Media obiegła jakiś czas temu informacja, iż w Grodźcu podczas wierceń w poszukiwaniu wód termalnych natrafiono niespodziewanie na metan. Gdyby dziennikarze lepiej znali historię Śląska Cieszyńskiego, nie użyliby jednak słowa „niespodziewanie”. Nie pierwszy bowiem raz „trochę przy okazji” natrafiono w naszym regionie na gaz ziemny.
U schyłku Monarchii Austro-Węgierskiej w okolicach Cieszyna, Skoczowa, Bielska i innych miejscowości w tzw. brzeżnej strefie karpackiej wykonano liczne wiercenia. „Miały one za zadanie poszukiwania produktywnego karbonu. W wielu miejscach napotkano wówczas na mniej lub więcej silne objawy gazów ziemnych. (Tyle że) w tamtych czasach na gazy nie zwracano większej uwagi. Nie doceniano też ich wartości przemysłowej. Wzmianki o gazach w czasie wiercenia zachowały się przeważnie tam, gdzie dochodziło do gwałtownych wybuchów powodujących często pożary” – pisał w 1946 r. wybitny polski geolog, prof. Konstanty Tołwiński. Z jego inicjatywy po wojnie w okolicach Skoczowa prowadzono prace poszukiwawcze uwieńczone odkryciem pola gazowego Dębowiec.
Współcześnie w zbiorach Książnicy Cieszyńskiej przechowywana jest niepozorna, kilkunastostronicowa rozprawka jego autorstwa z 1946 r. zatytułowana „Na zachodnim brzegu Karpat. Odkrycie Dębowca”. Naukowiec podsumowuje w niej wcześniejsze doświadczenia wiertnicze w okolicach Bielska i Skoczowa oraz opisuje wyniki nowego wiercenia badawczego w Dębowcu.
I tak „w latach 1907-1909 wiercono dwa otwory w Starym Bielsku i w Dębowcu k. Skoczowa, które napotkały szczególnie silne objawy gazowe. W Starym Bielsku wiercenie w roku 1907 osiągnęło głębokość ok. 800 m. (…) W głębokości 792 m nastąpiły silne wybuchy gazów, które spowodowały wyrzucenie narzędzi wiertniczych i płuczki z otworu. Huk wyrzucanych gazów był bardzo silny. Otwór zdołano pogłębić jeszcze do 800 m., dalsze jednak wiercenie było niemożliwe z powodu silnego wyrzucania płuczki przez gazy. Gazy miały zaś charakter metanowy” – pisał prof. Konstanty Tołwiński.
Zaznaczył jednocześnie, że o wiele większe „objawy gazowe” napotkano na początku XX wieku w Dębowcu. Kredę cieszyńską przebito tam po około 200 metrach. „Na głębokości ok. 400 m napotkano pierwsze horyzonty gazowe, największe jednak objawy stwierdzono dopiero w głębokości 670-680 m” – zanotował geolog.
Niestety 15 października 1908 r., krótko po godzinie 17.00 nastąpił w Dębowcu gwałtowny wybuch gazu ziemnego. Eksplozja rozrzuciła elementy konstrukcji wiertniczej w promieniu pół kilometra. Huk wydobywających się gazów było słychać w Cieszynie, a nawet w odległej o 30 kilometrów Morawskiej Ostrawie.
„Zgrozą przejęci skakali przechodzący do wielkiego stawu obok leżącego, by życie swoje ratować, a rury żelazne niby jaskółki w powietrzu latające tuż przed nimi z rykiem w ziemię się zarzynały” – pisał korespondent „Gwiazdki Cieszyńskiej”. „Dziennik Cieszyński” donosił zaś, iż „gazy nieustannie i z łoskotem słyszanym w obrębie kilku kilometrów wydobywają się i wyrzucają kawałki lodu objętości pięści”.
Szczęśliwie w wyniku potężnej eksplozji nikt nie ucierpiał, a przy okazji Dębowiec zyskał swoje „pięć minut”. Z ówczesnej prasy dowiadujemy się, że „wulkan śląski wciąż dymił”, a zjawisko przyciągało na miejsce „chmary” ciekawskich. Po drogach snuły się masy ludzi i najróżniejszych powozów, a nawet samochodów. Kto mógł, szedł nawet kilka godzin, by przypatrzeć się niezwykłemu wybrykowi natury. 17 października (czyli zaledwie dwa dni po eksplozji!) w Cieszynie uruchomiono nawet kursy autobusowe do Dębowca, by ciekawscy na własne oczy mogli zobaczyć ów „wulkaniczny wybuch gazów”.
W diametralnie innej sytuacji znaleźli się mieszkańcy pobliskich gospodarstw, którzy musieli znosić potężny świst słyszany kilkanaście kilometrów dalej. Ponoć rozmowa na otwartej przestrzeni nawet kilometr od miejsca wybuchu była niemożliwa lub mocno utrudniona, a zbliżając się do otworu bez zatykania uszu można było stracić słuch. Hałas i huk był tak duży, że w odległej o pół kilometra nowej szkole nie można było prowadzić lekcji. Nic dziwnego, że zwierzęta gospodarskie dostawały szału lub wpadały w panikę.
Po kilku tygodniach huk i świst ustąpił miejsca szumowi, a prace wiertnicze w końcu wznowiono. Tyle że ostatniego lutego 1909 r. Dębowcem wstrząsnął kolejny wybuch, po którym wieża wiertnicza stanęła w płomieniach. Ogień całkowicie zniszczył gazowy szyb, żywioł jednak opanowano, zatykając otwór głowicą.
Przez kolejnych blisko 40 lat nikt nie zaryzykował nowych wierceń w Dębowcu. Ponownie geolodzy pojawili się we wsi z inicjatywy prof. Konstantego Tołwińskiego. Naukowiec przyjechał do Dębowca tuż po II wojnie światowej (w 1945 lub 1946 r.) i stwierdził, iż w miejscu dawnego otworu stale wydobywają się palne gazy.
„Po zdobyciu całego materiału dotyczącego powyższej sprawy nie mieliśmy żadnej wątpliwości, że przede wszystkim w Dębowcu należy możliwie niezwłocznie rozpocząć nowe wiercenie badawcze. Już w maju 1946 r. został wyznaczony nowy otwór, a dyrekcja oraz kierownictwo kopalni wraz z załogą wiertniczą czyniły wszystko, aby w tych trudnych warunkach wiercenie zostało możliwie przyspieszone” – pisał prof. Konstanty Tołwiński.
Wieża wiertnicza stanęła 150 metrów na zachód od miejsca, w którym w 1908 r. nastąpił wybuch gazu. Wiercenie rozpoczęto 13 lipca 1946 r. „Otwór »Dębowiec 1« zlokalizowano na nasuniętym brzegu kredy cieszyńskiej, która została przewiercona w głębokość ok. 345 m, niżej wiercono w paleogenie. Na głębokości 392 m zaczęły się ukazywać pierwsze objawy gazowe. Wreszcie w głębokości 396 metrów zaznaczył się w piaskowcu większy przypływ gazów, który wzrastał samoczynnie” – relacjonował prof. Tołwiński, dodając, że oprócz otworu będącego w ruchu, w Dębowcu projektowane były kolejne wiercenia. „Dadzą one w niedalekiej przyszłości cenny materiał tak co do samego charakteru złóż gazowych tam napotkanych, jak również i co do geologicznych warunków ich występowania. Odsłoni się wówczas przed nami bardziej dokładny obraz budowy geologicznej tego ciekawego odcinka Zachodnich Karpat brzeżnych” – pisał w październiku 1946 r.
Zdaniem prof. Tołwińskiego lokalne złoża gazu ziemnego miały mieć doniosłe znaczenie dla gospodarki nie tylko Śląska Cieszyńskiego. „Dostarczą one surowca dla różnorodnych celów przeróbki chemicznej, np. dla uzyskania syntetycznych paliw płynnych, specjalnie nadają się one dla niektórych przemysłów metalurgicznych; wreszcie będą także dobroczynnym źródłem ciepła dla odległych miast i osad wiejskich, które w niedalekiej przyszłości uzyskają dalekosiężne przewody gazowe” – przekonywał.
36-osobowa ekipa wiertnicza z Krosna zakończyła roboty 5 grudnia 1946 r. na głębokości 397,5 m. Wydobycie dębowieckiego gazu rozpoczęto we wrześniu 1947 r. (pompowano go m.in. do Krakowa). Ujęcie „Dębowiec 1” zapoczątkowało też całą serię wierceń na Śląsku Cieszyńskim. W latach 1946-1958 wykonano w naszym regionie około 50 kolejnych otworów (m.in. w Zebrzydowicach, Pogórzu, Wilamowicach, Simoradzu, Iskrzyczynie, Bielowicku). Dziś wiemy, że przewidywania profesora Tołwińskiego były zbyt optymistyczne, a na Górnym Śląsku gaz ziemny występuje w kilku niewielkich złożach wieku karbońskiego i mioceńskiego. Ze złóż mioceńskich eksploatowane jest zaś jedynie złoże w Dębowcu. Sam odwiert „Dębowiec 1” (którego zasoby uległy wyczerpaniu, a ciśnienie głowicowe spadło do zera) został w 2004 r. zacementowany.
Dębowiecki gaz nadal jednak służy lokalnej społeczności. Od roku 2000 jest bowiem wykorzystywany do ogrzewania kilku publicznych budynków w centrum gminy. Dzięki metanowi zalegającemu pod Dębowcem przez ostatnie dwie dekady tanie ciepło mieli również mieszkańcy trzech skoczowskich osiedli mieszkaniowych. Teraz podobne plany mają władze gminy Jasienica. Tamtejsi samorządowcy liczą, iż gaz z Grodźca da się wykorzystać jako źródło energii przy ewentualnej eksploatacji podziemnych gorących wód termalnych, które są obecnie poszukiwane. Być może metan okaże się pomocny przy ich wydobyciu na powierzchnię. Szansa na to istnieje, wcześniej przecież w trakcie poszukiwań węgla i gazu w Zabłociu i Dębowcu dowiercono się do złóż wyjątkowej na światową skalę… solanki. Może więc prof. Tołwiński miał jednak rację. Zalegające pod ziemią bogactwa naturalne nie zmieniły wprawdzie gospodarczego charakteru całej polskiej części Śląska Cieszyńskiego, za to być może diametralnie odmienią w przyszłości oblicze Grodźca, Pogórza, Bielowicka czy Jasienicy?
Witold Kożdoń
W Zabłociu dalej wydobywa się “SÓL ZABŁOCKĄ” do inhalacji
Ktoś wie na jakim etapie jest ten odwiert?
Polak się cieszy byle czym
Bardzo dobry artykuł – czy autor to redaktor beskidzka 24?
Nawet matka Ziemia nie wytrzymuje napiec w Warszawie związanych ze zmiana dobrej zmiany.
Unia Europejska mówi że gaz jest Be
Kto to jest Witold Kożdoń podpisany pod artykułem?, Hermenegilda w komentarzach może pisać co chce.
Ludziom kanalizację zrobić a nie baseny termalne
Rowem płyną fekalie ale za to basen będzie jak się patrzy:)
Nie prawda.W tunelach trwa wojna.
Co bredzisz
A widzisz.Nie słyszałeś?
Podszywacz, “nieprawda” pisze się razem, widzę tunel ale ciemnoty