Śpiewa odkąd pamięta. Pierwsze kroki na scenie stawiał w Wiśle oraz w Cieszynie. Dziś jego głos hipnotyzuje i podbija serca międzynarodowej publiczności. Szwajcaria, Holandia, Estonia, Niemcy i Polska – to tylko część krajów w których występował. Paweł Konik z Cieszyna, bo o nim mowa, jest obecnie solistą Staatsoper Stuttgart, czyli Narodowej Opery w Stuttgarcie. O swojej karierze, trudnym czasie pandemii i wyjazdach do rodzinnego miasta rozmawia z red. Katarzyną Lindert-Kuligowską.
– Czas pandemii dla artystów nie był łatwy – teatry, kina i opery były pozamykane na cztery spusty. O koncertach, próbach czy występach nie było co marzyć. Jak sobie radziłeś?
– Ostatnie dwa lata były dla wszystkich czasem dziwnym, niezwykłym i bardzo trudnym. W świecie artystycznym szczególnie. Mając kontrakt ze Staatsoper Stuttgart byłem, pomimo utraty angaży gościnnych, w sytuacji można powiedzieć luksusowej. Wiele koleżanek i kolegów artystów takiego szczęścia nie miało. Stały kontrakt to również stała pensja, a przecież rachunki płacimy wszyscy. Dla najbliższej rodziny, czyli żony i syna, który urodził się tuż przed pierwszym lockdown-em, miałem bardzo dużo czasu. Jednak z moimi rodzicami i całą rodziną mieszkającą w Polsce widywaliśmy się w tym czasie bardzo rzadko. Zdecydowanie rzadziej niż byśmy chcieli. Mój syn poznał rodzinę, mając pół roku…
– Muzyka w sercu i wielka pasja do niej nie dawała jednak o sobie zapomnieć. Rozwinąłeś zawodowe skrzydła w nieco inny sposób.
– Troszkę tak (śmiech). Zająłem się działalnością naukową związaną z opracowaniem manuskryptów oraz promocją muzyki zapomnianego polskiego kompozytora Raoula Koczalskiego. Praca badawcza zaowocowała pozytywnie obronioną dysertacją doktorską w Akademii Muzyczej im. Karola Szymanowskiego. Ale ten projekt cały czas trwa. Koczalski napisał prawie 200 pieśni, 6 oper i sporo muzyki fortepianowej. Cały czas przekonuję instytucje i kolegów, by tę muzykę przywracać do repertuaru.
– Trudny czas miejmy nadzieję za nami. Obecnie jednak Twój grafik jako solisty operowego zapełnia się po brzegi…
– Aktywność artystyczna jest dla mnie rdzeniem działalności. Nawiązałem współpracę z renomowaną Internationale Hugo Wolf Akademie z siedzibą w Stuttgarcie. Dzięki tej kooperacji miałem okazję promować muzykę polską – z dużym naciskiem na twórczość Fryderyka Chopina, Mieczysława Karłowicza oraz wcześniej wspomnianego Raoula Koczalskiego. Podczas recitalu solowego w Staatsoper Stuttgart występowała ze mną pianistka Ewa Danilewska, z którą znamy się jeszcze z czasów studiów w katowickiej Akademii Muzycznej.
– Za Tobą także najstarszy festiwal operowy w Estonii – Saaremaa Opera Festival, gdzie wystąpiłeś wraz z zespołem Opery Śląskiej.
– Festiwal Saaremaa Opera w Kuressaare w Estonii na wyspie Saaremaa był pięknym przeżyciem. Rzadko zdarza się, by zespół jednego teatru – w tym przypadku Opera Śląska – podjął się tak wymagającego zadania jak zagranie 6 różnych tytułów w 5 dni. To wielkie wyzwanie, któremu Opera Śląska świetnie sprostała. A ja cieszyłem się bardzo z kolejnego już zaproszenia do współpracy z teatrem, w którym stawiałem pierwsze kroki jeszcze jako student. Festiwal był świetnie zorganizowany i jest to zasługa doskonałej współpracy dyrekcji Opery Śląskiej z Eesti Kontsert – organizatorem festiwalu. Podczas otwarcia festiwalu miałem przyjemność powrotu do roli Mercutio, która jest wiodącą rolą barytonową w spektaklu Romeo i Julia (kompozytorem jest Ch. Gounod) w reżyserii wybitnego polskiego reżysera Michała Znanieckiego obchodzącego w tym roku 30 lat pracy artystycznej. Kierownikiem muzycznym tego spektaklu był ceniony polski dyrygent Przemysław Neumann. Na zakończenie tegoż festiwalu wykonałem również partię Jakuba, pierwszoplanową rolę barytonową w operze Stanisława Moniuszki pod tytułem Flis.
– Estonia pozostawiła w Twoim sercu niezatarte wspomnienia.
– Miejsce jest przepiękne. Zamek otoczony fosą. W dodatku zaraz nad brzegiem morza. Estonia jest piękna. 45 proc. państwa to lasy. Natura! Polecam serdecznie. A publiczność? Wspaniała! Każdego dnia, stawiany specjalnie na festiwal namiot teatralny mieszczący 2000 osób był wypełniony po brzegi. To bardzo budujące. Pokazuje, że ludzie pragną kultury, opery, kontaktu z teatrem. Po spektaklu otwierającym festiwal mieliśmy okazję poznać prezydenta Estonii pana Alar Karis, to również pokazuję rangę tego festiwalu. Na wszystkich festiwalowych spektaklach był również obecny ambasador RP w Estonii pan Grzegorz Kozłowski. To niezapomniane chwile.
– Czy będzie można zobaczyć Cię w Polsce?
– Na terenie Polski będzie mnie można posłuchać podczas koncertu inauguracyjnego festiwal „Chopin i jego Europa” w Warszawie. Jest to jeden z czołowych festiwali muzyki klasycznej w Europie. Koncert już 14 sierpnia. Podczas inauguracji festiwalu wraz ze wspaniałą orkiestrą Europa Galante pod dyrekcją maestro Fabio Biondiego wykonamy dwa dzieła Stanisława Moniuszki. Widma, które powstały na podstawie „Dziadów” Mickiewicza oraz kantatę Nijoła. Koncert ten będzie zarejestrowany i wkrótce zostanie wydany na płytach CD nakładem Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina. A już we wrześniu mój powrót na śląskie sceny w ramach inauguracji sezonu artystycznego Opery Śląskiej. 10 września ponownie wcielę się w rolę Mercutio w operze Romeo i Julia autorstwa Ch. Gounod. Poza tym serdecznie zapraszam do Staatsoper w Stuttgarcie gdzie w nadchodzącym sezonie artystycznym można mnie zobaczyć w 5 różnych tytułach. Wśród nich jest ważny dla mnie debiut jako Ford w arcydziele Giuseppe Verdiego pt. „Falstaff”. Wracam też do moich ulubionych ról i wystąpię jako: Jupiter w „Platée” arcydziele francuskiego baroku autorstwa Rameau, Alidoro w Kopciuszku Rossiniego, Donner w Złocie Renu Ryszarda Wagnera. Wcielę się również w rolę Jezusa w premierowej inscenizacji Pasji wg św. Jana autorstwa Jana Sebastiana Bacha.
– Czy będzie Cię można częściej zobaczyć na Śląsku?
– Mój kalendarz wypełnia się w tym momencie z dwuletnim wyprzedzeniem, w związku z tym planowanie dodatkowych spektakli i koncertów zależy głównie od tego czy wpasują się one w grafik Staatsoper w Stuttgarcie, z którym jest związany od 2018 roku. Jednakże jestem w trakcie rozmów z dyrekcją Opery Śląskiej, szczegółów nie mogę na razie zdradzać. To co mogę powiedzieć to, że we wrześniu będę występować z zespołem Opery Śląskiej dwukrotnie: 10 września podczas Inauguracji 78. Sezonu Artystycznego, która odbędzie się w Pałacu Kultury Zagłębia oraz 27 września w Teatrze Śląskim w Katowicach. W obu przypadkach będzie to wspomniana już rola Mercutio w świetnym i lubianym przez publiczność przedstawieniu Romeo i Julia autorstwa Ch. Gounod.
– Czy tęsknisz za Cieszynem?
– Oczywiście. Za moją małą ojczyzną, którą jest Śląsk Cieszyński tęsknię w szczególności. Tu jest moja rodzina. Tutaj zaczęła się moja droga, również ta artystyczna. Staram się bywać w Cieszynie możliwie jak najczęściej.
Z pewnością odwiedzę Cieszyn w sierpniu zaraz po otwarciu Festiwalu Chopin i jego Europa w Warszawie 14 sierpnia. Bardzo ciekawi mnie postęp i rezultaty prac archeologicznych na rynku.
– Praca artysty to ciągłe koncerty. Jak udaje Ci się to pogodzić z rolą męża i ojca?
– Tu wielkie ukłony w kierunku mojej wspaniałej żony, która jest dla mnie największym wsparciem.
Wyjazdy gościnne zawsze są trudne – dzieci szybko rosną. Najtrudniejsze dla mnie są te wzbogacający mój repertuar operowy. Przygotowanie nowej premiery w teatrze operowym to przynajmniej 6 tygodni pracy w trakcie prób. Staram się je tak planować by wypracowywać taką liczbę dni wolnych między próbami, by choć na chwilę wrócić do domu. To nie jest łatwe logistycznie i bardzo kosztochłonne. Granie samych spektakli już tak problematyczne nie jest.
Również propozycje koncertowe wyrywają mnie na mniejszą liczbę dni z domu. Cóż mogę powiedzieć, nie jest to najłatwiejszy rodzinnie zawód. Ale kocham moją rodzinę i to co robię – jakoś trzeba znaleźć balans.
– Dziękuję za rozmowę.
Rozmowa nadaje się w Beskidzkiej TV a nie w Głosie Ziemi Cieszyńskiej