Wydarzenia Bielsko-Biała

Po drugiej stronie bieli. Rok temu lawina zabrała Michała

Uwielbiał śnieg, narty, góry i mapy. Goprowiec, narciarski eksplorator Tatr, współorganizator biegów na orientację. Niezwykle inteligentny i zorganizowany. Uśmiechnięty, pogodny, bezkonfliktowy. Nie dało się go nie lubić. Rok temu lawina zabrała Michała. Na wieczny dyżur. Na drugą stronę bieli.

W domu rodziców Michała – Kamilli i Krzysztofa Wojarskich – wiszą na ścianach zdjęcia syna: w goprowskim czerwonym polarze, na szlaku z łańcuchami, na nartach, w górach z żoną. Kamilla Wojarska pokazuje jeszcze fotografie z rodzinnego albumu. Michał na wycieczce z kolegami z liceum, nad turystycznym kociołkiem, z mapami na kolanach, zawsze z charakterystycznym szczerym uśmiechem. – Nawet na zdjęciu, na którym podchodzi pod górę na nartach w trakcie jakichś zawodów, promienieje radością i się śmieje. A widać, że musiał być już zmęczony, bo przeszedł długi dystans. Góry zimą i skitury to był po prostu jego żywioł – mówi Krzysztof Wojarski.

Wypadek

22 kwietnia 2024 roku portale internetowe i górskie profile społecznościowe obiegła informacja, że w sobotę, 20 kwietnia, w lawinie w rejonie Świnickiej Kotliny w Tatrach zginął Michał Wojarski – 33-letni bielszczanin, skialpinista, ratownik GOPR, członek Klubu Wysokogórskiego Kraków. We wszystkich wpisach podkreślano, że był wielkim pasjonatem gór, znakomitym narciarzem, znawcą topografii tatrzańskiej, a przede wszystkim wspaniałym kolegą, człowiekiem radosnym, zaangażowanym i pomocnym.

Tamtego sobotniego dnia Michał miał załatwić sprawę w Zakopanem, a później wybrać się na skitury, bo warunki były dobre. – Gdy był na trasie, o godzinie 16.30 zamieścił na grupie dyskusyjnej skiturowców filmik, jak robi przekrój śniegu. Wynikało z niego, że śnieg się trzyma i jest bezpiecznie – wspomina Kamilla Wojarska. – Syn przekazywał też, że spotkał w górach wielu innych skiturowców. Niestety, dla Michała nie był to szczęśliwy dzień. Lawina była tak duża i zjechała tak nieoczekiwanie, że pomimo użycia plecaka lawinowego nie miał szans wygrania z żywiołem.
Michał był zawsze skrupulatnie przygotowany do wypraw. – Jego doświadczony kolega z sekcji narciarskiej KW Kraków mówił nam, że syn zawsze bardzo profesjonalnie podchodził do spraw związanych z bezpieczeństwem w górach – dodaje Krzysztof Wojarski. – Już dawno kupili sobie z bratem pełne wyposażenie lawinowe: plecaki lawinowe, nadajniki, odbiorniki, lokalizatory i łopatki. Przed wyjściem na trasę zawsze robili test lawinowy. Znajomy z KW Kraków stwierdził, że Michała musiało coś zaskoczyć, bo jest mało prawdopodobne, by popełnił jakiś błąd. Analizowaliśmy wszystkie dostępne materiały i nie znaleźliśmy słabego punktu w jego poczynaniach.

Gdy członkowie rodziny stracili z Michałem kontakt telefoniczny, zgłosili jego zaginięcie. W nocy z 20 na 21 kwietnia rozpoczęto poszukiwania, a nad ranem ratownicy natrafili na lawinisko w rejonie Świnickiej Kotliny. Dzięki sygnałowi z detektora lawinowego toprowcy szybko zlokalizowali zasypanego człowieka. Znajdował się 40 centymetrów pod śniegiem. Niestety, na ratunek było za późno. Ciało wydobyto o 4.57. W akcji ratunkowej brał udział znajomy Michała z TOPR-u, więc tragiczna informacja dotarła szybko zarówno do rodziny, jak i do goprowców.

Kamilla Wojarska była wówczas na wycieczce w Stanach Zjednoczonych. – Gdy dostałam od męża wiadomość, że mam się z nim pilnie skontaktować, poczułam, że stało się coś poważnego. Pomyślałam jednak, że chodzi o moją 93-letnią teściową. Tymczasem dowiedziałam się o śmierci Michała – wspomina. – Gdy widzieliśmy się ostatni raz początkiem marca, rzucił mi na pożegnanie, że przez najbliższy czas prędko się nie zobaczymy. Najpierw on jechał bowiem do Norwegii, a potem ja do Stanów. Po jego śmierci te jego słowa nabrały innego sensu…

Narty

Michał od dzieciństwa lubił górskie wędrówki. – Miał cierpliwość do długiego chodzenia. Choć nie był dzieckiem szczególnie wysportowanym, od początku bardzo polubił narty – wspomina Kamilla Wojarska. – Co ciekawe, jako dziecko dużo chorował i miał alergie. Ale nie zimą. Cieszyliśmy się, gdy spadł już śnieg, bo wtedy paradoksalnie kończyły się jego problemy ze zdrowiem.
Michał zaczął jeździć na nartach w wieku około sześciu lat. Rodzice zapisywali go – podobnie jak jego brata – na zajęcia z instruktorem w szkółkach narciarskich. Gdy był już starszy, ukończył kurs demonstratora, a potem pomocnika instruktora narciarskiego.

Po pewnym czasie Michał zaraził się nartami skiturowymi. Razem z bratem kupili sprzęt i zaczęli górskie wędrówki i zjazdy.

Podczas podejścia na skiturach na Pilsko

Mapy

Od dziecka uwielbiał mapy i ich analizowanie. Miał doskonałą orientację w terenie. – Na większości zdjęć wykonanych podczas odpoczynków siedzi z mapą – mówi Kamilla Wojarska. – Od najmłodszych lat był też niezwykle zorganizowany. Po jego śmierci znaleźliśmy segregatory z czasów szkolnych, w których notował swój rozkład dnia. Miał dokładnie zaplanowane, na jaką czynność poświęci ile czasu. Na przykład na naukę biologii przewidział 15 minut, na geografię 20 minut, na matematykę pół godziny, natomiast na porządkowanie map aż godzinę – mówi z uśmiechem mama. – A jak założył sobie, że zrobi na przykład 30 zadań matematycznych, to siedział tak długo, aż je skończył – dodaje Krzysztof Wojarski.

Bielszczanin ukończył renomowane V Liceum Ogólnokształcące w Bielsku-Białej, słynące z wysokiego poziomu nauk ścisłych. – Zdecydowanie miał umysł matematyczny i lubił to co robi. W liceum był finalistą olimpiady geograficznej i dzięki temu mógł iść na dowolną uczelnię bez zdawania egzaminów. Wybrał kierunek geodezja i kartografia na Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie – mówi Kamilla Wojarska.

Opracował interaktywną Skiturową Mapę Tatr. – Nanosił tam znane już zjazdy, a także dokładał nowe, które sam przejechał jako pierwszy. Był autorem eksploracyjnych i bardzo trudnych zjazdów, o czym dowiedzieliśmy się właściwie dopiero po jego śmierci. Oczywiście bardzo dobrze się do tych nowych tras przygotowywał i realizował je w asyście, wraz z drugą osobą – mówi Krzysztof Wojarski.
Michał miał też swój udział w opracowaniu przewodnika „Polskie Tatry Wysokie. Narciarstwo wysokogórskie”, w którym znajdują się opracowane przez niego mapy graficzne tatrzańskich tras dla skiturowców. Autorami publikacji są Józef Wala i Karol Życzkowski.

Równolegle z geodezją i kartografią Michał studiował jeszcze przez jakiś czas informatykę. Na trzecim roku wygrał konkurs informatyczny dla pewnej firmy, która zaproponowała mu pracę na pół etatu. – Stwierdził, że zrezygnuje z dalszego studiowania informatyki, bo więcej nauczy się pracując. Natomiast nadal studiował geodezję i kartografię – opowiada Kamilla Wojarska.
W końcu trafił do amerykańskiej firmy, która zajmuje się oprogramowaniem dla dużych korporacji prawniczych w Stanach Zjednoczonych i ma jeden oddział poza USA – w Krakowie. – Aby się tam dostać, trzeba przejść kilka etapów naboru i naprawdę wykazać się ogromnym intelektem – opowiada Krzysztof Wojarski. – Było dla nas wielkim zaskoczeniem, że Michał zakwalifikował się do tej pracy. I z tego co widziałem, sprawiała mu ona dużo frajdy. A znajomi z pracy doceniali go za umiejętność programowania i abstrakcyjnego myślenia.

Kolejnym konikiem Michała, związanym z jego zdolnością taktycznego myślenia, były szachy. Grał bardzo dobrze, ale brakowało mu już czasu, by poświęcić się temu na większą skalę. – Mówił natomiast, że wie, czym zajmie się na emeryturze: właśnie doskonaleniem gry w szachy – wspomina Kamilla Wojarska.

Góry

W czasach szkolnych Michał chodził w góry z dwoma najlepszymi kolegami: Pawłem i Mateuszem. Wspólnie planowali wycieczki i skrupulatnie się do nich przygotowywali. – Nasza trójka znała się już od piaskownicy – wspominają Paweł Pieńkowski i Michał Jabłoński. – Nasze ścieżki schodziły się i rozchodziły: przedszkole, kolejne szkoły, aż po studia w Krakowie, gdzie razem mieszkaliśmy. A nasza historia z górami? Zaczęła się niewinnie. Mieliśmy po 15 lat, był koniec grudnia 2005 roku, wybraliśmy się z Mikuszowic na Magurkę Wilkowicką. Zwyczajny, krótki szlak? Może i tak, ale dla nas była to pełnoprawna zimowa wyprawa, która zajęła cały długi dzień. Nie mieliśmy pojęcia, że właśnie rozpoczyna się najpiękniejsza, a zarazem najniebezpieczniejsza przygoda naszego życia. Wtedy chyba żaden z nas nie przypuszczał, że za kilka lat zostaniemy przewodnikami, skialpinistami, wspinaczami i będziemy zdobywać szczyty Tatr, Alp czy Kaukazu. „Takich dwóch, jak nas trzech, nie ma ani jednego” – mawialiśmy o sobie. I choć dziś już nie wyruszymy z Michałem na kolejną wyprawę, to „nasze wspólne góry” zawsze będą nam towarzyszyć.

Z kolegami Pawłem (z lewej) i Mateuszem (z prawej)

 

W liceum, przed maturą, Michał z Pawłem zrealizowali kurs na przewodnika beskidzkiego, organizowany przez Akademickie Koło Przewodników Górskich w Bielsku-Białej. – Michał był jednym z naszych najmłodszych kursantów – wspomina Franciszek Wawrzuta, prezes AKPG. – Zaczynając naukę w drugiej klasie liceum, zapisał się z Pawłem na nasz kurs przewodnicki. Kończąc trzecią klasę, obaj zdali egzamin państwowy na przewodnika beskidzkiego. Michał szybko zdał wszystkie egzaminy maturalne i już w czerwcu poprowadził pierwsze wycieczki w góry. Studiując w Krakowie, dwukrotnie podczas wakacji wybrał się z nami w Alpy i weszliśmy razem na kilka czterotysięczników, między innymi na Mont Blanc. Zawsze był skromny, uczynny i rozsądny, miał dużą odporność psychiczną, był odważny, ale nie był ryzykantem. Po górach chodził, jeździł i biegał – i one zabrały go na wieczną wędrówkę.

W górach z kolegą Pawłem

 

Michał nieraz wyjeżdżał na dalekie wyprawy – z rodzicami, znajomymi czy bratem. – Byliśmy razem na przykład na ferratach w Dolomitach – opowiada Kamilla Wojarska. – Syn zaliczył też między innymi alpejski masyw Monte Rosa, Triglav w słoweńskich Alpach Julijskich czy Kazbek w Kaukazie, na granicy Gruzji z Rosją. W górach nigdy nikogo nie poganiał. Nie narzekał, że musi czekać na kogoś, kto idzie wolniej.

Ratownictwo

Bardzo wcześnie zaczął mówić, że chce zostać goprowcem. – Najprawdopodobniej ten pomysł zakiełkował mu w głowie, gdy podczas zawodów w Zakopanem mieliśmy okazję porozmawiać z Jerzym Siodłakiem, ówczesnym naczelnikiem Grupy Beskidzkiej GOPR, który obecnie jest naczelnikiem całego GOPR-u – opowiada tata Michała. – W czasie oczekiwania na wagonik na Kasprowy Wierch i później jazdy kolejką Michał podpytywał go o sprawy goprowskie i o to, jak zostać goprowcem. Miał wtedy kilkanaście lat.

Jak postanowił, tak zrobił. Egzamin wstępny do GOPR-u zdał w 2011 roku, a kurs I stopnia ukończył w 2015 roku. – Jeśli Michał coś sobie zaplanował i wymyślił, konsekwentnie do tego dążył – mówi Krzysztof Wojarski.

– Razem z Michałem zdawaliśmy egzamin wstępny w 2011 roku, oboje trafiliśmy do sekcji Bielsko-Biała. Później przyszedł czas na kurs I stopnia – wspomina Katarzyna Tyszecka, ratownik Grupy Beskidzkiej GOPR. – Ostatni raz widziałam go w Bieszczadach, na początku lutego, podczas Memoriału Olka Ostrowskiego w narciarstwie wysokogórskim. Pamiętam, że z dzieciakami ratowników wyczekiwaliśmy pierwszych zawodników na mecie. I w końcu wpadł na nią Michał razem z kolegą Marcinem.

W ostatnich latach bielszczanin mieszkał z żoną Martą w jej rodzinnym Jaśle (dla amerykańskiej firmy pracował zdalnie). Ale w weekendy często przyjeżdżał do rodzinnego domu w Bielsku-Białej. I szedł na dyżury goprowskie. – Najczęściej wyglądało to tak, że przyjeżdżał w piątek około godziny 23.00, a w sobotę około 6.00 jechał na dyżur – najczęściej w stacji w Szczyrku, czasem na Dębowcu, Klimczoku czy Żarze. Po dyżurze szedł jeszcze na skitury – opowiada Kamilla Wojarska. – Natomiast w niedzielę miał w programie: mszę, której nigdy nie odpuszczał, dyżur goprowski i znów skitury. Wracał wieczorem i na poniedziałek jechał do Jasła. Przy tym wszystkim zawsze znajdował jeszcze czas na rozmowę telefoniczną z żoną.

Brał udział w kilku dużych akcjach poszukiwawczych. – Któregoś razu przyjechał w piątek późnym wieczorem, już się właściwie szykował do spania, gdy otrzymał wezwanie na akcję na Wielkiej Raczy, bo kilka osób zaginęło. Całą noc ich szukali, po czym bezpośrednio z tej akcji pojechał na poszukiwania skiturowca na Pilsku – opowiada Krzysztof Wojarski. Rodzice pamiętają też, jak Michał wrócił bardzo zmęczony z akcji w okolicach Potrójnej w Beskidzie Małym. – Jakaś dziewczyna zasłabła i musieli ją nieść, bo z powodu mnóstwa powalonych drzew nie dało się jej przewieźć quadem ani ciągnąć w noszach na skiturach. Gdy wrócił do domu, praktycznie padł – wspomina Kamilla Wojarska.

Tata Michała podkreśla, że po ludzku patrząc, syn miał prawo być czasem zdenerwowany na ludzi, którzy przez brak rozsądku i przygotowania wpadli w górach w kłopoty, a on musiał brnąć nocą po pas w śniegu, by im pomóc. – Ale on nigdy nie powiedział na nich złego słowa. Takie zachowanie obserwujemy zresztą chociażby w facebookowych wpisach goprowców, którzy nie krytykują i nie oceniają osób, którym niosą pomoc – komentuje Krzysztof Wojarski. – Zresztą znajomi Michała zawsze lubili z nim rozmawiać, bo właśnie nigdy nikogo nie oceniał. Miał swoje przekonania, ale starał się ich nie konfrontować z rozmówcami, nie spierać się. Tym zjednywał sobie przyjaciół.

Natomiast gdy w 2022 roku wybuchła wojna na Ukrainie, Michał wraz z innymi goprowcami brał udział w pomocy uchodźcom w Równi na granicy polsko-ukraińskiej.
Na pogrzeb Michała przybyło mnóstwo goprowców, z pocztem sztandarowym. – Nie spodziewaliśmy się, że przyjedzie ich aż tylu. Zaskoczeniem była dla nas pozycja Michała w GOPR-ze i to, że jego koleżanki i koledzy ratownicy bardzo go cenili – przyznają rodzice.

Biegi

Zamiłowanie Michała do kartografii przełożyło się na jeszcze jedną jego wielką pasję – ekstremalne biegi na orientację. – Startował też w ultramaratonach górskich, ale zdecydowanie wolał te na orientację. Nie był bardzo mocny pod względem biegowym, więc nadrabiał to doskonałą pracą z mapą. Trenował w krakowskim klubie WKS Wawel – w Sekcji Biegu na Orientację – opowiada Kamilla Wojarska.

Co więcej, nie tylko brał udział w tego typu zawodach, ale także był jednym z ich organizatorów. – Jeszcze gdy uczył się w liceum, udzielał się w przygotowywaniu biegu na orientację dla goprowców, które organizowałem z moim kolegą – mówi Krzysztof Wojarski. – Michał pomagał mi wtedy rozstawiać trasy. Z czasem przejął ode mnie organizowanie tych zawodów, a potem z jego inicjatywy zostały one rozszerzone o możliwość startu ratowników z ich rodzinami i dziećmi.

Podczas biegów na orientację

 

Kamilla i Krzysztof Wojarscy są głównymi organizatorami cyklu biegów na orientację pod hasłem „Bielsko-Biała Nocą”. – Michał bardzo nam przy tym pomagał i nas wspierał – mówią rodzice.
Natomiast w GOPR-ze Michał co roku współorganizował wewnętrzne Zawody na Orientację Ratowników Górskich. – Dał się namówić również na ich wersję rodzinną, która nieraz pokazała, że o przyszłe pokolenie ratowników możemy być spokojni – mówi Katarzyna Tyszecka. – ZORG przekształciliśmy z czasem w Bieg Górski GOPR, otwierając zawody również dla ludzi spoza ratowniczego grona. Od strony technicznej Michał dbał o każdy ich szczegół, nieraz zaskakiwał przebiegiem i trudnością trasy.

Bielszczanin przygotował również III Bieg Górski GOPR, który odbył się na Szyndzielni w ramach Festiwalu Dziewięćsił 8 czerwca 2024 roku, już po jego śmierci. – Zdążył jeszcze dopiąć organizację tych rodzinnych zawodów na orientację dla goprowców, ale zrealizowanie tego wydarzenia przypadło już niestety nam – dodają Kamilla i Krzysztof Wojarscy.

Marta

Na studiach Michał poznał przyszłą żonę, Martę. – Studiowaliśmy razem na kierunku geodezja i kartografia. Na trzecim roku, jako jedna z trzech osób, zostałam przeniesiona do grupy Michała – opowiada Marta Wojarska. – Pamiętam dzień, gdy po sesji egzaminacyjnej poprawiłam mu odwinięty kołnierzyk garnituru. Odparł, że chodził tak cały dzień, a ja byłam jedyną osobą, który mu to ogarnęła. Potem zaprosił mnie na kawę z okazji Dnia Kobiet, do kawiarni przy Rynku Głównym. Udało się spotkać, bo chwilę przed tym, 3 marca, wyszłam bez szwanku z katastrofy kolejowej pod Szczekocinami. 8 marca czekał na mnie z czerwoną różą przy pomniku Mickiewicza, a kilkugodzinna rozmowa minęła błyskawicznie. Od tego czasu zaczęły się liściki z zaproszeniami na wspólne spacery, później pierwszy wyjazd do Norwegii, gdzie przejechaliśmy stopem z Trondheim do Oslo.

Jak podkreśla Marta Wojarska, Michał był kochającym mężem – pełnym wrażliwości, szczerości, dziecięcej radości i cudownego poczucia humoru. – Byliśmy ze sobą dwanaście lat i ciągle mnie zaskakiwał, a małżeństwo i tworzenie relacji z nim było jak wino – z biegiem czasu coraz lepsze – wspomina. – Ujmował mnie tym, że zawsze szukał jasnych stron otaczającego świata i zawsze dostrzegał mnóstwo dobra w ludziach, nie skupiał się na niedociągnięciach. Nigdy nie odmawiał niesienia pomocy, można było na nim polegać. Był też niesamowicie zorganizowany, rozważnie dzielił czas między pracę, dom, działania i pasje górskie oraz regularną aktywność fizyczną. Potrafił odpoczywać, nie dawał się zdominować pędzącemu światu. Na zawodach biegowych i skiturowych nie tyle liczyła się dla niego sama rywalizacja, pozycja w tabeli końcowej, co bardziej poprawianie własnych wyników, kontrola kondycji oraz pokonywane drogi, trasy i wyzwań. A także atmosfera, którą tworzyli współzawodnicy.

Z żoną Martą w Norwegii

 

Michał był świetnym organizatorem wspólnych wyjazdów – zarówno tych z żoną, jak i w gronie przyjaciół. – Przedreptaliśmy ścieżki w Tatrach, Pirenejach, Dolomitach, Alpach Julijskich, odwiedziliśmy Półwysep Krymski, samochodem wybraliśmy się na norweskie Lofoty, podziwialiśmy uliczki w Barcelonie i muzea w Paryżu – opowiada Marta Wojarska. – Dużo czasu spędzaliśmy również osobno, będąc przy tym ciekawi siebie, angażując się w zainteresowania drugiej strony oraz dając przestrzeń i wolność na ich realizację.

Czy bała się o męża podczas jego wypraw skiturowych w Tatrach czy akcji ratowniczych w ramach dyżurów GOPR? – Na pytanie: „czy tam gdzie jedziesz będziesz bezpiecznie?” Michał odpowiadał, że zadba o to, żeby było, ale zawsze istnieje ryzyko.

Pamięć

Michał był człowiekiem zawsze pogodnym i uśmiechniętym. – Ale czasem bywał też dość melancholijny. Miał spokojny, łagodny charakter, nie chodził na przykład na imprezy – mówi Kamilla Wojarska. – Dobierał sobie towarzystwo, w którym dobrze się czuł. Gdy po pogrzebie siedzieliśmy w dyżurce na Klimczoku i wspominaliśmy Michała, goprowcy mówili, że nie dało się go nie lubić i nie kochać – dodaje tata.

Katarzyna Tyszecka podkreśla, że śmierć Michała była dla środowiska goprowców ogromną stratą. – Wiadomość z tamtej pamiętnej niedzieli odebrała nam mowę i ścisnęła serce – przyznaje. – Michał był człowiekiem bardzo skromnym, bił od niego wielki spokój. Chyba niewiele osób tak naprawdę zdawało sobie sprawę, co robił w górach i poza nimi.

Wśród wielu wpisów w mediach społecznościowych padło między innymi takie stwierdzenie: „jeden z najlepszych eksploratorów Tatr na nartach ostatnich lat”. – Natomiast gdy przeglądaliśmy różne wpisy Michała na jego blogu, rzucił nam się w oczy tekst z 2009 roku, kiedy syn miał zaledwie 19 lat: „Są w górach rzeczy, na które człowiek nie ma wpływu, bowiem przyroda nie zna naszych granic. Schodząca lawina nie zapyta nas, czy przeszliśmy szkolenie lawinowe. Chodząc po górach musimy być świadomi ryzyka, jakie podejmujemy. Jeżeli jednak chcielibyśmy wyeliminować wszystkie niebezpieczeństwa, musielibyśmy zostać w domu” – mówi Kamilla Wojarska.

W alpejskim masywie Monte Rosa

 

Znajomi i przyjaciele ze środowiska górskiego dbają o pamięć o Michale. W sobotę, 26 października, w Kaplicy Matki Bożej Opiekunki Turystów na Okrąglicy w Beskidzie Żywieckim odbyła się coroczna msza na zakończenie letniego sezonu turystycznego. Podczas nabożeństwa wśród wypełniających kaplicę tablic upamiętniających zmarłych ludzi gór umieszczono epitafium pamięci Michała. – Natomiast Klub Wysokogórski Kraków czyni obecnie starania, by kolejna tablica poświęcona Michałowi znalazła się na Tatrzańskim Cmentarzu Symbolicznym na stokach Osterwy w słowackich Tatrach Wysokich, niedaleko Popradzkiego Stawu – mówi Kamilla Wojarska.

Z kolei GOPR zdecydował, że Zawody na Orientację Ratowników Górskich będą jednocześnie Memoriałem Michała Wojarskiego. – W ubiegłym roku odbył się pierwszy Memoriał, a 27 września tego roku nastąpi druga edycja – dodaje mama.

Michał spoczął na cmentarzu parafialnym św. Barbary w bielskich Mikuszowicach. Podczas pogrzebu dominowała czerwień goprowskich polarów. Grób Michała utonął natomiast w bieli, bo na prośbę rodziny wszyscy przynieśli kwiaty w kolorze śniegu. Zawyła jeszcze syrena samochodu goprowskiego.

Michał gra z Panem Bogiem w szachy.

 

Zdjęcia: z archiwum Kamilli i Krzysztofa Wojarskich oraz Pawła Pieńkowskiego

 

google_news