Żarty się skończyły. Przyszedł czas rozliczania z prowadzenia segregacji odpadów. Ta kuleje szczególnie w budynkach wielorodzinnych, gdzie funkcjonują wspólne altany śmietnikowe. Ci, którym pięć lat nie wystarczyło, by nauczyć się prawidłowo segregować, będą płacić dwa razy więcej. Co gorsza, nad miastem – w perspektywie paru lat – wisi groźba milionowych kar za brak osiągnięcia odpowiednich poziomów recyklingu. A to oznacza, że koszty zaniechań poniesiemy wszyscy.
Pięć lat na przystosowanie
Od „rewolucji śmieciowej” minęła już dekada. Z kolei od momentu, gdy w Bielsku-Białej nastąpiło przejście od systemu dzielenia odpadów na „suche” i „mokre” do systemu pełnej segregacji, upłynęło już równo pięć lat. O tym, że odpady wrzucamy do pięciu różnych pojemników, w tej czy innej formie dowiedział się każdy mieszkaniec. Przecież już od ponad pięciu lat trwa intensywna kampania informacyjno-edukacyjna na ten temat. Prowadzona jest w mediach, na stronach internetowych miasta i Zakładu Gospodarki Odpadami, w placówkach oświatowych i podczas różnorakich imprez i wydarzeń. Informacje na ten temat są publikowane na plakatach i ulotkach, a można się na nie natknąć choćby na klatkach schodowych budynków wielorodzinnych. Prawdopodobnie w każdym domu i mieszkaniu znalazł się jakiś materiał, który w prosty sposób wyjaśnia nam, jak prowadzić segregację, by gospodarka odpadami była i tania, i ekologiczna.
Niestety, segregacja nadal kuleje. Miasto i ZGO uczynili dosłownie wszystko, aby spełniać coraz to wyższe normy dotyczące poziomów recyklingu. Przez ponad pięć lat namawiano mieszkańców do zmiany nawyków, ale dziś już nie ma wyjścia. Należy wziąć się za rozliczanie zbiórek śmieci i skończyć z tolerancją dla tych, którzy w dalszym ciągu nie chcą segregować.
Od września ruszają bardziej restrykcyjne kontrole jakości, które wyłapią ten problem u źródła. Niewłaściwa segregacja bardzo negatywnie wpływa na dalsze losy odpadów i zaburza cały system. Problem jest szczególnie dotkliwy w zabudowie wielorodzinnej, na co uwagę zwraca spółka PreZero Bielsko-Biała SA, odbierająca odpady od mieszkańców. Do ratusza wysyła mnóstwo zdjęć dokumentujących to, że trafiające do pojemników odpady są niewłaściwe podzielone. I coraz więcej np. żółtych pojemników na tworzywa sztuczne musi zostać przeklasyfikowanych na odpady zmieszane.
Widmo dotkliwych kar
Wkrótce ci, którzy są na bakier z segregacją, zapłacą dwa razy więcej. W przypadku budynków wielorodzinnych także, a co gorsza dla tych skrupulatnych mieszkańców – będzie to odpowiedzialność zbiorowa. Z kolei w przypadku firm cena za odbiór nieposegregowanych odpadów stanowi już czterokrotność stawki opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi.
Nad miastem wisi widmo wielomilionowych kar za brak osiągnięcia odpowiedniego poziomu recyklingu. Z takim problemem w naszym województwie boryka się już choćby Ruda Śląska, na którą nałożono 1,3 mln zł kary, bo nie spełniła norm za 2020 rok. Wiele wskazuje na to, że w perspektywie kilku lat miasto też spotka taka kara.
– Niestety, ale w naszym przypadku takie zagrożenie jest coraz większe. Mieszkańcy muszą wiedzieć już teraz, że – mimo wysokiego zaawansowania technologicznego w naszym ZGO – bez ich własnych starań kary będą nieuchronne. Będziemy rozliczani z każdej tony. Jeśli nic się nie zmieni na lepsze, to możemy zostać ukarani już pod koniec 2024 roku, czego skutki finansowe odczujemy w 2025 roku – alarmuje Joanna Bojczuk, naczelnik Wydziału Gospodarki Odpadami w Urzędzie Miejskim w Bielsku-Białej. – Trzeba też mieć świadomość, że tych kar nie możemy finansować z opłaty śmieciowej. Ucierpi na tym budżet Bielska-Białej, czyli każdy z nas. Będzie to wymuszać szukanie oszczędności, czyli na przykład rezygnację z jakichś inwestycji czy remontów.
Wszystkie ręce na pokład
Zorganizowano już narady z prezesami bielskich spółdzielni mieszkaniowych. – Spotykamy się cyklicznie i to dobra współpraca, oparta na wzajemnym zrozumieniu. Wszyscy zmierzamy do tego samego celu – podniesienia poziomu segregacji – podkreśla Joanna Bojczuk. – Nie chcemy obarczać spółdzielni tym problemem, bo najprościej byłoby podnieść stawki z powodu nieodpowiedniej segregacji. Jednak musimy uprzedzać o tym, że od września będziemy bacznie przyglądać się temu, co trafia do pojemników. Spółdzielniom też zależy na tym, by segregacja przebiegała prawidłowo, gdyż w przypadku podniesienia opłat niezadowoleni będą ci mieszkańcy, którzy dbają o właściwą segregację – uzupełnia Joanna Siwek-Drużba, kierownik ds. komunikacji społecznej i edukacji ekologicznej w ZGO.
– Dlatego już zaczęły pojawiać się stosowne informacje w budynkach wielorodzinnych dotyczące tego zagadnienia. Nie chcemy czekać na ostatni moment, tylko jak najszybciej zrobić wszystko, co tylko możliwe, aby miasto osiągało wymagany poziom recyklingu. Jeśli współpraca na tym polu między miastem, ZGO a spółdzielniami będzie nadal tak dobra, a mieszkańcy wezmą sobie to do serca, wierzę, że nam się uda i unikniemy zarówno konieczności podnoszenia stawek dla mieszkańców, jak i dotkliwych kar dla całego miasta – stwierdza.
ZGO bynajmniej nie czeka, aż segregacja poprawi się u źródła, czyli już w domach i mieszkaniach bielszczan. – Robimy wszystko, by zakład miał jak najwyższy poziom. Nasza sortownia już dziś jest nowoczesna i efektywna, ale podejmujemy kolejne kroki. Teraz czekamy na uzyskanie certyfikatu dla produktu, którym będzie kompost z odpadów kuchennych. Jeśli będziemy mogli sprzedawać kompost, to uzyskamy kolejny środek do tego, by podwyższyć poziom recyklingu – objaśnia przedstawicielka Zakładu Gospodarki Odpadami.
Wspólna odpowiedzialność
Wszyscy mają nadzieję, że bielszczanie spiszą się i w tym wypadku. – Doceniamy to, jak wielkiego postępu wspólnie dokonaliśmy. Ale musimy zrobić ten kolejny krok do przodu – wskazuje naczelnik Wydziału Gospodarki Odpadami w ratuszu. – Wieloletnie programy edukacyjne przyniosły wymierny efekt. O segregacji niemal wszystko wiedzą przede wszystkim… dzieci. Szybko się uczą i łatwo im wpoić ekologiczne nawyki. Bardzo dobrze spisują się seniorzy. Gorzej jest z grupą osób dorosłych w średnim wieku. Wielu zapracowanych ludzi tłumaczy sobie, że nie ma to czasu, ale przecież zasady segregacji są naprawdę proste i dostosowanie się do nich trwa w mgnieniu oka. Warto to zrobić dla siebie, dla swojego portfela, dla sąsiadów, dla całego miasta i naszej przyrody – mówi Joanna Siwek-Drużba.
Pokrzepiające jest to, że liczba wytwarzanych przez mieszkańców odpadów przestała się zwiększać, a to podstawa wydajnego systemu każdej gospodarki odpadami. – Wręcz doskonale funkcjonują u nas PSZOK-i. Mieszkańcy chętnie z nich korzystają. Problem dotyczy właśnie segregacji, bo gołym okiem widzimy, że zamiast coraz lepiej, jest z nią coraz gorzej. Czasem nawet jeden odpad w niewłaściwym pojemniku może sprawić, że traci się materiał, który mógłby zostać poddany recyklingowi. Do odpadów bio trafiają nieraz całe pojemniki z zepsutym jedzeniem. Kartony są tak zabrudzone innego rodzaju odpadami, że nie można ich wykorzystać. W pojemnikach na plastik znajdujemy dosłownie wszystko, a do odpadów zmieszanych niektórzy wrzucają odpady niebezpieczne czy zużyty sprzęt elektroniczny. Nagromadzenie takich przypadków sprawia, że poziom segregacji drastycznie spada i nawet nasza sortownia, jedna z najlepszych w kraju, nie jest w stanie sobie poradzić. Stąd teraz musimy skupić się na kontroli segregacji u jej źródła i zaangażować do tego spółdzielnie – tłumaczy kierownik.
– Sukces to wypadkowa prawidłowego funkcjonowania wszystkich elementów systemu. Ani miasto, ani ZGO nie mają magicznej różdżki, by podnieść poziom segregacji. Musimy zrobić to razem – apeluje Joanna Siwek-Drużba. – Segregacja to nasza wspólna odpowiedzialność. Ażeby funkcjonowała jak należy, musimy zaangażować się wszyscy. Zacznijmy od siebie, ale porozmawiajmy też ze swoimi bliskimi i sąsiadami. Zróbmy wszystko, aby zadbać o środowisko oraz nasz domowy i miejski budżet. Jesteśmy jedną drużyną i musimy grać do tej samej bramki – puentuje Joanna Bojczuk.