Zmiany klimatu i związane z nimi zjawiska pogodowe dotykają nas wszystkich. Również Bielsko-Białą nawiedzały już fale upałów i powodzie błyskawiczne. O tym, jakie działania podejmowane są, by zwiększać komfort życia ludzi i przyrody w mieście oraz o tym, jak zielony pasikonik ratuje bielskie kasztanowce, opowiada ogrodnik miejski Dariusz Gajny.
Dariusz Gajny pracuje na stanowisku specjalisty od zieleni w Wydziale Gospodarki Miejskiej Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej od 1 grudnia 2019 roku. Wcześniej wygrał konkurs na to nowo utworzone stanowisko. Jest inżynierem architektem krajobrazu, a także społecznikiem i animatorem kultury. Ukończył Technikum Architektury Krajobrazu w Zespole Szkół Ogrodniczych im. Stanisława Szumca w Bielsku-Białej. – Moja ogrodnicza pasja towarzyszy mi już od dzieciństwa. Wszystko zaczęło się od tego, że gdy miałem sześć lat, dziadek zabierał mnie na działkę i opowiadał o rosnących tam roślinach – wspomina.
Zachować drzewa
Jako ogrodnik miejski przede wszystkim opiniuje projekty inwestycyjne pod kątem zachowania zieleni oraz nadzoruje budowy, by w czasie realizacji inwestycji, na przykład drogowych, przestrzegane były zasady ochrony drzew. A drzewa odgrywają ogromną rolę w adaptacji miasta do zmian klimatu, ograniczając tak zwaną miejską wyspę ciepła i dając mieszkańcom cień w czasie upałów. – Ważnym momentem jeśli chodzi o ochronę drzew był październik 2019 roku, kiedy to weszło w życie zarządzenie prezydenta miasta dotyczące ochrony drzew na terenie Bielska-Białej – wyjaśnia Dariusz Gajny. – Wprowadzone zostały wówczas tak zwane karty ochrony drzew, które pokazują, jak należy postępować z drzewami na terenach budowy. Zarządzenie to jest moim głównym narzędziem do pracy w tej kwestii. Przy inwestycjach miejskich wszystkie jednostki, które zarządzają w imieniu miasta gruntami – na przykład Miejski Zarząd Dróg czy Zakład Gospodarki Mieszkaniowej – muszą stosować karty ochrony drzew – w celu zachowania jak największej ich liczby. To zarządzenie jest o tyle ważne, że polskie prawo nie zawsze wymaga kompensacji drzew i stosowania ich wystarczającej ochrony. Zatem ten nasz bielski dokument w pewien sposób tę lukę uzupełnia. Należy projektować tak, by jak największa liczba drzew została zachowana, a tam, gdzie nie ma takiej możliwości, nasadzać nowe. Wprawdzie świeżo posadzone drzewo ma o wiele mniejszą wartość niż dojrzałe, ale i tak jesteśmy jednym z nielicznych miast w Polsce, które w ogóle taką kompensację zapewnia. Więc jest to duży sukces.
– Czynimy wiele starań, by ten stary klon rosnący w parku za ratuszem zachować jak najdłużej – mówi ogrodnik miejski.
Już w szkole dzieci uczą się, że drzewa dają nam tlen – i jest to oczywiste. – Ale odgrywają też one ogromną rolę w kontekście adaptacji miasta do zmian klimatu – zwraca uwagę Dariusz Gajny. – Około 40 procent pokrycia koronami drzew centrum miasta zmniejsza temperaturę powietrza o około 2 stopnie Celsjusza. Jest to bardzo ważne, bo po pierwsze przekłada się na komfort mieszkańców, a po drugie wpływa na realne oszczędności w używaniu klimatyzacji pomieszczeń, a więc powoduje mniejsze zużycie energii. Dlatego Komisja Europejska dąży do wprowadzenia procedur, aby nałożyć na miasta obowiązkowy minimalny stopień pokrycia ich powierzchni koronami drzew.
Przykładami nowych nasadzeń poczynionych w ostatnim czasie w Bielsku-Białej jest plac Wojska Polskiego. – Podczas jego rewitalizacji udało się na nim zmieścić sporo drzew, mimo że wcześniej rosły tam raptem trzy sztuki – mówi Dariusz Gajny. – Specjalnie została dobrana taka odmiana klonu, która dorasta do 12 metrów wysokości, żeby potem nie było problemu z koniecznością przycinania. I nie chodzi tu nawet o koszty, lecz o to, że każde cięcie to rana na drzewie i osłabianie go.
Wyzwanie – retencja
Jeśli chodzi o ochronę drzew, to zarządzenie prezydenta reguluje wiele kwestii. Natomiast jeśli chodzi o retencję, właśnie trwa opracowywanie odpowiednich rozwiązań, zwłaszcza takich, które będą chroniły miasto przed deszczami nawalnymi. – Klimat się zmienia i rozchwiała się nam częstotliwość opadów – opowiada specjalista od zieleni. – Wprawdzie ilość opadów w ciągu roku utrzymuje się na stałym poziomie, ale problemem jest, że mamy bardzo długie okresy suszy, a potem nagle następuje opad, który niesie w sobie średniomiesięczną ilość wody na metr kwadratowy. Paradoksalnie w miastach pojawił się taki problem, że mamy więcej wody niż we wcześniejszych latach. Może się to wydawać absurdalne, bo przecież są okresy suszy i roślinność cierpi na brak wody. Ale w rzeczywistości mamy tej wody o wiele więcej – przede wszystkim ze względu na uszczelnienie powierzchni betonem. Problem tkwi w tym, że nie potrafimy tego nadmiaru wody zretencjonować, czyli zatrzymać – i odprowadzamy ją rzeki. Zamiast wsiąkać w grunt, woda spływa nam po betonie do kanalizacji burzowej i cieków. Co więcej, Bielsko-Biała jest miastem górskim i mamy tu do czynienia z szybkim spływem wód, więc podczas nawalnych deszczy „przekazujemy” ten nadmiar szybko płynącej wody kolejnym dzielnicom i miejscowościom, takim jak Komorowice i Czechowice-Dziedzice, w których rzeka zaczyna wylewać i powodować zniszczenia. Musimy więc mieć świadomość, że to, jak będziemy postępować w mieście, będzie rzutowało również na ludzi mieszkających poza jego granicami.
Ogrodnik miejski podkreśla, że w kwestii retencji prawo krajowe kuleje, więc trzeba wprowadzić zarządzenia lokalne, które dadzą rozwiązania w kierunku dobrej retencji. – Żeby to zrobić, musimy mieć aktualny obraz sytuacji. Dlatego trwają już rozmowy z Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, aby wraz z naukowcami opracować modele hydrologiczne dla Bielska-Białej – mówi Dariusz Gajny. – Do tego będzie trzeba dołączyć system deszczomierzy (trzech, czterech na jedno osiedle) i przepływomierzy na kanałach burzowych i potokach. Wtedy – wiedząc ile w danej części miasta spada nam wody na dany obszar oraz ile w ciekach i kanałach odpływa – dowiemy się, ile tej wody retencjonujemy. Będziemy wówczas w stanie zdiagnozować, które rejony miasta retencjonują najmniej wody i zwiększają spływ powierzchniowy. Wtedy będzie można podejmować działania w tych rejonach, gdzie jest to najpilniejsze.
W kierunku bioróżnorodności
W mieście czyni się wiele starań, aby zachować jak największą bioróżnorodność, czyli zróżnicowanie genów, gatunków i ekosystemów. Przyroda potrafi się samoregulować i naprawiać, ale w świecie, który człowiek mocno przejął, trzeba dawać jej na to więcej przestrzeni i możliwości. Lepsza kondycja miejskiej przyrody to z kolei lepsza adaptacja tego środowiska do zmian klimatu.
Jednym z działań w celu zachowania bioróżnorodności, praktykowanym na terenie Bielska-Białej, jest tak zwane świadkowanie drzew. Polega ono na tym, że starych, zagrażających bezpieczeństwu drzew nie wycina się całkowicie, lecz usuwa ich koronę, a pień pozostawia. – Taki około trzymetrowy pień jest pniem żyjącym, funkcjonują w nim różne drobne organizmy, pojawiają się próchnica i grzyby – tłumaczy Dariusz Gajny. – Natomiast gdy taki pień nie może już dłużej stać, jest wyłamywany, kładziony i pozostawiany do naturalnego zbutwienia. Z takimi sytuacjami mamy do czynienia na przykład w parku Włókniarzy czy parku Słowackiego. Chodzi o to, by miejskie parki nie były przestrzeniami jałowymi, sterylnymi, w postaci tylko drzew i trawnika. Obecnie staramy się, by chociaż w części z nich obecne były warstwy runa i podszytu. Po pierwsze, pomagają one bowiem w retencji, bo panuje w nich większa wilgoć, a dzięki ulistnieniu rosnących tam roślin woda mniej odparowuje. Po drugie, warstwy te są środowiskiem życia różnych organizmów: owadów, płazów czy drobnych gryzoni. Zatem zarówno przy rewitalizacji parku Włókniarzy, jak i parku za ratuszem zadbaliśmy o to, by ta warstwa podszytu się pojawiła. Podobnie będzie w przypadku planowanej rewitalizacji parku Słowackiego. Zostaną tam nasadzone krzewy i byliny.
– Konary leżące w parkach to miejsca życia wielu drobnych organizmów – mówi Dariusz Gajny.
Dobrym przykładem na to, że dzięki bioróżnorodności przyroda potrafi radzić sobie sama, jest historia bielskich kasztanowców. Przez trzydzieści lat w mieście istniał problem ze szrotówkiem, który jest szkodnikiem tych właśnie drzew. – Larwy tego inwazyjnego motyla żerują w liściach kasztanowców. W efekcie drzewa te brązowiały i opadały im liście. Na szczęście znalazł się w końcu naturalny wróg szrotówka w postaci znanego wszystkim pasikonika nadrzewka. Jego ulubionym przysmakiem są larwy tego szkodnika i populacja motyla zaczęła spadać. Istotne jest w tej historii to, że pasikonik pojawił się w mieście, ponieważ znalazł tu odpowiednie dla siebie siedliska w postaci powierzchni pokrytych darnią. Owad ten nie bytuje bowiem na wykoszonych krótko trawnikach, lecz w środowiskach łąkowych i zakrzaczonych. Przykład ten pokazuje, dlaczego zachowanie bioróżnorodności w mieście i stwarzanie miejsc dla różnych organizmów jest tak ważne.
Łąkie miejskie
Ważnym elementem krajobrazu miejskiego, pomagającym w adaptacji do zmian klimatu, są łąki miejskie. – Są one traktowane jak zwykłe łąki, czyli kosi się je tylko dwa razy w roku. Rośliny wysiewają się tam same – opowiada Dariusz Gajny. – Po pierwsze, miejsca te pomagają nam w kwestii retencji, bo pokryta roślinnością gleba mniej paruje i ma lepszą chłonność w trakcie opadów. Ograniczenie koszenia powoduje, że rośliny wytwarzają lepszy, dłuższy system korzeniowy. Trawa koszona często ma bowiem korzenie o głębokości 5-7 centymetrów. Natomiast jeśli zostawimy rośliny, by wyrosły wyżej – do 20 centymetrów, ich system korzeniowy sięgnie nawet ponad 30 centymetrów. Dzięki temu w okresach suszy rośliny są w stanie poradzić sobie lepiej, ponieważ mogą wyciągnąć wodę z głębszych warstw gleby. Głębszy system korzeniowy to także głębsza penetracja gleby przez różnego rodzaju organizmy, od drobnych, po większe. Łąka miejska to również baza pokarmowa dla drobnych gryzoni i ptaków oraz siedlisko owadów. Takie miejsce doskonale poprawia przy okazji bioróżnorodność.
Łąki miejskie funkcjonują w wielu punktach Bielska-Białej, na przykład w górnej części parku Słowackiego, przy ul. św. Anny, w Słonecznej Dolinie przy ul. Siemiradzkiego, w parku przy ul. braci Gierymskich czy na skwerze przy ul. PCK i Sempołowskiej.
Lasy bez wycinek
Już wiele lat temu w lasach komunalnych Bielska-Białej zaprzestano wycinek w celu pozyskiwania drewna na sprzedaż. – Odbywają się tu tylko cięcia pielęgnacyjne, a więc tych drzew, które grożą przewróceniem się. Obserwujemy już, że dzięki temu wiek drzewostanu poprawił się, a przyrosty najstarszych drzew z roku na rok się powiększają – mówi Dariusz Gajny. – Natomiast w Wydziale Gospodarki Miejskiej pracujemy aktualnie nad tym, by zwiększyć liczbę zostawianych na terenie lasów komunalnych pni, aby jeszcze bardziej poprawiać tam bioróżnorodność i retencję.
Place i skwery do odnowy
W najbliższych dwóch latach realizowany będzie program „Adaptacja do zmian klimatu na terenie miasta Bielska-Białej”. Dofinansowany jest z funduszy unijnych. W jego ramach w piętnastu lokalizacjach – na skwerach czy w parkach – podjęte zostaną kompleksowe działania adaptacyjne. Zastosowane zostaną wodoprzepuszczalne nawierzchnie i pojawi się roślinność zatrzymująca wodę w gruncie i zapewniająca bioróżnorodność. Działania tego typu zaplanowane są między innymi na placu Żwirki i Wigury, w parku Skarżyńskiego, w ogródku jordanowskim przy ul. Wyzwolenia czy wspomnianym wyżej parku Słowackiego. Program obejmuje także stworzenie trzech zielonych przystanków.
Urząd Miejski przygotowuje się też do kolejnych inwestycji, takich jak zazielenienie placu Chrobrego. – Funkcję retencyjną będą tam pełniły rabaty pod drzewami – mówi Dariusz Gajny. – Zmiany czekają także parking przy ratuszu od strony ul. Stojałowskiego. Jest już gotowa dokumentacja projektowa. Będzie to modelowy parking w centrum miasta, który zostanie obsadzony drzewami i zyska nawierzchnię w pełni przepuszczalną.
Wszystkie ręce na pokład
Przedsięwzięcia podejmowane przez Urząd Miejski są ważne, ale równie istotne są działania mieszkańców. Na początku roku 2020 wystartował program „Bielsko-Biała łapie deszcz”. Zachęcał on mieszkańców do efektywnego gospodarowania wodą opadową na terenie własnych posesji – przez zastosowanie naziemnego zbiornika na deszczówkę czy budowę lub przebudowę zbiornika podziemnego. Zatrzymanie deszczówki ogranicza bowiem ryzyko wystąpienia podtopień w czasie intensywnych opadów deszczu, a jednocześnie stanowi rezerwę wody w czasie suszy. – Program ten został doceniony i miasto otrzymało za niego tytuł „Miasta z klimatem” – mówi Dariusz Gajny. – To bardzo ważne, aby działania w kierunku adaptacji do zmian klimatu podejmowali również obok własnych domów mieszkańcy. Chodzi o to, by nie odprowadzać wody z dachu rynnami do kanalizacji, tylko zagospodarowywać na własnym terenie. Można ją zbierać w celu podlewania ogródka czy mycia balkonu albo zrobić formę ogrodu deszczowego. Jeżeli takie drobne, punktowe działania pomnożymy przez liczbę domów prywatnych w mieście, da nam to dużą skalę działania.
Konar, który odłamał się od pomnikowego klonu polnego w parku za ratuszem, pozostawiono na podłożu, by stał się miejscem bytowania różnych drobnych organizmów.
Bez wody w piwnicach
Podobne przedsięwzięcia realizowane są również w ramach niektórych inwestycji miejskich. Na zrewitalizowanym placu Wojska Polskiego nie dało się wprawdzie stworzyć ogrodu deszczowego, ale pod płytą znajdują się dwa duże zbiorniki na wodę – jeden o pojemności 195 tysięcy litrów, a drugi 176 tysięcy. – Natomiast przy oddanym w ubiegłym roku nowo wybudowanym przedszkolu w Hałcnowie powstał ogród deszczowy, który retencjonuje wodę spływającą z pobliskich terenów utwardzonych oraz dachu – opowiada ogrodnik miejski. – Znajduje się tam wyżwirowana niecka, odgrodzona od części zabawowej przedszkola. Podczas opadów woda wypełnia ten zbiornik, a później powoli opada. Uważam, że jest to sukces miasta, ponieważ przed tą inwestycją okoliczni mieszkańcy, którzy mieli problemy z podtopieniami w piwnicach, wyrażali swoje obawy. Natomiast teraz mam sygnały, że rozwiązanie to poprawiło stosunki wodne w okolicy i pierwszy raz od wielu lat mieszkańcy nie mieli problemów z zamakaniem piwnic. Myślę, że będzie to bardzo dobry przykład dla innych inwestycji miejskich. Na przykład nowo projektowana siedziba Teatru Lalek Banialuka i Książnicy Beskidzkiej ma również przewidziane zbiorniki podziemne i ogrody deszczowe. Miasto pójdzie tam nawet krok dalej, bo deszczówka, która będzie zbierana w zbiornikach, ma być wykorzystywana do spłukiwania toalet. Dzięki temu dodatkowo będziemy jeszcze oszczędzać naturalne zasoby wody.
Po pierwsze edukacja
Dariusz Gajny podkreśla, że niezwykle istotna jest także edukacja ekologiczna mieszkańców, zwłaszcza dzieci i młodzieży. – Prowadzimy lekcje w terenie, na przykład w ubiegłym roku miałem takie zajęcia z jedną ze szkół podstawowych w parku Włókniarzy – mówi. – Jestem też zapraszany przez nauczycieli na różne festiwale energii czy nauki albo spacery ekologiczne. Zawsze chętnie idę na takie wykłady i opowiadam młodym ludziom zarówno o działaniach w mieście, jak i o tym, co każdy z nas może w warunkach domowych w kierunku adaptacji do zmian klimatu robić. Na przykład ja w kuchni obok zlewu mam małą konewkę. Gdy puszczam z kranu wodę i czekam, aż zacznie płynąć ciepła, podstawiam pod kran konewkę i napełniam ją płynącą na początku zimną wodą, by nie odprowadzać jej niepotrzebnie do kanalizacji. Potem wykorzystuję wodę z konewki do podlania roślin czy umycia podłogi. Są to drobne działania, które sumarycznie potrafią dać bardzo duże oszczędności. I o takich między innymi sprawach opowiadam na zajęciach z uczniami. Rozmawiałem o tym także podczas spotkania w Centrum Seniora, w którym prowadzę zresztą sekcję ogrodniczą. Ta edukacja jest ogromnie ważna, ponieważ jeśli nie będziemy zaszczepiać w ludziach pewnych nawyków i zamiłowania do zieleni, wszystkie działania miasta w tym zakresie będzie można wyrzucić do kosza, bo nie będą miały pokrycia w świadomości mieszkańców.
Park Włókniarzy. Pień starego buka po świadkowaniu, czyli wycięciu korony, wraz z leżącym obok pozostawionym fragmentem pnia
Cała naprzód!
Dariusz Gajny jest zadowolony z minionych ponad pięciu lat na stanowisku ogrodnika miejskiego. – Wszystkie przedsięwzięcia realizujemy oczywiście przy współpracy z Zespołem do spraw Zieleni oraz Wydziałem Ochrony Środowiska i Energii czy z instytucjami naukowymi. Ale rzeczywiście w dużej mierze jako ogrodnik miejski je napędzam. I bardzo cieszę się, że mogę mieć realny wpływ na wszystkie te pozytywne zmiany w mieście – przyznaje. – Nie boję się też powiedzieć, że w obliczu tempa zmian klimatu, nasze przedsięwzięcia posuwają się dość wolno. Chciałbym, by były realizowane szybciej, ale nie zawsze jest to realne. Uważam jednak, że zrobiliśmy już dużo i wszystko idzie w dobrym kierunku. Nie możemy jednak osiadać na laurach, bo wyzwań jest wiele, a od siebie zawsze można wymagać jeszcze więcej.