta” o ile Ci bardziej pasuje. Piszesz rzadko bo nie dajesz się zidentyfikować? Pisz częściej pod stałym nickiem ale jak masz coś do powiedzenia merytorycznego, nikt nie zabrania. Na nic Twoje w pierwszym komentarzu “i tyle w temacie” jeśli propozycja wyłączenia komentarzy jest poza praktyką. I Twoją praktyką.
tam na f… Wstydzić to się powinna niejaka H… tego, że jest wielonickowcem. Proponuję nick kompromitacja, albo Kom-pro-mi-tacja, dla niejakiej H… Nie zamierzam pisać cześciej, bo to zależy ode mnie, a nie od jakiegoś widzimisię. Propozycja wyłączenia komentarzy cały czas aktualna i nic do mojej propozycji. Tyle, co możesz naklepać.
Gadaj do obrazu a on ani razu… merytorycznie. Merytorycznie oznacza, że pisałeś iż mam zwracać się do Ciebie a nie do “wymyślonej osoby bo nie jestem żadnym na f”. Piszesz to do mnie a od dawna nazywam Cię filozof więc jasne, że o filozofa chodzi. Niech będzie, że jesteś coś tam na f a nie ktoś.
a nie jakieś tam… nic konkretnego, ale za to klepanie, by klepać zaznaczone. I nie nazywaj mnie coś tam f… bo sobie tego nie życzę.
Tego jeszcze brakuje, aby jakiś klepitłuk/klepiszon (wersja do wyboru, mogą być obie), mówił mi, jak mam pisać. Jesteś klepnietą osobą i zrozum to psychotyczny świrze, że jesteś.
Czyżby nerwy? Piękności szkodzą. Nie mówię jak masz pisać ale aby było merytorycznie. Wydawało mi się, że jeśli klepitłuk to normalne, że klepnięta, żadna rewelacja. Ale żeby od razu świr i to psychopatyczny? Za to, że chcę merytorycznie rozmawiać?
kolejny wymysł, po to by klepać. Brak merytorycznych możliwości zauważony. No żeż, jak można o kimś napisać, że świr, skoro świr i w dodatku psychotyczny.
Psychotyczny czy psychopatyczny, chciałabym dokładnie wiedzieć diagnozę filozofa jeśli mam się leczyć.
postaw. Jaka jesteś, czy psychotyczna, czy psychopatyczna, ale jesteś.
Postawiłam, jestem normalna. Nie ja piszę o psychotyczności czy też opsychopatyczności. Bez “i tyle w tym temacie” bo jeśli się nazywa, filozof, trzeba wiedzieć co się nazywa a nie na wszelki wypadek jedno i drugie.
nie jesteś normalna. I tyle w temacie.
i miała być “ź”. I tyle w temacie.
Nie wiesz co piszesz, a tak normalny nie robi.
nie wiesz. Ba, nawet nie rozumiesz, co piszesz.
Wspaniały poziom rozmowy z filozofem: jesteś głupia, a ty jeszcze głupsza.
tworzysz. Nie mój problem. Odpowiedzi adekwatne są.
Oj nie, dokładnie jest odwrotnie. Nie potrafisz wymyślić nic nowego i powtarzasz za mną. A i powtarzasz wielokrotnie już raz przez siebie zmyślone.
a zrozumiesz. Wymyślanie to nie mój patent, tylko niejakiej H… Nie powtarzaj, a powtarzane nie będzie.
Wymyślenie czegoś nowego, o tym u mnie była mowa. Zupełnie co innego niż wymyślanie, lecz to trzeba rozróżniać, rozumieć.
rozumieć, aby nie wymyślać, ani niczego nie kreować. I to trzeba rozróżniać.
Nic nowego, bez postępu, obracanie się wokół własnego ogona.
vice versa, czyżby ogon do zjedzenia pozostał niejakiej H…
Wymyśl coś innego poza ogonem. Rozumiem, że nie stać Cię i stąd obnażenie.
abym mógł zrozumieć. I nie siedź tak szeroko, bo to się myje, a nie wietrzy.
Obnażenie głupoty, przykładów aż nadto od filozofa.
skoro obnażanie jest celem, aby się obnażać, jako głupotę niejakiej H… czyli klepitłuka/klepiszona(wersja do wyboru, mogą być obie). Klepitłuk/klepiszon się już opatrzył. Zacznę pisać klepidło, krócej.
Klep jeszcze krócej, w domyśle – się w głowę. Te wymysły filozofa nie tyle się opatrzyły co są po prostu mało mądre a służyły do podniecania się przez filozofa.
klepidło zrozumie, że wiedzy, doświadczenia i nawet teorii brakuje u niejakie H… Nic mądrego z wypowiedzi niejakiej H… prócz klepania, byle klepać.
Twoim dziadem był zapewne kataryniarz.
dziadem był kataryniarz, ale klepanie bez sensu, to niejaki kataryniarz niejakiej na H…
Katarynka, filozof, (bez zaglądania do Wikipedii), to urządzenie na korbę z przeszłości, które odgrywało w kółko melodię. Kataryniarz jak się osłuchał w kółko tych samych melodii, nucił je i podczas snu. Może być dziedziczne u filozofa.
swój udział na forum. Pytanie tylko, czy określiłaś, czy określiłeś, albo określiliście. Podczas snu, trzeba być, a nie klepać, że się udaje. Klepanie po to, by klepać nie jest snem, tylko psychotycznością.
Trzeba mieć zamknięte oczy? Jeśli tak – właśnie śnisz filozof.
klepidło, aby wiedzieć czy śnię. Tworzysz jakieś klepnięte wizje i lepiej obudź się póki jeszcze możesz, bez nocnika.
No brawo, włączyła się fantazja i nocnik przywołany. A gdybym chciała spać w dzień co z tym nocnikiem? Do dziennika sikać?
jeżeli taką możliwość masz. Nic mi do tego, do czego sikasz. Ale brawa za fantazję, by sikać do dziennika. Jeszcze jakieś inne fantazyjne propozycje. Może sikanie do śmietnika? Ale braw nie będzie.
Przy największym harcie ducha łzy są, będą, muszą być. Raczej książki dramatu z opisem na akty nie sporządzać. Rola męża nie zasługuje na opisywanie dla bardzo kiepskiego aktora.