Zespół Pieśni i Tańca „Beskid”, działający przy Miejskim Domu Kultury – Domu Kultury Włókniarzy w Bielsku-Białej, obchodzi w tym roku 70-lecie istnienia. Z tej okazji o wydarzeniach jubileuszowych i… scenicznych wpadkach porozmawialiśmy w studiu Beskidzkiej TV z kierownictwem zespołu. Naszymi gośćmi były Barbara Rybczyk – kierownik artystyczna, choreograf i instruktor zespołu oraz Agata Polok – kierownik, choreograf i instruktor. O działalności Beskidu rozmawiała z nimi Magdalena Nycz.
Ze względu na wysoki poziom artystyczny, zespół Beskid nazywany był często „Małym Śląskiem” lub „Małym Mazowszem”. Folklor jakich regionów prezentuje obecnie w swoim repertuarze?
Barbara Rybczyk: Repertuar zespołu jest bardzo bogaty. Wynika to z tego, że w naszej garderobie jest bardzo dużo strojów z danych regionów Polski. Najnowsze nabytki to strój kaszubski i strój biłgorajski. Kiedy pozyskujemy stroje, momentalnie stawiane są choreografie. Te dwa regiony prezentowane były również podczas naszego koncertu jubileuszowego. Oprócz tego mamy stroje górali żywieckich i mieszczan żywieckich, stroje cieszyńskie, istebniańskie, łowickie, nowosądeckie, spiskie, lubelskie i rzeszowskie. Teraz marzy nam się region szamotulski, ale stroje są dziś niestety bardzo drogie.
Charakterystyczną cechą zespołu jest jego wielopokoleniowość. Jakie grupy wiekowe działają w jego ramach?
Agata Polok: Pracujemy w pięciu grupach wiekowych. Grupa pierwsza to dzieci w wieku od czterech i pół do siedmiu lat. Grupa druga to tancerze w wieku ośmiu do dziesięciu lat, grupa trzecia – jedenastu do piętnastu, a potem jest już grupa reprezentacyjna, czyli młodzież, studenci i osoby dorosłe. Nie ma tu górnej granicy wiekowej. Mamy też wznowioną grupę piątą – są to tancerze dorośli w wieku plus czterdzieści, ale też nie ma tu górnej granicy. Nasz najstarszy tancerz ma teraz siedemdziesiąt lat.
Jakie wydarzenia odbyły się w tym roku z okazji jubileuszu 70-lecia zespołu?
Agata Polok: Urodziny zaczęliśmy świętować już od stycznia. W pierwszej kolejności odbył się cykl koncertów kolęd. Później zamknęliśmy się za drzwiami Domu Kultury Włókniarzy, bo trzeba było wnieść dużo pracy, żeby ten program artystyczny został zaprezentowany. Szczególnie że w dzisiejszych czasach, kiedy każdy z nas ma dużo różnych zajęć dodatkowych, bardzo trudno spotkać się w całym składzie – a w zespole funkcjonuje zasada “jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. Później w maju wyszliśmy na ulice Bielska-Białej, ponieważ odbył się korowód muzyczny i taneczny, wraz z zaprzyjaźnionymi zespołami. Była to promocja naszego zespołu, połączona z akcją charytatywną, bo lubimy przy okazji komuś pomóc. W czerwcu spotkaliśmy się w BCK-u na koncercie jubileuszowym, a po nim – w prywatnym gronie na balu jubileuszowym, na którym emocje już opadły i można było cieszyć się z tego, co zostało zaprezentowane.
Występy na scenie wymagają od członków zespołu sporej kondycji fizycznej. Czy szlifują oni formę tylko podczas prób tanecznych, czy trenują również jakieś dyscypliny sportu?
Barbara Rybczyk: Na sali w momencie prób naprawdę jest ogromny wysiłek fizyczny, bo próba wygląda w ten sposób, że faktycznie idzie taniec za tańcem. Z tego co wiem, to nikt żadnej dyscypliny sportowej nie uprawia, natomiast wiele osób korzysta z siłowni, jeździ na rowerze, na nartach, chodzi na basen. Zespół to taka mała społeczność, rodzą się tu przyjaźnie, więc grupki osób wspólnie wychodzą na przykład w góry.
Na scenie podczas koncertów chyba wszystkim zespołom zdarzają się „wpadki”, które jednak przeważnie dodają występom uroku i spotykają się ze szczerymi owacjami publiczności. Czy mogą Panie zdradzić sceniczne pomyłki, które szczególnie zapadły Paniom w pamięci?
Agata Polok: Pomyłki się zdarzają, jest to nieuniknione. Im częściej oglądamy koncert jubileuszowy, tym więcej niedoskonałości wychodzi na jaw. Myślę, że jednak nie do końca warto się nad tym tak bardzo koncentrować. Osobiście mogę opowiedzieć moją własną wpadkę. Po krakowiaku miała być mała forma taneczna. W krakowiaku jest osiem par, a małej formie tanecznej cztery. Na scenę miałam wejść między innymi ja, ale zapomniałam o tym. A że wszystko podczas koncertu dzieje się „szybko szybko”, następuje układ z układem, to gdy idziemy do szatni, rozbieramy się już w trakcie. Więc ja zdążyłam się już do połowy z tego stroju rozebrać i nagle słyszę krzyk z tyłu ze sceny: „Agata, gdzie ty jesteś?”. Tutaj wielkie brawa dla mojego partnera, który wszedł na tą scenę i tańczył beze mnie, udając, że tak to miało być – czyli „gdzie ta tancerka jest”? Ja zdążyłam się ubrać do końca i też starałam się wyjść zza tych kulis nie w byle jakim momencie, tylko znaleźć moment w układzie, żeby to miało ręce i nogi. Wszyscy tancerze się śmiali, uśmiech był wtedy na scenie bardzo naturalny.