Czy śmierć i umieranie to w dzisiejszych czasach wciąż tematy tabu? Co się dzieje z ciałem zmarłej osoby, gdy lekarz zrobił już wszystko? Jak wygląda praca w zakładzie pogrzebowym? W jaki sposób codzienne obcowanie ze śmiercią wpływa na postrzeganie codzienności?
Na te pytania i kilka innych staramy się znaleźć odpowiedź w najnowszym materiale Beskidzkiej TV. Z kamerą zajrzeliśmy do domu pogrzebowego w Skoczowie. Magdalena Lapczyk, która kontynuuje rodzinne tradycje i prowadzi założony przez mamę i tatę w 1988 zakład pogrzebowy, uchyla przed nami rąbka tajemnicy i opowiada, na czym polega jej praca.
Trumny w domu pamięta od zawsze. Gdy rano pakowała się do szkoły, w przedpokoju stały płaczące rodziny. Całowała mamę w policzek, gdy ona omawiały szczegóły pogrzebu. – Biuro mieściło się w naszym rodzinnym domu. Miałam sześć lat, gdy powstało. Kontakt z rodzinami, które ucierpiały w wyniku śmierci bliskiej osoby, miałam od samego początku. Mimo że byłam dzieckiem, wszystkie te opowieści cały czas gdzieś krążyły, przewijały się przy normalnych, codziennych czynnościach. Dla mnie to było czymś naturalnym. Nie znam innego dzieciństwa – wspomina Magdalena Lapczyk.
Gdy dorosła, zdecydowała się pójść drogą wytyczoną przez rodziców, choć nie była ona prosta. A zaczęło się od przeczytania wywiadu z Ireneuszem Migdałem, nieżyjącym już dziś balsamistą. Wtedy o balsamacji zwłok czy tanatopraksji nie mówiło się wiele.
– Stwierdziłam, że to zrobię. Że zostanę balsamistką. Miałam 17 lat i wymyśliłam sobie plan na życie. Pomyślałam, że to jest to, czego potrzeba rodzinie. Tego godnego pożegnania. By można było zmarłego dotknąć. Spojrzeć ostatni raz do trumny. Nie bać się jego wyglądu. Uznałam, że to jest to, czym chciałabym się zająć. Od pomysłu do realizacji minęło 10 lat. Może trochę brakowało mi odwagi. Życie też różnie się układało. Ale zawsze wiedziałam, że chcę się tym zajmować. Podeszłam do tego jak do służby. Jak do misji. Wzięłam sobie za cel opiekowanie się zmarłymi i ich rodzinami – opowiada Beskidzkiej TV Magdalena Lapczyk.
Myślę, że ludzie teraz nawet przy pogrzebach szukają oszczędności, szkoda kasy na balsamowanie, popieram kremację.
Trudno nam rozmawiać o śmierci bo nikt nie chce umierać.Pragniemy żyć i oddalamy tę dramatyczną chwilę jak najdalej. Wydaje się, że śmierć nas nie dotyczy…A jednak
Różnie jest, im bliżej tym łatwiej. Doświadczenie bohaterki jest pozytywne: “nie umierajmy za życia”.
Aby wysłuchać w całości, trzeba było się skupić, zrozumieć – i rozumiem. W wywiadzie gros uwagi poświęciła bohaterka zabiegom nad ciałem zmarłego wykonywanym osobiście, jest to zakład pogrzebowy zajmujący się szerszą organizacją pochówków – nie mówi się o roli innych. Na początku była mama, tata i sześcioletnia córka kiedy tata otwierał zakład pogrzebowy, jeszcze chyba był ktoś z rodzeństwa (?). Jest i tutaj rodzina – jaka? Bohaterka wspomniała o dorastającej córce – jakie jej podejście do fachu rodzinnego w wieku bohaterki kiedy decydowała o zajęciu się balsamowaniem?
Ciekawe zajęcie. Z tego co wiem, to w cieszyńskim zakładzie pogrzebowym tez jest Pan który się tym zajmuje
Bardzo ciekawy wywiad. Gratuluje Dorotko podjęcia tak trudnego tematu. Wielki szacun dla bohaterki artykułu i wywiadu Pani Magdy Lapczyk
Makabryczna pomyłka w zakładzie pogrzebowym w Elblągu. Ubrali i włożyli do trumny nie to ciało. Właściwe ciało skremowali. Zakład pogrzebowy przyznał, że doszło do makabrycznej pomyłki.
No i co w związku z tym, czy coś to wnosi do tematu?
Co ma piernik do wiatraka? Pani Magda pracuje w zakładzie w Skoczowie a nie w Elblągu. Bezsensowny komentarz.