W Polsce leczenie nerkozastępcze, czyli innymi słowy dializa, stosowane jest u ok. 20 tys. osób. Co roku rozpoczyna je ok. 5 tys. pacjentów. To terapia silnie obciążająca pacjenta i mocno zmieniająca życie. A takich przypadków na Śląsku Cieszyńskim nie brakuje.
Stacja Dializ w Szpitalu Śląskim w Cieszynie powstała jesienią 1997 roku. Za jej otwarciem stał prof. dr n. med. Franciszek Kokot oraz dr n. med. Maciej Krzanowski. Na Śląsku Cieszyńskim wówczas zaczynano wykonywać zabiegi hemodializy u dwóch pacjentów. Obecnie oddział posiada 13 stanowisk dializacyjnych czynnych całą dobę. Pacjentami zajmuje się wyspecjalizowana kadra lekarzy i pielęgniarek dbających nie tylko o zdrowie, komfort i bezpieczeństwo, ale także o dobre samopoczucie pacjentów. O tym, że nie jest to wcale łatwe zadanie, opowiada red. Katarzynie Lindert-Kuligowskiej, dr n. med. Miłosz Zarzecki, ordynator Stacji Dializ w Szpitalu Śląskim w Cieszynie.
Dializa, najprościej mówiąc, polega na oczyszczaniu krwi z toksyn. U zdrowego człowieka rolę filtra, który oddziela krew od zbędnych produktów przemiany materii i toksyn, pełnią nerki. Brzmi banalnie, ale konieczność dializ dla wielu brzmi jak wyrok.
Rzeczywiście, pacjenci przychodzą do nas aż trzy razy w tygodniu na dializy. Średnio zabieg trwa około 4-5 godzin, oczywiście do tego dojazd i powrót do domu. To bywa wyczerpujące, ale są to w końcu zabiegi ratujące życie. Tylko w cieszyńskiej stacji dializ obecnie leczymy ok. 85 pacjentów, to jest ponad 12 tys. zabiegów hemodializ rocznie.
Mowa tutaj o godzinach podłączenia do medycznej aparatury. Obciążenie psychiczne pacjentów musi więc być spore.
To słuszna uwaga. Poza tym, że są to pacjenci chorzy, wymagają psychologicznego wsparcia. Przewlekłe leczenie powoduje bowiem ogromne zaangażowanie nie tylko psychiczne, wymaga także zmiany przyzwyczajeń, narzuca ograniczenia, jak choćby dotyczące podróżowania czy kontaktów międzyludzkich. To są chorzy wymagający szczególnego wsparcia. W szpitalu więc często także otrzymują psychologiczne wsparcie, bez którego ciężko byłoby im się pogodzić z sytuacją.
To, na co wydaje się czekać taki chory, to przeszczep nerki. Czy udaje się znaleźć dawcę?
Przede wszystkim to pacjent musi wyrazić zgodę na przeczep nerki. Dodatkowo muszą być spełnione odpowiednie kryteria i dopiero wówczas przeprowadzona zostanie kwalifikacja do transplantacji nerki. Rocznie w naszym przypadku mowa o kilkunastu przypadkach pacjentów, którzy otrzymują nowy narząd. To wbrew pozorom sporo. W ciągu ostatnich trzech miesięcy mieliśmy trzy osoby, które zyskały nową nerkę. Mamy obecnie kilku chorych na aktywnej liście czekających na przeczep, którzy w każdej chwili mogą być wezwani na zabieg. O ile oczywiście znajdzie się dawca. To jest praca, która wymaga wsparcia całego zespołu lekarskiego i pielęgniarskiego i nie ukrywam, iż dla nas ważne jest to, że w cieszyńskim szpitalu specjalistów nie brakuje. Całą diagnostykę przed zabiegiem jesteśmy w stanie wykonać w kilkanaście dni, czasem nawet do tygodnia. To jest ogromne wsparcie i ułatwienia dla pacjentów, bo skraca im drogę kwalifikacji do przeszczepu.
To zapewne trudna praca także dla lekarzy. Nie tylko czuwacie nad nerkami, ale właściwie nad zdrowiem całego pacjenta.
To jest obciążająca praca. Mowa tutaj o pacjentach z różnymi schorzeniami, problemami. Najczęściej to cukrzyca, choroby układu krążenia i oczywiście wiek. Lekarze muszą więc patrzeć na taką osobę wielodyscyplinarnie. Często jest więc tak, że jako nefrolodzy stajemy się także poniekąd ich lekarzami rodzinnymi, o których pacjenci dializowani po prostu zapominają. Ze wszystkim przychodzą bowiem do nas, bo w końcu spędzają na oddziale sporo czasu. Staramy się wyjść naprzeciw ich prośbom… Jest to trudna praca, ale daje ogrom satysfakcji.
Dla wielu pacjentów stajecie się członkami rodziny. W końcu na oddziale nie brakuje chorych, którzy dializowani są od lat.
Rzeczywiście tak jest. Są osoby, które są dializowane przeszło 20 lat. Mieliśmy przypadek pacjenta, który był dializowany blisko 30 lat. Bez możliwości dializy i terapii nie miałby szans… Często więc zżywamy się z pacjentami, ich problemy poniekąd również nas dotykają. Mieliśmy chorych, których znaliśmy prywatnie wiele lat, a nagle trafiają do nas z ogromnymi problemami. Mowa tutaj także o młodych ludziach, którym po dramatycznych sytuacjach udaje się szybko znaleźć dawcę i przechodzą pomyślny zabieg transplantacji. Często po latach nasi pacjenci przychodzą do nas pokazać się, porozmawiać i udowodnić, że nadal są w świetnej formie. Wiele mamy takich pozytywnych wspomnień…
Ale nie tylko są tacy pacjenci…
Oczywiście, nie brakuje także w szpitalu pacjentów nerwowych, którzy po prostu nie akceptują swojej choroby i nieraz reagują gwałtownie także na leczenie. Trzeba bowiem pamiętać, że choroby nerek zwykle nie dają żadnych objawów. Choroba nerek spada na pacjentów nagle, gwałtownie, często już w zaawansowanym stadium, gdzie poza leczeniem zastępczym, a więc dializami, nie możemy im nic zaproponować. W krótkim czasie więc z osoby potencjalnie zdrowej stają się osobami obciążonymi. Często ta akceptacja wymaga czasu. On jest wówczas szczególnie potrzebny…
Dziękuję za rozmowę.