Kolejny raz powrócił temat odbudowy dawnego toru saneczkowego na Koziej Górze. Tym razem za sprawą posła Mirosława Suchonia. Problem w tym, że w toczącej się już od kilku dekad dyskusji na ten temat więcej jest pobożnych życzeń i sentymentów niż realnej oceny potrzeb saneczkarzy.
Przed laty tor na Koziej Górze w bielskich Mikuszowicach był najdłuższym i najtrudniejszym w Europie. Ale to było dawno. Od tego czasu wiele w sporcie saneczkowym się zmieniło. Obecna saneczkarska młodzież nie potrzebuje w Bielsku-Białej najdłuższego, najstarszego czy najtrudniejszego toru. Potrzebuje w ogóle jakiegoś toru, aby trenować i wcale nie musi to być ten, którego już dawno w Mikoszowicach nie ma.
Poseł Suchoń (Polska 2050) postuluje rewitalizację bielskiego obiektu. „Dobrze zbudowany obiekt, dodatkowo idealnie wpasowany w teren, taki jak obszar Koziej Górki, to tylko początek dla odrodzenia się tego pięknego sportu w skali całego kraju” – przekonuje ministra sportu, do którego skierował w tej sprawie interpelację. Pyta w niej o możliwość modernizacji toru w ramach centralnych inwestycji, bo dla samorządu takie przedsięwzięcie jest zbyt dużym wyzwaniem finansowym.
Gdzie te zimy
Krótkie wyjaśnienie: saneczkarstwo można podzielić na to uprawiane na torach naturalnych oraz sztucznie lodzonych. Pierwsze to po prostu zjazd na sankach po naturalnym śniegu (trasy są ubijane i polewane wodą) trasą wytyczoną na górskim zboczu. Drugie to zjazdy wąską, stromą i krętą betonową rynną pokrytą sztucznie mrożonym lodem. Pierwsza z dyscyplin, choć od niej wszystko się zaczęło, to obecnie sport bardzo niszowy, uprawiany zaledwie w kilku krajach (głównie we włoskim i austriackim Tyrolu). Natomiast ślizgi w lodowych rynnach to sport olimpijski.
Jeszcze na przełomie lat 80. i 90. w Bielsku-Białej i okolicy działało prawie dziesięć sekcji saneczkarskich, w których trenowały setki zawodników. Później – z różnych przyczyn – było tylko gorzej. Obecnie w mieście działają dwie takie sekcje, skupiające głównie dzieci i młodzież. A zimy nie są już takie jak dawniej. Trudno utrzymać naturalny lód, gdy nie ma mrozów, a na dodatek w górach jest coraz mniej wody potrzebnej do „utwardzania” trasy. Z tego powodu przestał istnieć podobny tor w Szczyrku, na którym jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku rozgrywano zawody pucharu świata w saneczkarstwie na trasach naturalnych.
Grzegorz Pajda, pochodzący z Bielska-Białej były trener saneczkarstwa, obecnie znany komentator sportowy w Eurosporcie (przygodę z dziennikarstwem zaczynał w „Kronice Beskidzkiej”) zwraca uwagę, że w austriackich czy włoskich Alpach tory naturalne położone są na wysokości 1800 czy nawet 2000 metrów, gdzie śnieg i lód utrzymują się nawet przez pół roku. Stąd ten sport jest tam wciąż popularny i uprawiają go na dziesiątkach takich torów całe rodziny, a zawodnicy z tych krajów stanowią w tej dyscyplinie światową czołówkę.
Na liczącej niespełna 700 metrów wysokości Koziej Górze utrzymanie naturalnego śnieżno-lodowego toru saneczkowego jest już niemożliwe. Na torach naturalnych nie można stosować mat mrożących (takich jak na sztucznych lodowiskach) – tylko naturalny śnieg, lód i mróz. Sztucznie mrozi się tylko wspomniane lodowe rynny, lecz budowa takiego – kosztującego dziesiątki milionów złotych obiektu na Koziej Górze byłaby – nie ma co ukrywać – szaleństwem. Nawiasem mówiąc w Polsce były kiedyś dwa sztuczne tory saneczkowe – w Krynicy i Karpaczu. Oba nie są już użytkowane. Co prawda planowana jest budowa w Krynicy nowoczesnego obiektu, lecz póki co, zawodnicy uprawiający tę olimpijską odmianę saneczkarstwa jeżdżą trenować za granicę, głównie do Niemiec i Estonii.
Dwie sekcje
W Bielsku-Białej działają dwie sekcje saneczkowe – UKS Smyk oraz KSS Beskidy, trenujące dzieci i młodzież od lat 6 do 21 (podobne sekcje działają też w Pszczynie i Katowicach, a ostatnio coś dzieje się w tym sporcie także w Gilowicach). Jak mówi Mirosława Ogrodzka, trenerka kadry seniorów i juniorów na torach naturalnych w Polskim Związku Sportów Saneczkowych, w obu bielskich klubach trenuje obecnie łącznie około 50 saneczkarzy. Dodaje, że chętnych byłoby więcej, jednak kluby nie mają pieniędzy, aby utrzymać więcej zawodników. Młodzi sportowcy ze stolicy Podbeskidzia odnoszą w tym sporcie sukcesy, rywalizując z powodzeniem z rówieśnikami z Austrii i Włoch. Wyniki mogłyby być jeszcze lepsze, gdyby saneczkarstwo na torach naturalnych było lepiej dofinansowane. Z braku pieniędzy zawodnicy nie mogą uczestniczyć we wszystkich zawodach pucharowych w sezonie, bo wyjazdy sporo kosztują.
Jak i gdzie trenują? Przez cały rok można trenować saneczkarstwo na „sucho”. Służą do tego sankorolki, na których zawodnicy szlifują swoje umiejętności. Do tego specjalny tor nie jest niezbędny. Oczywiście sama jazda „po betonie” nie wystarcza i część treningów trzeba przeprowadzić na lodzie, siłą rzeczy zawodnicy muszą wyjeżdżać na zagraniczne zimowe zgrupowania do krajów alpejskich (nawet mistrzostwa Polski w tej dyscyplinie rozgrywane są na włoskich lub austriackich obiektach). Dla ścisłości warto dodać, że w Polsce jest jeden tor, lecz znajduje się na drugim końcu kraju, w Gołdapi, więc do Austrii jest bliżej.
Jak więc widać, mimo trudności, dyscyplina się nie poddaje i jakoś sobie radzi także w Bielsku-Białej. Poza tym, niejako naturalną koleją rzeczy jest w tym sporcie, iż młodzi zawodnicy osiągający sukcesy na torach naturalnych, w wieku seniorskim kontynuują karierę ślizgając się w lodowych rynnach.
Podopieczni bielskich klubów, aby trenować na sanokorolkach, muszą jednak wyjeżdżać do Międzybrodzia. Tam trenują na zwykłej asfaltowej górskiej drodze, lecz są tam mile widziani i mają na to zezwolenie. W Bielsku-Białej, choć podobnych dróżek nie brakuje, nie mogą z nich korzystać, bo okoliczni mieszkańcy zazwyczaj się nie zgadzają, saneczkarze są przeganiani i straszeni policją.
Czy taki tor dla sankorolek powinien powstać na Koziej Górze? Przemawiają za tym wyłącznie sentymenty, bo już realna ocena sytuacji niekoniecznie. Na pewno górny odcinek (zamknięty ponad 40 lat temu) z wielu względów się do tego celu nie nadaje. Jeśli chodzi o dolny to środowisko faktycznie ma pewien żal do władz miasta, iż w czasie, gdy planowano rewitalizację toru i przystosowanie go do innych zadań nikt tego pomysłu z saneczkarzami nie skonsultował. Bo faktycznie tamten fragment dawnego toru saneczkarzy mógłby się nadać. – To może być każde inne miejsce, choć tamto jest z tradycjami – przyznaje Mirosława Ogrodzka.
Minister sportu odpowiedział posłowi Suchoniowi, że rolą ministerstwa nie jest odbudowa toru saneczkowego na Koziej Górce. Inicjatywa powinna wyjść od lokalnych władz i środowisk sportowych, a minister może najwyżej wspomóc finansowo realizację takiego przedsięwzięcia.
Wygląda więc na to, że prawdziwe pole do popisu dla polityków, samorządowców i wszystkich, którym leży na sercu dobro bielskiego saneczkarstwa, to znalezienie miejsca w Bielsku-Białej, gdzie młodzi saneczkarze mogliby trenować.
No tak 🤗 Identyczna jest obietnica parku przy ul. Stawowej i Wodnej w Aleksandrowicach pomiędzy Oś. Kopernika a Woj. Polskiego co wybory to obiecują już nawet były środki z budżetu obywatelskiego przyznane na rolkowisko i się zgubiły 😎
Może poseł zainterweniować czy zostawić jak jest?
Panie pośle Pan jeszcze załatwi śnieg i mróz i będzie dobrze
koniecznie też chętnych
Jedyną firmą zdolną do wybudowania i utrzymania całorocznego obiektu jest COS w Szczyrku. Sens ma TYLKO umiejscowienie toru z metą w poblizu stacji przesiadkowej na Skrzyczne.
Gdybyś pisał Herr COS – jawohl
Moja Droga,
ta firma to nie moja bajka z róznych wzgl, ale nieważne. Kto zna z bliska Skrzyczne i
COS, wie ze ten jako jedyny ma kapitał, teren odp.wysoko n.p.m., z dojazdem, kolejami, obiektami i kadrami.
Żaden samorząd nie zaopiekuje się tematem długofalowo, a PZSS tego nie udźwignie.
Możesz sobie myśleć i kierować, ale najpierw ktoś zainteresowany musi się zgłosić do COS, a przede wszystkim COS musi chcieć zainteresować się wskazaniem. Jak sobie radzi samorząd w Gołdapi?, tor saneczkowy jest niżej n.p.m.
no toż chyba nam sie juz objawił samozwańczy-przedwyborczy kreator ruchu saneczkowego 2050-tego w osobie Pana Posła.
Ale moze sie okazac ze to tylko sposób na to.by pisali nazwisko w gazetach bo wybory, a potem to kazdy swoje sanki na plecy i resztę zycia dalej pod górę
no toż chyba nam sie juz objawił samozwańczy-przedwyborczy kreator ruchu saneczkowego 2050-tego w osobie Pana Posła.
Ale moze sie okazac ze to tylko sposób na to.by pisali nazwisko w gazetach bo wybory, a potem to kazdy swoje sanki na plecy i resztę zycia dalej pod górę
Też sposób.
Baranie nie ważne kto ale aby był i młodzi uprawiali sport za naszego teraz nierządu to może jedynie być hulanie i rydzyka ,a jak nasza liga ma 50 obcokrajowców to chodzisz na niby wiejską kopanine i płacisz herr baranie czarnych.
Z szacunkiem proszę: czarny baranie, gdzie saneczkarstwo a gdzie liga piłkarska.
No to panie Suchoń podwijaj pan rękawy i do roboty. Pokaż pan samorządowcom jak się pracuje.
Ale w 2050 się tylko gada na czele z kabareciarzem i czeka kiedy go przyjaciel jarek utuli do siebie to widać że oni maja rozbić myślącą opozycje .
Moje młode lata jako zawodnika to był tor w Mikuszowicach i Krynica do dziś mam te sanki a klub Start ,był to jeden z trudniejszych torów w Europie pamiętam jak my lali zawodników z Niemiec,Austrii Czechów itp ale to były śnieżne i zimne zimy teraz to najwyżej parę dni a reszta to ciepłe .Zrobić rynnę wyciąg na górę i jazda cały rok.
Jak to możliwe, że w Gołdapi da się utrzymać tor saneczkowy?
a czemu nie odbudować tego toru z budrzetu obywatelskiego
Bo worek z budrzetem się dże i kasa wyciekła.