Wydarzenia Bielsko-Biała

Jak pomóc lekkiej atletyce?

W Bielsku-Białej jest wielu lekkoatletycznie utalentowanych młodych ludzi. Widać to chociażby podczas „lekkoatletycznych czwartków” w Wapienicy – mówi bielszczanin Zbigniew Polakowski, wiceprezes Polskiego Związku Lekkiej Atletyki.

W Bielsku-Białej jest stadion lekkoatletyczny, ale niewiele słyszy się o bielskich lekkoatletach. Głośno jest raczej o piłkarzach i siatkarkach. A przecież, mając takie zaplecze oraz dwa działające w mieście kluby lekkoatletyczne, stolica Podbeskidzia powinna być znaczącym ośrodkiem w kraju w tej dyscyplinie sportu. Tymczasem jedynym lekkoatletą reprezentującym z powodzeniem nasz kraj na arenie międzynarodowej i trenującym w Bielsku-Białej jest pochodzący z powiatu cieszyńskiego kulomiot Michał Haratyk. Czyżby młodzi ludzie nie garnęli się do królowej sportu? A może jest inny powód tego, że w mieście mamy tysiące młodych piłkarzy, a zaledwie garstkę lekkoatletów?

Czy faktycznie młodzież nie chce trenować dyscyplin lekkoatletycznych?

Zbigniew Polakowski: To nie tak. Wystarczy spojrzeć, ile dzieciaków przychodzi na organizowane w Wapienicy czwartki lekkoatletyczne.

To dlaczego nie widzi się ich później w klubach, jak trenują i zdobywają medale na dużych imprezach sportowych?

Tego bym nie powiedział. W bielskich klubach trenuje obecnie wielu młodych lekkoatletów. Jednak faktycznie młodzież ma teraz wiele alternatywnych sposobów na spędzanie wolnego czasu. Trenowanie lekkiej atletyki to spore wyzwanie. Aby odnosić sukcesy, trzeba naprawdę się temu poświecić. Uzdolnionych sportowo młodych ludzi przyciągają też inne dyscypliny. Pamiętam jak kilkanaście lat temu na lekkoatletycznym czwartku pojawił się pewien chłopak. W biegu na tysiąc metrów pokonał konkurentów z ogromną przewagą, choć biegł w zwykłych trampkach. Prawdziwy talent. Gdy zapytałem go, czy przypadkiem nie chciałby zacząć trenować biegów, odmówił stwierdzając, że już gra w piłkę w klubie w jednej z podbielskich miejscowości. Innym razem przyszła dziewczyna skacząca wzwyż. Miała doskonałe warunku do uprawiania tej dyscypliny, lecz i ona pytana, czy nie chciałaby się poświęcić skokom, przyznała, że już trenuje siatkówkę. To ich wybór, lecz, z tego co sądzę – a minęło już kilkanaście lat od tego czasu – oboje nie zrobili sportowej kariery. Tymczasem uważam, że wybierając lekkoatletykę i trenując pod okiem dobrego trenera, osiągnęliby w swoich dyscyplinach mistrzowski poziom i mogliby reprezentować nasz kraj na zawodach międzynarodowych.

Czemu tak się dzieje, że młodzież woli trenować piłkę nożną czy inne sporty drużynowe?

Z pewnością wpływ ma na to fakt, że lekkoatletyka jest sportem indywidualnym i zawodnik musi poradzić sobie z wynikającymi z tego faktu obciążeniami: zawalę i nie osiągnę sukcesu. W sportach drużynowych odpowiedzialność się rozkłada. W razie słabszej formy czy jakiejś niedyspozycji lub gdy popełnię błąd, w pewnym sensie mogę ukryć się „w tłumie”, a drużyna i tak odniesie sukces. Poza tym, lekkoatleci nie mogą liczyć na gratyfikacje pieniężne tylko za to, że reprezentują klub.

Jak to?

Klub zapewnia im trenerów, ubiór sportowy, czasami w miarę możliwości dofinansowuje im pobyt na obozach treningowych i zgrupowaniach, i na tym koniec. Pieniądze pojawiają się dopiero wraz z sukcesami. Osiągając odpowiednie wyniki, można liczyć na stypendia sportowe, nagrody i inne gratyfikacje finansowe. To jednak wymaga wyników na wysokim poziomie. Aby utrzymywać się z uprawiania lekkiej atletyki, trzeba być naprawdę dobrym, startować na mistrzostwach Europy, świata czy olimpiadach. Być zapraszanym na międzynarodowe mityngi itp.

Zastanawia mnie coś jeszcze. Skoro mamy w Bielsku-Białej takiego wielkiego sportowca jak Michał Haratyk, to dlaczego jego sukcesy nie przyciągnęły do klubu młodych ludzi, chcących pójść w ślady mistrza? Wystarczy przecież rzutnia (jest w Wapienicy), a do tego kula warta kilkadziesiąt złotych.

Odpowiem wprost – po prostu nie ma trenerów, którzy chcieliby zająć się szkoleniem młodych zawodników, w tym kulomiotów. Starsze pokolenia trenerów, prawdziwych pasjonatów, jak chociażby Piotr Galon, wspaniały szkoleniowiec, specjalista od dyscyplin rzutowych, który trenował Michała Haratyka i wielu innych mistrzów i medalistów mistrzostw Polski w różnych kategoriach wiekowych (Waldemar Kliś, Łukasz Haratyk, Krzysztof Malarz, Magdalena Kocima, Iwona Byrska, Ewelina Misiarz i inni), przeszło już na zasłużone emerytury. Natomiast obecni nauczyciele WF-u, absolwenci akademii wychowania fizycznego i inni szkoleniowcy młodszego pokolenia, nie garną się do trenerki. To smutna prawda, lecz kluby lekkoatletyczne nie mają pieniędzy, aby mogły im godnie płacić. Nie mają pieniędzy, bo nie mają sponsorów, bo ci, nie wiedzieć czemu, nie wspierają tej dyscypliny.

Ile zarabia taki trener?

Wstyd powiedzieć, ale w takim Sprincie Bielsko-Biała, którego przez wiele lat byłem prezesem, to jakieś 500, 800, czasami 1000, a maksymalnie, w jednostkowych przypadkach, 1200 złotych miesięcznie na rękę. Z tego wyżyć się nie da. Nie można tego też uznać za dobry sposób dorobienia sobie do pensji, chociażby nauczyciela WF-u. Tym bardziej, że to czasochłonne zajęcie. To nie tylko treningi, lecz także wyjazdy na zawody i zgrupowania. Nie może więc dziwić, że młodzi szkoleniowcy wybierają inne, bardziej intratne zajęcia. Pracują popołudniami w klubach fitness, są trenerami personalnymi itp.

Aby przyciągnąć ich do klubów, by trenowali utalentowaną lekkoatletyczną młodzież, potrzebne są więc pieniądze. A o jakich kwotach mówimy?

Myślę, że jakieś 2000 do 2500 tysięcy złotych miesięcznie, jako dodatek chociażby do pensji nauczyciela, byłoby już magnesem mogącym przyciągnąć do klubów lekkoatletycznych młodych utalentowanych trenerów. Na przykładzie Sprintu mogę powiedzieć, że taki klub potrzebuje jakichś pięciu szkoleniowców. Aby można im było w miarę przyzwoicie zapłacić, rocznie potrzeba by około 100 tysięcy złotych. Niestety, takich pieniędzy klub nie ma i nigdy nie miał.

Sto tysięcy? Przecież tyle zarabia rocznie niejeden piłkarz, i to bynajmniej nie ekstraklasowej drużyny. Nie mówiąc już o reprezentantach kraju!

Niestety, jak wspominałem, sponsorzy nas nie rozpieszczają. Mimo że w Bielsku-Białej i okolicy mieszka wielu bardzo bogatych ludzi, najwyraźniej wolą wspierać inne dyscypliny, zwłaszcza piłkę nożną. W lekkiej atletyce w wydaniu klubowym nie ma wielkich pieniędzy. Nie ma też – jak na przykład w piłce nożnej – transferów zawodników, menedżerów, agentów itp.

Czy to oznacza, że z wyjątkiem olimpiad czy mistrzostw świata lekka atletyka nie jest w Polsce sportem popularnym?

Tego bym nie powiedział. Wielu młodych ludzi chce uprawiać tę dyscyplinę. W całym kraju, w tym także w niewielkich ośrodkach, powstają nowe stadiony i boiska lekkoatletyczne. Także stadion w Wapienicy ma być zmodernizowany, a jak już do tego dojdzie, będzie to obiekt tak zwanej drugiej kategorii, na którym będzie można rozgrywać na przykład zawody rangi mistrzostw Europy w kategorii juniorskiej. Pomijając wspomniane wcześniej problemy, można powiedzieć, że lekkoatletyka trzyma się dobrze.

W Paryżu trwają igrzyska olimpijskie. W lekkiej atletyce reprezentował Bielsko-Białą wspomniany Michał Haratyk. Czy uważa Pan, że jest szansa, aby za cztery lata na olimpiadzie w Los Angeles pojawiła się liczniejsza reprezentacja bielskich lekkoatletów? Czy mógłby Pan wskazać jakieś nazwiska potencjalnych kandydatów do tej reprezentacji?

Trudno spekulować, lecz wymieniłbym średniodystansowca Kamila Herzyka i sprinterkę Jagodę Żukowską. Może do tego grona dodałbym jeszcze Maję Chamot w skoku o tyczce i sprinterkę Wiktorię Biskup. Liczę też na bardzo utalentowaną obecnie 15-letnią Małgorzatę Tarędź startującą w biegach średnich. Poza tym, może Haratyk dotrwa do Los Angeles. Będzie miał wtedy 36 lat, a to dla kulomiota jeszcze dobry wiek, aby odnosić sukcesy.

A za osiem lat na igrzyskach w Australii?

Nie chcę wybiegać aż tak daleko w przyszłość. Uważam jednak, że jeśli znajdą się pieniądze dla trenerów i w klubach pojawią się dobrzy szkoleniowcy, ludzie, którzy potrafią ściągnąć do lekkiej atletyki utalentowaną młodzież, to na pewno w kolejnych igrzyskach stolica Podbeskidzia będzie mieć swoich reprezentantów w tej dyscyplinie. W Bielsku-Białej, jak wspomniałem, jest wielu lekkoatletycznie utalentowanych młodych ludzi, co widać chociażby podczas lekkoatletycznych czwartków w Wapienicy.

Zbigniew Polakowski – przez wiele lat był prezesem KS Sprint Bielsko-Biała, obecnie pełni funkcję wiceprezesa Polskiego Związku Lekkiej Atletyki ds. obiektów i urządzeń.

google_news