Mieszkańcy powiatu cieszyńskiego na przeróżne sposoby spędzali lato. Częstym wyborem była turystyka rowerowa w rozmaitych kierunkach i odmianach. Dziś piszemy o kolejnej z nich.
Było już na naszych łamach o rowerowych poszukiwaniach śladów zaolzian w Beskidzie Niskim, o przejeździe znad Olzy nad morze. Teraz będzie o tripie w odwrotną stronę, a ponadto z dosyć szczególnym uczestnikiem takiej wielodniowej wycieczki.
– Przejechaliśmy w lecie rodzinnie, w trójkę, rowerami z Łeby do Chybia. W 8 dni zrobiliśmy w sierpniu trochę ponad 707 km, oczywiście z postojami, ze spokojnymi przerwami. W ciągu roku jeździmy dużo na rowerach, ale to był pierwszy nasz trip, na który złożyło się tak dużo kilometrów. Wracaliśmy już z Częstochowy, kilka razy z Krakowa, ale to były krótsze trasy. No i też pierwszy, gdzie tak dużo i tak dzielnie przejechał nasz syn, z którego jesteśmy bardzo dumni – mówi Dominika Kunc z Chybia.
Tutaj tkwi sedno sprawy. O ile przejechanie tej trasy przez rodziców jest godne uznania, to szczególne wrażenie wywołuje fakt, że w tej długości i w tym tempie przejechał ją z nimi ich 8-letni syn Błażej.
Rowerzyści trzy dni spędzili w Łebie, a dalszą część wakacyjnego wypadu zajęło pedałowanie praktycznie przez całą Polskę. Błażej oczywiście dawał radę. – Fajnie mi się jechało. Trochę nogi bolały na początku, potem było już dobrze – mówi 8-latek.
W takich przypadkach ważna jest pogoda. Ta trafiła się chybianom podobna jak krajobrazy podczas jazdy, czyli przeróżna. Od rzęsistego deszczu i zimna, po dający się we znaki upał. Jechali według zaplanowanej wcześniej trasy, trzymając się rygoru czasowego. Na tę trasę składały się miejsca i trasy nie były tłoczne, ciekawe krajobrazowo. Z większych miast zobaczyli: Lębork, Kościerzynę, Czersk, Chełmno, Toruń, Ciechocinek, Radziejów, Piotrków Kujawski, Turek, Gliwice i Żory. Krajobrazy to przede wszystkim urokliwe, pełne jezior i lasów Kaszuby, równinne tereny wokół Torunia, a potem już coraz bardziej pełna wyżyn południowa Polska. Na długość ich dziennej trasy składało się 75-100 km.
– Noce były zimne, to nas w zasadzie najbardziej zaskoczyło, ale daliśmy radę. Najgorsze były pierwsze dwa dni. Potem poszło już z górki, bo kilometrów zostało mniej, zarówno tych do przejechania ogółem, jak i tych przypadających na każdy dzień – podkreśla pani Dominika.
Jak wiadomo, w takich wyprawach ważny jest wybór trasy. Nie tylko pod kątem krajobrazu, ale i pod tym praktycznym względem, nawierzchni.
– Wybieraliśmy trasy turystyczne z nawierzchnią twardą i pewną, z tego między innymi względu, że podróżowaliśmy z przyczepką bagażową. Błażej jechał swoim rowerem, bez obciążenia, żona miała bagaż z tyłu, ja ciągnąłem przyczepkę. Wybraliśmy taką opcję, bo spanie w namiocie wymagało jednak dużo dodatkowego sprzętu. Owszem, spaliśmy też w hotelach, ale głównie namiot – mówi tata Błażeja, pan Jeremiasz.
Taka trasa dla 8-latka wydaje się sporym wyzwaniem. Rodzice jednak wiedzieli co robią, bo syn już wcześniej nie raz udowodnił, że „da radę”. Między innymi pędząc rowerem do Chybia z Częstochowy rok wcześniej, czyli jeszcze jako 7-latek.
– To była jednodniowa trasa, trochę go „popchałem”, ale praktycznie niemal 130 km przejechał sam. To właściwie też jeszcze nie wszystko, bo jeszcze rok wcześniej 70 km przejechał z Krakowa. Zarówno wtedy, jak i ostatnio program trasy i czas przejazdu ustawiany jest pod Błażeja – wyjaśnia chybianin.
Przejazd przez całą Polskę to różnorodność trasy również pod kątem liczby tras rowerowych i natężenia ruchu.
– Na Śląsku na przykład, czyli właściwie bardziej na południu, wydaje się, że tras rowerowych jest mniej niż na północy. No i znaczenie w ocenie sytuacji oraz wspomnieniach ma też to, że ruch kołowy, ogólnie, na górze mapy jest mniejszy. Tam często wydawało się, że jedzie się główną drogą, tymczasem w ciągu godziny mijały nas 2 czy 3 auta. Plus tego był też taki, że można było obok siebie jechać i porozmawiać. Trasy rowerowe są tam jednak w dobrym stanie i dużo ich tam jest – dodaje Jeremiasz Kunc.
Ośmiolatek na takiej trasie to raczej wyjątek.
– Dużo osób nam kibicowało po drodze. Spotkaliśmy się między innymi z pielgrzymką rowerową mężczyzn, którzy jechali na Jasną Górę. Jak się dowiedzieli, dokąd jedziemy i w jaki sposób jedziemy, rozległy się brawa i gromkie: „dajesz młody, dajesz!” – wspomina mama 8-latka.
Błażej „zrobił” tę trasę bardzo chętnie, a teraz, oprócz jezior, najlepiej wspomina skrajne odcinki, czyli pobyt nad morzem i końcówkę trasy, gdy było już blisko do domu, gdzie znał już teren. Wtedy rodzice wręcz musieli go hamować.
– Nurtowała nas kwestia jazdy iluś dni pod rząd, bo to jednak co innego, niż jednodniowy trip z Częstochowy, ale daliśmy radę, Błażej tym bardziej. Cieszy nas też, że jechał chętnie, nie kaprysił, trzymał się dyscypliny czasowej. Można powiedzieć, że większe kryzysy to my mieliśmy, ale to po części przez obciążenie bagażem. Mąż miał około 25 kg, ja 10 kg – mówi pani Dominika.
Obciążeniem, choć niewielkim, były też oczywiście podstawowe części zamienne do roweru. Na szczęście okazało się to akcesorium ostatecznie niepotrzebne, gdyż trio rowerzystów przejechało cały kraj bezawaryjnie.
– Dwa razy przejeżdżaliśmy przez Wisłę, raz promem przez Wartę. Poza tym staraliśmy się codziennie poświęcić trochę czasu, żeby zobaczyć jakiś ciekawy krajobraz, ładny rynek czy ciekawe miasteczko. Dało to łączny obraz tego, że żyjemy w kraju bardzo ładnym i ciekawym geograficznie. Żyjemy chyba też w stosunkowo bogatym rejonie, bo te północne tereny wydały nam się biedniejsze, jak chodzi o różnego rodzaju infrastrukturę – dzieli się wrażeniami pan Jeremiasz.
Rower dla rodziny Kunców nie jest tematem tylko wakacyjnym. Tę formę rekreacji uprawiają niemal na co dzień, jeżdżąc po okolicy Chybia i w kierunku Skoczowa czy Wisły. Uczestniczą też w rodzinnych rajdach rowerowych, między innymi w Bielsku-Białej i Chybiu. Wakacyjna wyprawa jednak została w pamięci, szczególnie że udała się pod każdym względem.
– Jesteśmy mega zadowoleni, bo wszystko się udało. Sama jazda poszła nam świetnie, szczególnie Błażejowi, ale też nie mieliśmy żadnych negatywnych zdarzeń, dopisał sprzęt, pogoda ogólnie też. Skoro tak dobrze poszło, to oczywiście w przyszłe wakacje planujemy podobnego typu wyzwanie. Może przejazd wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku, choć czy to będzie dokładnie tak, to się jeszcze okaże – kwituje pani Dominika.
Co istotne, Błażej również jest bardzo chętny na takie wakacje z rodzicami. Jak twierdzi, lubi jazdę rowerem. Bardzo i nie mniej, niż piłkę nożną. Do tych wakacji zostało mu jeszcze trochę miesięcy w szkole, gdzie – jak zdradzają rodzice – idzie mu bardzo dobrze i gdzie lubi nie tylko zajęcia sportowe, ale szczególnie matematykę.
Fot. Dominika Kunc/Michał Cichy
Tylko pozazdrościć wytrwałości..szacun wielki..też jezdzimy z synem 8 lat..najwięcej 110km w jeden dzień..Koniaków-Zaborze..ale Łeba-Chybie coś pięknego…gratulacje dla chłopca i rodziców..
“Epicka wyprawa wakacyjna” neosemantyzacja godna kolejnego powiatowego pisarczyka. Jaki portalik takie pisarczyki.
spektakularny komentarz nie mający nic z epickości a raczej z osobistej wyprawy w kierunku portalu, żadne tam siedemset kilometrów
Doceniam za prawidłowe użycie słowa spektakularny. Oby nie była to tania zawiść. Co do wypraw to one były, są i będą, próbując sprostać szerzącemu się krużgankowi oświaty. O czym szczególnie zapewniam ferajnę bełkoczącą epicko, acz w obowiązującym spektakularnie kolorze.
“Jaki portalik takie pisarczyki” – to się samo napisało w szczególnym zapewnieniu pisarczyków? Co mądrego w sprawie wypraw, że były, są i będą z dodaniem krużganka?
Super rodzinka.
Gratulacje
Gratulacje dla fajnej Rodzinki!