Wydarzenia Bielsko-Biała

Nauczyciel, czcionki i stare maszyny. W bielskiej pracowni druku ręcznego

Tomek Ratajczak przy jednej z dawnych maszyn drukarskich. Zdjęcia: Magdalena Nycz

W szerokich szufladach – poukładane z niezwykłą skrupulatnością rządki czcionek. Na środku i przy ścianie kilka starych maszyn drukarskich. Na półkach mnóstwo narzędzi i książki na temat dawnych technik drukarskich, a na suficie… prace uczniów. Tak wygląda pracownia typograficzna stworzona przez bielszczanina Tomka Ratajczaka.

Tomek Ratajczak jest nauczycielem przedmiotów zawodowych w Bielskiej Szkole Przemysłowej. Uczy młodzież projektowania publikacji w pracowni druku cyfrowego oraz obsługi programów graficznych. Pierwszoklasistów zabiera czasami podczas lekcji do znajdującej się w garażu na tyłach szkoły pracowni, by pokazać im, jak dawniej drukowało się książki, czasopisma, afisze… Prowadzi też kółko typograficzne, na które regularnie przychodzą zainteresowane młode osoby.
Litery pociągały go już od dzieciństwa, gdy przeglądał znajdujące się w domu rodzinnym książki pisane cyrylicą, szwabachą (pismo gotyckie) czy w języku japońskim.

Na studiach na Wydziale Artystyczno-Pedagogicznym cieszyńskiej filii Uniwersytetu Śląskiego wybrał jednak kierunek malarstwo, ponieważ zainteresowały go kolor i plama. Po studiach zajął się projektowaniem publikacji we własnej firmie, a jakiś czas później podjął pracę jako nauczyciel. – Gdy zacząłem uczyć tego typu rzeczy cyfrowo, często uczniowie pytali mnie na przykład, ile wynosi ta spacja albo jak daleko odsunąć jedną linię tekstu od drugiej – mówi. – Stwierdziłem, że chciałbym wytłumaczyć im to od strony historycznej. Pomyślałem, że dobrze byłoby trafić do starej pracowni i zobaczyć, jak kiedyś wykonywano takie rzeczy. Dawne druki były bowiem projektowane bardzo dobrze. Chciałem popracować w jakiejś starej drukarni, ale okazało się, że nie ma takiej możliwości. Na przykład w muzeach drukarstwa czy muzeach prasy można tylko oglądać eksponaty, a nie dotykać ich czy pracować na nich. Nikt nie organizuje też warsztatów typograficznych.

Z garażu – pracownia

Zaczął więc sam zgłębiać temat i czytać książki o typografii. Krok po kroku kupował również stare czcionki i różne przyrządy, a nawet maszyny drukarskie. Nabywał je na aukcjach w różnych krajach Europy, na przykład w Anglii, Niemczech czy Holandii albo od osób, które likwidowały stare drukarnie. – Na przykład kiedyś kupiłem szafy drukarskie od ponad osiemdziesięcioletniego drukarza – wspomina.

W końcu kolekcja zaczęła się nie mieścić w domowej piwnicy… – Zapytałem ówczesnego dyrektora „Przemysłówki” Bogdana Sroki, czy w szkole znalazłoby się pomieszczenie na pracownię – wspomina. – Dyrektor zaproponował mi garaż na tyłach szkoły. Pomieszczenie było zapełnione po sufit starymi meblami szkolnymi i innymi rzeczami. Musiałem to najpierw wszystko posprzątać. Byłem zdeterminowany i po około pół roku, z pomocą uczniów, stworzyliśmy pracownię, którą nazwałem „flyingFISH letterpress”.

Kaszty z czcionkami

Od tego czasu minęło osiem lat. Tomek Ratajczak często przebywa w „garażu”. Przyprowadza uczniów na lekcjach, prowadzi kółko typografii i… sprząta. – Pracownia wymaga bowiem czasu, żeby ją uporządkować. Po każdym złożeniu słów, litery trzeba wyczyścić i odłożyć na swoje miejsce, aby później można było zrobić następny skład, kolejny projekt – mówi.

Ze spokojem i pasją opowiada o całym wyposażeniu pracowni i zasadach pracy typografa. Z metalowych regałów wysuwa kaszty, czyli szuflady drukarskie, w których poukładane są czcionki. Każda kaszta opatrzona jest etykietką z nazwą danego kroku pisma. Następnie wyciąga czcionki, czyli wysokie „klocuszki” z wyrzeźbionym na końcu kształtem danej litery. Czcionki są w większości ołowiane, ale jest też sporo drewnianych. Mają różne rozmiary – od naprawdę sporych, używanych na przykład przy projektowaniu plakatów, do maleńkich – służących do drukowania książek. Litery na czcionkach „wyrzeźbione” są w odbiciu lustrzanym, tak aby po wydrukowaniu na papierze na prasie drukarskiej wyglądały jak w rzeczywistości. – Wszyscy pracownicy dawnych drukarni potrafili czytać właśnie „w odbiciu lustrzanym” – mówi bielski nauczyciel. On również nauczył się tej sztuki.

Pan Tomek pokazuje jeszcze między innymi wierszowniki, czyli metalowe narzędzia, na których zecerzy układali kolejne wersy. Podkreśla, że bardzo ważne było również zaplanowanie wszystkich pustych przestrzeni między literami – interlinii czy marginesów.

Gilotyna i pani Krause

Prezentuje również zasady działania kilku wielkich i ciężkich maszyn drukarskich. Jedna z nich to przywieziona z Hiszpanii tak zwana „Bostonka”, pochodząca z końca lat 20. XX wieku. – Kiedyś była to maszyna obsługiwana pedałem nożnym, podobnie jak maszyna do szycia. Ale w latach 60. ktoś przerobił ją i dołożył silnik, teraz działa na prąd. Zapina się matrycę, wkłada kartkę i można robić dużą liczbę odbitek – wyjaśnia.

Obok stoi niemiecka gilotyna o nazwie „Karl Krause”, z przełomu XIX i XX wieku. – To nóż introligatorski, służący do okrajania bloków książek – wyjaśnia Tomek Ratajczak. Kolejne trzy maszyny to urządzenia typu „korektorka”. – Zanim matryca trafiała do wielonakładowego druku, na takich maszynach robiono bowiem próbną odbitkę, która trafiała do korektora. Osoba ta sprawdzała, czy w składzie nie ma błędów, przykładowo literówek – tłumaczy.

Najstarsza prasa w kolekcji pana Tomka to wyprodukowana w 1912 roku w Lipsku „Frau Krause alte Katze”, czyli „pani Krause stara kotka”. – Jest to urządzenie typu „iron hand press”, ponieważ ma stalowe ramię i nawiązuje do pomysłu druku, który stworzył Gutenberg. Nacisk w tej maszynie na format A4 to około pół tony – opowiada bielski pasjonat.

Konkurencja dla smartfona

Tworząc pracownię, wierzył, że znajdą się uczniowie, którzy zainteresują się typografią. – Wiedziałem, że może to być konkurencja dla smartfona i znajdzie się młodzież zainteresowana tradycyjną typografią – mówi. – I fakt, jest stała grupa, która uczęszcza na kółko.

Tomek Ratajczak przyznaje, że dzięki pracowni zwolnił tempo swojego życia. – Zarówno dla mnie, jak i moich uczniów pracownia jest miejscem, w którym można sobie „wyczyścić głowę”, przepracować problemy. Ma się tu czas, a ja staram się nie wprowadzać jakiejś napiętej atmosfery. Czasami uczniowie – nawet ci bardzo nerwowi z natury – podchodzą do mnie i pytają: „czy mógłbym przyjść poukładać sobie trochę liter?”. Mówię im wtedy: „chodź, jasne”. I widzę, że tego typu czynności działają na nich uspokajająco – podkreśla.

Gdy przychodzę w odwiedziny do pracowni, przy dużym stole siedzą nad projektami trzy uczennice – Otylia, Weronika i Amelia. Rozmawiają, śmieją się, żartują z nauczycielem. – Zawsze lubiłam zajęcia manualne, a tutaj można miło spędzić czas i wykazać się kreatywnością. Tworzymy różne rzeczy, na przykład kartki na różne okazje. Ja zrobiłam sobie również plakat do pokoju. Możemy projektować, co tylko chcemy – mówi Otylia, uczennica trzeciej klasy o profilu technik grafiki i poligrafii cyfrowej, która przychodzi na kółko drugi rok. Jej koleżanka z klasy, Weronika, uczęszcza do pracowni pana Tomka już od pierwszej klasy. – Przyszłam tu w pierwszym tygodniu szkoły i od tej pory chodzę cały czas – opowiada. – Za każdym razem robimy trochę coś innego i możemy sami wymyślać projekty. Ja chyba najbardziej lubię tworzyć plakaty. Pan Tomek nam niczego nie narzuca, ale w razie potrzeby zawsze doradzi i podpowie – dodaje.

Inicjator wystaw

Tomek Ratajczak jest również inicjatorem cyklu wystaw typograficznych. – Jeżdżąc po kraju, szukam innych ludzi zakręconych na punkcie liter i pomyślałem, że może dałoby się ich w jakiś sposób połączyć. Kilka lat temu zaproponowałem koleżance, Iwonie Bolińskiej-Walendzik, która prowadzi Pracownię Starych Technik Drukarskich w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie, aby spróbować zrobić projekt wystaw typograficznych. I udało się. Przed setną rocznicą urodzin Stanisława Lema zorganizowaliśmy międzynarodowe spotkania typograficzne. Zaczęliśmy zapraszać osoby z zaprzyjaźnionych pracowni i proponować im, aby przygotowały plakat zainspirowany twórczością Lema. Inicjatywa znalazła odzew i cyklicznie, od pięciu lat organizujemy wystawy, prezentując je w różnych miejscach Polski – opowiada.

Pierwsze dwie ekspozycje dotyczyły Stanisława Lema, następne dwie – Mikołaja Kopernika, a piąta, zatytułowana „ArchiTypo 2024”, ukazywała na plakatach architekturę miejsc i budynków, architekturę litery, przestrzeń miast realnych i wyobrażonych. W ubiegłym roku można ją było oglądać w bielskiej Willi Sixta (która działa w ramach Galerii Bielskiej BWA). – Wiosną ubiegłego roku zaprezentowaliśmy tu inną wystawę typograficzną „Szczegóły i epizody – Szymborska typograficznie”, przygotowaną w ramach projektu koleżanki z Lublina – Alicji Magiery z pracowni Dom Słów w Lublinie. Ekspozycja prezentowała efekty typograficznych interpretacji wierszy noblistki – dodaje bielszczanin.

Dzieła sztuki

Tomek Ratajczak podkreśla, że zawód drukarza to zawód ginący. – Ale drukarstwo, tak samo jak koronczarstwo czy ceramika – powoli staje się sztuką. Dawniej robiono naczynia z gliny, aby z nich zjeść, a dziś pasjonaci chodzą na warsztaty ceramiczne, aby tworzyć z gliny piękne przedmioty. Artyści cały czas szukają nowych dróg, a typografia jest obecnie taką niszą, można się w niej spełniać i wykonywać rzeczy unikatowe i oryginalne – puentuje.

google_news