W Jaworzu na kolej się wypięli

Jaworze nie da złotówki na rewitalizację linii kolejowej z Bielska-Białej do Skoczowa, o co zabiegają wszystkie samorządy w regionie. Wójt gminy twierdzi, że nie ma na to kasy, poza tym mało kto w gminie jest zainteresowany kolejarskimi planami.

– Mamy w gminie ważniejsze sprawy niż dokładanie się do remontu torów kolejowych, co tak naprawdę jest obowiązkiem państwa, a nie samorządów – mówi Radosław Ostałkiewicz, wójt gminy i dodaje, że to, co się dzieje w związku z planami rewitalizacji wspomnianej linii kolejowej, to jawne odwracanie kota ogonem. – Ta linia być może będzie miała znaczenie regionalne, ale na pewno nie lokalne, dlatego nie jesteśmy nią zainteresowani.

Bardziej przyziemny powód, jak tłumaczy wójt, to skromny budżet na inwestycje.

– Gdybyśmy przystąpili do pomysłu, musielibyśmy wydać na niego półtora miliona złotych – tłumaczy Ostałkiewicz. – A nasz budżet na inwestycje na cały rok, to raptem trzy miliony, a bez środków unijnych nawet mniej niż kwota, którą musielibyśmy wydać na ten cel. Nie możemy więc ich marnotrawić, a tak by to wyglądało, gdybyśmy się dołożyli do kosztów.

Decyzja Jaworza o jeździe gminy pod prąd w stosunku do innych gmin zainteresowanych rewitalizacją nie jest postanowieniem wyłącznie wójta. Przeciwni byli wszyscy radni gminni, a Ostałkiewicz zanim ostatecznie uznał, że Jaworze nie wchodzi w układ kolejowy przeprowadził, jak twierdzi, własne konsultacje i ankiety z mieszkańcami.

– Za każdym razem wychodziło, że prawie osiemdziesiąt procent naszych mieszkańców jest przeciwnych, abyśmy wykładali budżetowe pieniądze na rewitalizację – zapewnia wójt, tłumacząc dodatkowo, że przez Jaworze przebiega raptem coś nieco ponad 800 m torów, nie ma odpowiedniego dworca, a ten, którego właściwa nazwa brzmi Jaworze-Jasienica, to przystanek kolejowy w samej Jasienicy.

– Torowisko oddalone jest od centrum jaworzańskiego życia o prawie cztery kilometry, nikt więc by nie korzystał z niego – uważa Radosław Ostałkiewicz. – Niemniej kibicujemy inicjatywie, a na pewno nie przeszkadzamy.

Z tym tak do końca jednak nie wiadomo, bo wyłamanie się jednej z gmin, przez które linia kolejowa przebiega może być uznane za spory minus przez komisję kwalifikującą inwestycję do realizacji (wójt zapewnia, że to niemożliwe, bo nie ma takiego punktu w ocenie). Stoją za nią koleje państwowe, i to one biorą na siebie główny ciężar finansowy całego projektu. Samorządy, w tym wojewódzki, dołożyć od siebie mają jedynie 25 procent całościowych kosztów. Jest też coś takiego, jak wzajemna solidarność społeczna. Dzisiaj większość jaworzan nie chce uruchomienia linii kolejowej, ale jeśli już i tak powstanie, bez ich pomocy, to i tak część z nich zapewne będzie z niej korzystać. Nikt przecież nie będzie sprawdzał na dworcach kto jest z jakiej gminy. Ostałkiewicz nie przejmuje się jednak krytyką twierdząc, że jest mu obojętne, czy ktoś z kolegów samorządowców będzie go teraz wytykał palcem.

– Bywają takie momenty, że trzeba iść pod prąd, jeśli się ma przekonanie o własnych racjach – mówi. – Mnie wybrali mieszkańcy i mam obowiązek wsłuchiwać się w ich głos.
Tyle, że nie zawsze większość ma rację…

Linia kolejowa nr 190 Cieszyn – Bielsko-Biała została otwarta w 1888 r. jako część austro-węgierskiej Kolei Miast Śląskich i Galicyjskich, poprowadzonej od Kojetína do Kalwarii Zebrzydowskiej. W całości została zelektryfikowana na odcinku Bielsko-Biała Główna – Skoczów w 1982 r. Pociągi przestały nią kursować w 2009 roku. Rewitalizacja odcinka Bielsko-Biała – Skoczów kosztować ma, przypomnijmy, około 200 mln złotych.