Jest rekordzistą pod względem ilości składanych interpelacji. Tak samo pod względem ilości zebranych głosów na członka Rady Miejskiej. Czy jednak starający się o urząd prezydenta Bielska-Białej Konrad Łoś ma wizję rozwoju miasta i będzie potrafił nim zarządzać, na dodatek bez większości w radzie? Te i inne zagadnienia wzięliśmy na tapet w studiu Beskidzkiej TV. Zapraszamy do oglądania!
Chyba uraziło pana sformułowanie, że jest pan kandydatem z któregoś tam politycznego szeregu. Jednak nie kandydują panowie Drabek, Szwed i Puda, posłowie i byli ministrowie, tylko pan, pełniący funkcję radnego.
Konrad Łoś: To są wybory samorządowe, więc myślę, że dobrze się stało, iż kandydatem na urząd prezydenta Bielska-Białej jest samorządowiec. Jestem radnym dwie kadencje i kieruję klubem radnych PiS-u. Pierwsza tura wyborów zakończyła się dla mnie pewnym sukcesem – jestem w drugiej turze i wszystko przed nami.
Czy nie jest aktem desperacji proszenie o poparcie skrajnie lewicowej kandydatki?
Analizowałem główne punkty programowe tej kandydatki. W sferze socjalnej i społecznej, czyli w kwestiach rozwijania komunalnego budownictwa mieszkaniowego, troski o najuboższych, kwestiach związanych z odbetonowywaniem miasta i rozwijaniem zieleni oraz modernizacją publicznego transportu, są zbieżne z moim programem wyborczym i moimi priorytetami.
Gdy PiS ograniczał samorządom budżety, gdy dotacje przyznawano według widzimisię, to pan raczej biernie się zachowywał.
Nie bardzo rozumiem pytanie.
Bielsko otrzymywało najmniej środków z programu inwestycji strategicznych i było wyraźnie poszkodowane.
Myślę, że było beneficjentem różnego rodzaju programów rządowych. W ostatnich latach otrzymało z funduszy ok. 150 mln zł dotacji. Otrzymywanie dotacji wiąże się z aplikowaniem i pisaniem wniosków. Ja tych wniosków nie oceniałem. Cieszyłem się z każdej otrzymanej przez miasto dotacji, bo te środki służą mieszkańcom.
Gdyby nadal rządził PiS, to pan na stanowisku prezydenta miałby dużo łatwiej, bo mógłby więcej ugrać. Jak odnajdzie się pan teraz?
Nie wiem czy miałbym łatwiej. Wychodzę z założenia, że nieważne, kto rządzi w Warszawie – my mamy tu swój samorząd i nim powinniśmy się zajmować. Jestem absolutnie przeciwny uprawianiu wielkiej polityki czy przenoszeniu spraw krajowych na szczebel samorządowy. Będę współpracował z jakimkolwiek rządem.
Praca prezydenta to zarządzanie ludźmi, dużymi zespołami. Pan, zdaje się, nie ma takiego doświadczenia.
Odbyłem tysiące rozmów z mieszkańcami. Rozmawiam z nimi na co dzień. Gdybym tego nie robił, to nie powstałyby interpelacje w liczbie ponad sześciuset. Żaden mieszkaniec nie podał w wątpliwość moich kompetencji do zarządzania, żaden nie zapytał się czy mam doświadczenie w zarządzaniu. Wie pan dlaczego? Bo ich to nie interesuje, tylko to, by ich sprawy były załatwione, by chodnik, droga były wybudowane czy przedszkole wyremontowane. To interesuje mieszkańców.
W roli radnego sprawdzał się pan, ale jednak stanowisko prezydenta wymaga dodatkowych umiejętności. Trzeba panować nad całym ratuszem, wszystkimi jednostkami miejskimi i spółkami.
Oczywiście. I będę to robił skutecznie, jeśli mieszkańcy mi zaufają.
Miał pan najlepszy wynik w wyborach do Rady Miejskiej.
Teraz i w poprzedniej kadencji, a nawet zwiększyłem procentowo liczbę wyborców.
Jest pan bardzo doświadczonym i pracowitym radnym, jednak, gdy wczytuję się w pana program, widzę program radnego, a nie prezydenta z wizją, strategią i pomysłami na nowe inwestycje. Bronisław Foltyn proponował np. budowę wieżowców, a pana program jest dość zrównoważony, bez szaleństw. Wie pan, że nie ma pieniędzy w budżecie?
Zrównoważony rozwój to fundament działań nie tylko w obrębie samorządu. Rozmawiałem z mieszkańcami choćby w miniony weekend. Oni oczekują realizacji spraw dotyczących ich bieżącego funkcjonowania. Chcą mieć dobre drogi, chodniki i kanalizację.
Bielsko jest skanalizowane w 97 procentach.
Nie wiem, czy akurat w takim stopniu, ale warto wskazać konkretne ulice, które nie są skanalizowane. Pan by tu roztaczał wielkie wizje, natomiast nie ma kanalizacji na ulicach Dzwonkowej, Dziewanny i Sabały. Nie ma sieci wodociągowej na części ul. Tadeusza, a to wręcz centrum Wapienicy.
Czyli sugeruje pan, że zamiast skupiać się na gigantycznych projektach, pomysłach i inwestycjach będzie się pan zajmował każdą jedną drobną sprawą „przyniesioną” przez mieszkańców?
Będę zajmował się generalnie sprawami mieszkańców. Wspomniał pan o pomyśle posła Bronisława Foltyna i jego dzielnicy biznesowej. Uważam, że to ciekawa propozycja.
Teraz sprytnie próbuje pan przyciągnąć wyborców Konfederacji.
Uczciwie mówię, że pomysł jest ciekawy, ale taka dzielnica nie powstanie za środki podatników. Jeżeli rzeczywiście byłoby zainteresowanie przedsiębiorców, trzeba by było zrobić stosowne analizy, badania i sondaże. I nic nie stałoby na przeszkodzie, aby miasto zmieniło właściwe plany miejscowe pod kątem umożliwienia realizacji takich inwestycji, bo chodzi tu o budynki wysokie w obrębie niezrewitalizowanej części miasta, w tym ul. Podwale.
Jeżeli pan zostanie prezydentem, jak sobie pan poradzi bez większości w Radzie Miejskiej?
Jestem przekonany, a znam kolegów i koleżanki z rady, że wszyscy działają w interesie publicznym, że leży im na sercu dobro miasta i mieszkańców. I jeśli na stole będą propozycje, które temu celowi służą, to będą miały poparcie. Nie obawiam się, że ktoś będzie chciał sporu dla samego sporu.