Wydarzenia Bielsko-Biała Czechowice-Dziedzice

Czy są mądrzejsi po kolejnej powodzi? Sprawdzamy klimatyczną świadomość samorządowców

Fot. Adam Kanik

Zmiany klimatu są faktem, a tak katastrofalne powodzie, jak ostatnia, będą się powtarzać. I nie tylko powodzie, bo i inne zjawiska pogodowe przybiorą ekstremalne formy. To stanowisko naukowców, ale czy tę świadomość mają też włodarze samorządów, które ponownie zostały spustoszone przez wielką wodę? Sprawdziliśmy!

Wrześniowa powódź w Bielsku-Białej i powiecie bielskim była – chciałoby się napisać – dramatem bez precedensu. Ale nie można. To tylko jedna z wielu powodzi zwykłych i błyskawicznych, które są za nami. I – o zgrozo – nie ostatnia, a przy tym kolejne mogą być jeszcze bardziej tragiczne w skutkach.

Po powodzi z 15 września straty samorządów Bielska-Białej i powiatu bielskiego mogą sięgnąć niewyobrażalnej kwoty 250 milionów złotych. Przypomnijmy, że dopiero co liżemy rany po powodzi z czerwca, kiedy to usuwanie skutków zalań kosztowało samorządy około dwa razy mniej.

Jednoznaczne raporty

Musimy się przygotować na kolejne powodzie i kolejne wydatki, bowiem naukowcy nie mają wątpliwości, że za wrześniowy kataklizm odpowiadają zmiany klimatu. – Każdy raport naukowy dotyczący zmian klimatu, w tym raporty IPCC, czyli Międzyrządowego Zespołu do spraw Zmian Klimatu mówią wyraźnie, że z każdy wzrost temperatury globalnej na naszej planecie, sprawia, że ekstremalne zjawiska pogodowe będą się powtarzały coraz częściej, a ich siła będzie coraz większa. Wystarczy spojrzeć na dowolny wykres dotyczący takich zjawisk – widać, że jest ich coraz więcej i że rośnie siła ich oddziaływania – mówi prof. dr hab. Piotr Skubała – profesor nauk biologicznych z Wydziału Nauk Przyrodniczych Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, a ponadto ekolog, etyk środowiskowy, edukator ekologiczny, ekspert Team Europe Direct oraz członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody.

– Odnośnie niżu genueńskiego Boris ukazały się wyniki zespołu naukowego ClimaMeter, z których wynika, że to, czego jesteśmy świadkami, to zjawisko niecodzienne, a autorzy wzmożone opady powodujące powodzie w Europie Środkowej przypisują głównie zmianom klimatu spowodowanym przez człowieka, a naturalna zmienność pogodowa prawdopodobnie odegrała skromną rolę. Autorzy dowodzą, że w ostatnich latach opady w burzach niżowych podobnych do Borisa są o około 20 proc. bardziej obfite – wskazuje naukowiec.

Czy możemy spodziewać się kolejnych powodziowych rekordów? – Powódź w Polsce i trwająca równolegle susza w innych regionach to nie pojedyncze odstępstwo od normy. To nasza nowa rzeczywistość. Naukowcy o tym mówią od dawna. Najgorsze scenariusze dotyczące zmian klimatu właśnie się spełniają. Konsekwencje braku działań są wielorakie: obniżenie komfortu życia, podniesienia jego kosztów, rosnące zagrożenie dla zdrowia, rosnące koszty gospodarcze. Gdzieś na końcu destabilizacja społeczna. Staram się jednak nie tracić wiary, że do tego nie dopuścimy. Ale to, że tego typu zjawiska jak nawalne deszcze, huragany, trąby powietrzne, susza będą przybierały na sile jest nieuchronne – nie ma wątpliwości prof. Piotr Skubała.

Po powodzi na południu Polski do opinii publicznej przebija się wypaczony obraz przyczyn powodzi i recept na przeciwdziałanie temu ekstremalnemu zjawisku w przyszłości. Martwiące jest to, że nawet samorządowcy i rząd po takich doświadczeniach jako jedyną receptę widzą budowanie dużych zbiorników i podwyższanie wałów, zamiast podejść do problemu kompleksowo i z całym pakietem działań – może mniej efektownych, ale sięgających do – nomem omen – źródeł problemów. – Niepokojącym jest, że obecna dyskusja w trakcie trwania tragedii na południu Polski zmierza w kierunku budowy tam i instalacji hydrotechnicznych. Pojawiają się oskarżenia ekologów o doprowadzenie do tragedii powodzi. To całkowicie niedorzeczne i świadczy o całkowitym niezrozumieniu procesów ekologicznych, przyczyn i konsekwencji zmian klimatu albo dowodzi z gruntu złej woli. Jeszcze wierzę, że rządzący pójdą we właściwą stronę i nie ograniczą się do rozwiązań technologicznych. Budowa coraz większych tam, zbiorników zaporowych czy retencyjnych to droga donikąd, do jeszcze większych kłopotów, gdy pojawiają się kolejne nawalne deszcze – ostrzega naukowiec z Uniwersytetu Śląskiego. – Co zrobić – jest wiadomym. Mamy do wykonania wiele działań. I nie są to w wielu wypadkach działania kosztowne. Oto zaledwie kilka z nich: ograniczyć, a najlepiej zaprzestać eksploatacji lasów górskich, renaturyzować rzeki, oddać rzekom tereny zalewowe, zwiększyć wydatnie obszary z zielenią w miastach. I przede wszystkim zdekarbonizować gospodarkę – wylicza jednym tchem prof. Piotr Skubała.

Prof. Piotr Skubała.

Nawet wały nie pomogą

Sprawdziliśmy, jaką analizę problemu promują samorządowcy. O powodzi, gdy woda jeszcze na dobre nie opadła, podczas sesji Rady Powiatu Bielskiego rozprawiał starosta. Andrzej Płonka zaatakował ekologów. – Gdzie są ci zieloni, którzy tak bardzo protestowali, którzy wpłynęli na niestety ministra środowiska i ministra klimatu, którzy przeszkodzili małej retencji? – grzmiał szef powiatu. Suchej nitki nie zostawił też na skuteczności działań Wód Polskich. Ocenił, że region uratowały największe zbiorniki zaporowe, w tym Jezioro Goczałkowickie i Tresna, które przed powodzią w dużej mierze opróżniono i przyjęły nadmiarową wodę. – To była taka moc, że w ciągu 20 minut fala poszła o dwa metry do góry. W niedzielę, w ciągu 6-9 godzin, spadło ponad 200 litrów wody. To nieprawdopodobna ilość – wskazywał Andrzej Płonka. Jego receptą, przedstawioną na gorąco, jest budowa zbiorników małej retencji. Nie wierzy, by kolejne podnoszenie wałów przyniosło skutek, bo wody będzie spadać coraz więcej. Proponuje rozpoczęcie debaty nad tym, by zwiększyć wpływ samorządów nad administrowaniem rzekami.

O to, czy zagrożenie powodziowe będzie wzrastać i co należy robić, by się do tego przygotować, w Czechowicach-Dziedzicach pytać… nie wypada. To gmina od dziesięcioleci najbardziej doświadczana przez powodzie na terenach swoich sołectw, a także przez powodzie błyskawiczne (miejskie) w śródmieściu i jego najbliższym rejonie. Tam już lata temu doprowadzono do przebudowy kanalizacji deszczowej, wybudowano nowe zbiorniki retencyjne, a gmina realizuje projekty ekologiczne m.in. z Funduszy Norweskich, oddając do użytku nowe parki i tereny zielone czy ogrody deszczowe. To jednak ciągle zbyt mało, by radzić sobie z morzem wody spadającym z nieba.

– Spadło ponad 170 litrów na metr kwadratowy. Ta sytuacja w skali dramatu przekracza tę, którą pamiętamy z 2010 roku, a zwłaszcza mieszkańcy, którzy przez dwa tygodnie byli zalani – mówił przed kamerami Marian Błachut, burmistrz Czechowic-Dziedzic, patrząc na zalane tereny w rejonie ulicy Waryńskiego. Zauważył przy tym, że ucierpiały nie tereny miejskie, tylko te przy głównych rzekach przepływających przez gminę. Wspomniał o tym, że do powodzi 14 lat temu doszło po ponaddwutygodniowych opadach deszczu, a teraz do katastrofy wystarczyły kilkugodzinne opady. Gospodarza Czechowic-Dziedzic pytano, czy warto więc było inwestować w małą retencję. – Tak dramatycznych sytuacji, jak podczas nawalnych deszczów w 2009, 2013 i 2014 r. nie było. Nasze zbiorniki mają rezerwę powodziową 50 tys. m sześc. i wszystkie były pełne. Gdyby ich nie było, to co by się stało? – pytał retorycznie. – Tam, gdzie mamy zbiorniki, ilość wody była niższa, a skala zniszczeń mniejsza. To nie były pieniądze wyrzucone w błoto. To nie był zmarnowany czas, ale – jak się okazuje – wobec tych żywiołów to działania daleko niewystarczające. Jednak na tym nie poprzestajemy. Będą kolejne działania – zapowiedział Marian Błachut.

Wojewoda Marek Wójcik (w środku) podczas wizyty w Czechowicach-Dziedzicach (17 września). Na zdjęciu ze starostą bielskim Andrzejem Płonką (z lewej) i burmistrzem Marianem Błachutem. Fot. Adam Kanik

Musimy się przygotować

O tym, że to zmiany klimatyczne powinny być punktem wyjścia do dyskusji, przyznali ci samorządowcy, których bezpośrednio o to zapytaliśmy. – Wyjątkowo duże opady deszczu, zwłaszcza te intensywne i krótkotrwałe zdarzają się coraz częściej i prawdopodobnie wynikają ze zmian klimatycznych. Mając powyższe na uwadze, zjawiska takie będą w przyszłości się nasilać – stwierdza krótko Grzegorz Boboń, wójt gminy Bestwina, dla której ostatnia powódź była najbardziej brzemienna w skutkach w jej historii.

– Główną przyczyną tak znacznych opadów deszczu jak miało to miejsce zarówno w czerwcu tego roku jak i teraz, we wrześniu, jest z pewnością zmiana klimatu. Należy podkreślić, że tak wysokie sumy opadów i w takiej cyrkulacji powietrza w tym okresie roku nie występowały u nas nigdy wcześniej. Trzeba pamiętać, że wraz ze wzrostem temperatury wzrasta zdolność powietrza do wchłaniania wody. Ruch w górę i wynikające z niego ochłodzenie ciepłego, wilgotnego powietrza wywołuje ulewne deszcze. Opady, które stały się przyczyną wrześniowej powodzi, sprowadził niż genueński. Takie zjawiska zdarzały się, co prawda, już wcześniej, ale do myślenia daje fakt, że zaledwie ćwierć wieku po wielkiej powodzi na południu Polski mamy do czynienia ze zjawiskiem o podobnej skali – podkreśla Jarosław Klimaszewski, prezydent Bielska-Białej.

Czy prezydent zdaje sobie sprawę z tego, że powodzie będą występowały coraz częściej? – Niestety, obawiam się, że tak. Postępująca zmiana klimatu sprawia, że ekstremalne zjawiska pogodowe występują coraz częściej i z coraz większym natężeniem. Wystarczy zresztą zapoznać się z analizami prowadzonymi przez IMGW-PIB, które wskazują, że do końca XXI wieku w większości polskich miast wzrośnie prawdopodobieństwo wystąpienia opadów dobowych na poziomie powyżej 20 i 30 mm. Oznacza to, że jako społeczeństwo musimy być dobrze przygotowani na zagrożenia związane z powodziami błyskawicznymi. Nasze miasta będą bowiem zalewane coraz częściej. Zwróćmy tez uwagę, że z jednej strony obserwujemy coraz więcej dni bezdeszczowych i susze, a z drugiej nad Polską regularnie przechodzą nawalne opady deszczu, gdzie jednorazowo zbieramy taką ilość wody, która mogłaby spaść w ciągu kilku tygodni. Infrastruktura, którą dysponują miasta, czyli m.in. studzienki kanalizacyjne, nie jest przystosowana do tego, by przyjmować takie litraże. Stąd powodzie i zalane obszary – objaśnia Jarosław Klimaszewski.

Podczas powodzi ziemia osunęła się na ul. Międzyrzecką w Jasienicy, uszkadzając także brzeg rzeki. Fot. Starostwo Powiatowe w Bielsku-Białej

Lista zadań

Istny koszmar z powodu wrześniowego kataklizmu przeżyła rozległa gmina Jasienica. Podobnie jak przez sąsiednie Czechowice-Dziedzice i Bielsko-Biała, tam swój bieg rozpoczynają, zasilane z terenu Beskidów, rzeki. Rzeki z terenów górskich, które – jak od lat alarmują ekolodzy – są dewastowane poprzez wycinki i budowę leśnych autostrad zupełnie bez uwzględnienia kwestii zatrzymywania wody w tym miejscu. – Aby zminimalizować skutki intensywnych opadów deszczu i minimalizować straty powstałe w ich wyniku naszym zdaniem należy: rozwijać infrastrukturę przeciwpowodziową (wały, zbiorniki retencyjne, systemy kanalizacyjne, kanalizacja deszczowa, rowy przydrożne); usprawnić monitoring i systemy ostrzegania, aby szybko reagować na zagrożenia; promować adaptację do zmian klimatycznych, np. poprzez edukację i plany ewakuacji; chronić naturalne tereny zalewowe – wymienia Janusz Pierzyna, wójt gminy Jasienica.

W przypadku gminy Jasienica nawalne deszcze o katastrofalnych wymiarach powodują przede wszystkim gwałtowne wezbranie rzek i potoków, co najczęściej wiąże się z wystąpieniem wody z brzegów i zalaniem okolicy. – W granicach możliwości samorządu gminnego leży stała konieczność zachowania drożności tych cieków, aby nie dopuścić do niekontrolowanego zatoru w wezbranym nurcie i przez to do podtopień. Gmina Jasienica sukcesywnie poprawia infrastrukturę tego rodzaju, jak mosty, przepusty, kanalizacja deszczowa, rowy przydrożne oraz innego rodzaju odwodnienia. Gminny system kanalizowania wód opadowych każdego roku kontrolujemy i przeprowadzamy jego konserwację. Z naszej strony współpracujemy również z instytucjami ponadgminnymi, którym podlegają elementy systemu odprowadzania wód opadowych, leżących na terenie naszej gminy, interweniując w razie konieczności jej poprawy – tłumaczy Janusz Pierzyna.

I zwraca uwagę na to, o czym chyba najgłośniej mówi się w regionie w kontekście powodzi. – Prawdziwym jednak wyzwaniem byłoby utworzenie takich rozwiązań, które pozwoliłyby dużą część powodziowej wody przechwycić na etapie schodzenia z gór, tym samym uniemożliwiając jej dalszą niszczycielską drogę przez kolejne miejscowości gminy Jasienica i naszych sąsiadów. Od lat 70. XX wieku trwają w tym kierunku zabiegi o utworzenie zbiornika retencyjnego na pograniczu sołectw Jasienica, Międzyrzecze Górne i Międzyrzecze Dolne. Jego budowa, o kosztach idących w setki milionów złotych, przekracza możliwości samorządu gminnego. W latach 70. w planie zagospodarowania przestrzennego został zabezpieczony teren pod zbiornik retencyjny i była to decyzja gminy, która zapadła, natomiast dalsze kroki należą do innych instytucji państwowych i tego brakuje. W tej sprawie wielokrotnie odbywaliśmy rozmowy na szczeblu wojewódzkim, aby doprowadzić do decyzji budowy takiego zbiornika. Z ostatnich działań należy wymienić np. ubiegłoroczną prośbę do Wód Polskich o wznowienie na szczeblu centralnym (rządowym) procesu realizacyjnego zbiornika w ramach Programu Małej Retencji dla Województwa Śląskiego. Kolejne wielkie powodzie – nie tylko te z ostatnich dziesięcioleci, poczynając od „Powodzi Tysiąclecia” w 1997 r., przez 2010 r., po obecną, ale też i wcześniejsze – przekonują, że problem katastrofalnych deszczów nie zniknie i warto wprowadzić rozwiązania skutecznie ograniczające powodziowe szkody. Dlatego jako gmina Jasienica w dalszym ciągu będzie zabiegać o budowę zbiornika, aby ochronić przed powodzią mieszkańców oraz ograniczyć skutki powodzi – deklaruje wójt.

Na udrażnianiu cieków mają się skupić w Bestwinie. – Ostatnia powódź spowodowana była niespotykaną dotąd ilością opadów w tak krótkim czasie, większą niż pamiętna powódź z 1997 r. Cieki wodne oraz rowy melioracyjne nie były w stanie odprowadzić tak dużej ilości wody. Na szczęście, dzięki heroicznej postawie strażaków, przetrwały wały przeciwpowodziowe głównych rzek, tj. Białki i Wisły, co uchroniło gminę, a zwłaszcza sołectwo Kaniów, przed wielką tragedią. Konieczna jest przebudowa i uszczelnienie wałów Wisły, regulacja i udrożnienie rzek i cieków. Od lat sprawy te są zaniedbywane i teraz widać tego skutki. Pilnie należy podjąć działania dotyczące szeroko rozumianej retencji, która jest niezbędna dla przyjęcia nadmiaru wody i późniejszego jej swobodnego odprowadzenia – uważa Grzegorz Boboń. Wójt Bestwiny zapowiada powołanie specjalnego zespołu – w skład którego wejdą przedstawiciele ochotniczych straży pożarnych, przedstawiciele Gminnej Spółki Wodnej Melioracyjnej, radni oraz pracownicy urzędu – który przy udziale poszkodowanych mieszkańców opracuje plan działań mających na celu stworzenie zabezpieczeń, udrożnienie i naprawę urządzeń melioracyjnych. Prowadzone są już zaawansowane rozmowy z Wodami Polskimi oraz przedstawicielami władz wojewódzkich dotyczące wspomnianych cieków, rzek i wałów, które muszą zostać zinwentaryzowane i remontowane.

Fot. Adam Kanik

Katalog dobrych praktyk

Konkretne rozwiązania na przyszłość wyliczają też władze Bielska-Białej. Koniecznym – jak przekonuje prezydent tego miasta – wydaje się opracowanie strategii ochrony przeciwpowodziowej na terenach miast, w tym w głównie zabezpieczenia przed powodziami błyskawicznymi, występującymi w wyniku wspomnianych zmian klimatycznych. – Powinniśmy inwestować w infrastrukturę zieloną, przyjazną mieszkańcom i środowisku. Mogą to być zbiorniki retencyjne zarówno podziemne jak i naziemne, poldery zalewowe, ogrody deszczowe czy zielone dachy. Ważne są też inwestycje w zakresie odwodnienia terenów miejskich, w tym w szczególności ulic i dróg. Z tematem tym, rzecz jasna, ze względu na jego wagę i znaczenie samorządy nie mogą zostać same. Ponadto nie dysponują one środkami, które pozwoliłyby kompleksowo nim się zająć. Wiodącą rolę powinny odgrywać tu Wody Polskie, czyli instytucja, która pod względem merytorycznym, organizacyjnym i finansowym jest najlepiej do tego przygotowana – uważa Jarosław Klimaszewski.

Jednak, jak przekonują naukowcy, to sami samorządowcy mają sporo instrumentów, by poprzez szereg niewielkich działań lub też ich… zaniechanie (zostawienie w spokoju istniejących terenów zielonych, choćby dzikich zagajników), zrobić wiele dobrego. Co więc samorząd Bielska-Białej zrobi, w ramach własnych kompetencji, aby minimalizować skutki kolejnych ulewnych deszczów? – Zamierzamy wydzielić mikrozlewnie na terenie miasta i przeprowadzić ich szczegółową charakterystykę hydrologiczną w zakresie topografii terenu oraz ich zagospodarowania. Chcemy zrealizować miejski system monitoringu opadów za pomocą systemu deszczomierzy rozlokowanych na terenie poszczególnych mikrozlewni. Konieczne też wydaje się tworzenie nowych lub też odtworzenie naturalnych obszarów zalewowych w celu przechwytywania fali powodziowej – informuje prezydent miasta. – Ważna będzie na pewno współpraca z Lasami Państwowymi w zakresie wdrożenia specjalnych zasad gospodarki leśnej w lasach górskich w rejonie Bielska-Białej w celu zabezpieczenia terenów miejskich przed zagrożeniem powodziowym oraz osuwiskami i spływami błotnymi – zastrzega. – Już realizujemy miejski system rozproszonej retencji w ramach ogłoszonego przez Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej jako Instytucji Wdrażającej dla Programu Operacyjnego Fundusze Europejskie na Infrastrukturę, Klimat i Środowisko 2021-2027. W ramach tego programu zwiększymy powierzchnię biologicznie czynną w 15 lokalizacjach na terenie miasta – dodaje szef miasta.

W kontekście zmian klimatu konieczna jest także zmiana nawyków mieszkańców. Od kliku lat miasto realizuje zatem projekt tworzenia mikroretencji, dotując zbiorniki do retencjonowania wody dla indywidualnych gospodarstw domowych. Dotuje również tworzenie zielonych dachów, które mają podobne przeznaczenie.

– Mieszkamy w mieście, gdzie gęsta zabudowa mieszkaniowa i usługowo-przemysłowa jest skorelowana z wysokim poziomem uszczelnienia gruntu i wysokimi wartościami spływu powierzchniowego. Dlatego też przygotowaliśmy i udostępniliśmy na stronie Urzędu Miejskiego opracowanie pod tytułem „Retencja. Katalog dobrych praktyk dla wykonawców inwestycji”, który jest podstawą do rekomendacji pod przyszłe inwestycje miasta w rozwój błękitno-zielonej infrastruktury. Rekomendacje to, oczywiście, jedynie propozycje tego, co może zostać wykonane – stwierdza Jarosław Klimaszewski.

Jeden z niewielu pokrzepiających obrazków. Mieszkaniec w gminie Czechowice-Dziedzice uratował jeża. Fot. Adam Kanik

Materiał powstał w ramach projektu „O klimacie w mediach lokalnych”

Poprzedni artykuł w ramach tego projektu powstał po czerwcowej powodzi błyskawicznej:
Skutki ocieplenia klimatu odczuwamy już na własnej skórze

google_news