Maryla Rodowicz, artystka, której przedstawiać nie trzeba, bo jej mniej i bardziej znane przeboje nucą wszyscy, 17 stycznia zagrała akustyczny koncert w Cavatina Hall w Bielsku-Białej.
Red. Marioli Morcinkovej opowiedziała o latach spędzonych na scenie, przyjaźni z Agnieszką Osiecką, największych przebojach w nowych aranżacjach oraz o tym, co z tym wszystkim mają wspólnego… naleśniki.
Spotykamy się w Cavatina Hall w Bielsku-Białej. To miasto dość często pojawia się na Pani trasie koncertowej. Jak wraca się w te strony?
Oj, gdzie ja nie byłam przez te blisko sześćdziesiąt lat kariery scenicznej. (śmiech) Grałam tutaj rok temu, a na koncert, przed którym rozmawiamy, również wyprzedała się cała sala. To bardzo miłe.
Te najbardziej i mniej znane utwory zabrzmią w nowych akustycznych aranżacjach z akompaniamentem dwóch gitar. Taka forma koncertu to powrót do klimatu z początków Pani kariery, kiedy na scenie towarzyszyli Pani tylko gitarzyści. Co najbardziej lubi Pani w tej akustycznej odsłonie swojej twórczości?
Klimat, który jest zupełnie inny. Kiedy gra się w plenerze, to zupełnie coś innego. Inna atmosfera, przesłanie. Tutaj mogę zagrać utwory, których nie wykonuję w plenerze, ponieważ nadają się jedynie do tak klimatycznej sali jak ta.
Jakie to utwory?
Jest ich sporo. To m.in. “Ludzkie gadanie”, znane też jako “Gadu gadu”, utwór “Z gwinta”, “Sama chciała”, “Na brudno” lub “Największa miłość, najcięższy grzech”.
Na scenie muzycznej obecna jest Pani od ponad 57 lat. Kiedy to minęło? (śmiech)
Chciałabym powiedzieć, że szybko, ale nie to nie do końca tak. (śmiech) To tysiące koncertów, około dwóch tysięcy utworów. Mój repertuar jest tak duży, że zawsze pojawia się problem, co zagrać.
Gdyby miała Pani zamknąć ten czas w jednym słowie lub zdaniu, jakie mogłoby paść?
Nie da się tego podsumować ani w jednym słowie, ani jednym zdaniu. Na tyle lat na scenie składają się różne etapy mojego życia, różne problemy, różne składy muzyczne. W latach 80. urodziłam troje dzieci. To była inna epoka, nastąpiły wtedy wielkie społeczne zmiany. Różnie bywało.
„Moja energia bierze się stąd, że ja lubię żyć. Że lubię ludzi, że lubię robić to, co robię, że udzielam wywiadów, że mam spotkania, że idę do sklepu po bagietkę”. No właśnie, jest Pani osobą niezwykle pozytywnie nastawioną, co przekłada się także na Pani twórczość.
W swoim repertuarze mam też utwory dosyć nostalgiczne i wtedy muszę przestawiać się z trybu, gdzie daję bardzo dużo energii, na ten bardziej spokojny.
Zaskakuje Pani nie tylko wspaniałymi kreacjami scenicznymi, takimi, jak chociażby podczas Sylwestra, ale także pomysłami na wspaniałe duety i nowe aranżacje swoich kultowych przebojów. Wróćmy jednak do tej kreacji, którą przyodziała Pani w ostatnią noc starego roku, podczas Sylwestra z Polsatem.
Za tę kreację odpowiedzialny jest Jakub Jasiński, młody projektant z Poznania. Wysłał mi sporo swoich propozycji, spośród których wybrałam tę, która podobała mi się najbardziej. Wykonanie tej kreacji wcale nie było łatwe, ponieważ te paski musiał malować, potem wyklejał je kamieniami. Efektem końcowym byłam zachwycona. Dzień wcześniej mierzyliśmy kapelusz, który okazał się bardzo ciężki. Nie trzymał się, więc przyłożył do niego niewidoczną, elastyczną żyłkę. Podczas występu nie za bardzo mogłam się ruszać, ale dałam radę.
W duecie z Mrozu wykonała Pani “Sing-sing”, Roxie Węgiel towarzyszyła Pani w utworze “Damą być”, a Dawid Kwiatkowski nagrał z Panią “Wielką wodę”. Jest jakiś klucz, według którego wybiera Pani artystów, z którymi tworzy te staro-nowe duety?
Moja lista ulubionych artystów jest długa. Jednak sprawami związanymi z duetami zajmuje się Warner Music Polska.
Z moich obserwacji wynika, że to właśnie duet z Dawidem Kwiatkowskim wywołał największą radość i poruszenie wśród Waszych słuchaczy.
“Sing sing” i “Damą być” to utwory wesołe, rytmiczne. “Wielka woda” jest też rytmiczna, ale ma tak wzruszający tekst, że wywołuje całą gamę emocji. Teledysk jest dopełnieniem całości i też wywołuje ciarki.
Autorką tekstów do wszystkich trzech wymienionych tutaj utwórów jest Agnieszka Osiecka. Nie jest tajemnicą, że się przyjaźniłyście. Jak ją Pani wspomina?
Agnieszka Osiecka była wyjątkową osobą, niesamowitą postacią, kobietą i poetką. To, że pozwoliła mi się tak do siebie zbliżyć, jest dla mnie wyróżnieniem. Razem przeżyłyśmy wiele bardzo interesujących momentów.
Te duety z młodym pokoleniem artystów powodują, że na Pani koncertach bawi się coraz więcej młodzieży. Co czuje artysta, kiedy jego muzyka łączy pokolenia?
Wtedy przede wszystkim czuję ogromną satysfakcję, że ci tak młodzi ludzie odnajdują się w moim repertuarze. Dzieje się też dlatego, że mam same dobre, wartościowe teksty. Młodzi szukają w muzyce czegoś więcej niż tylko efektownej formy.
Kogo, oprócz Roxie, Mroza i Dawida Kwiatkowskiego zaprosiła Pani na płytę, która ma ukazać się w kwietniu tego roku?
(śmiech) Nie powiem. Mam kilka nazwisk, ale pozostaną moją tajemnicą. Zdradzę jednak, że każda współpraca zaczyna się od… naleśników. Za kilka dni mam spotkanie z artystą “X”, którego uwielbiam. Cieszę się, że razem zaśpiewamy jeden z utworów, który znajdzie się na płycie. Chciał od razu przejść do rozmów zawodowych, ale powiedziałam, że najpierw naleśniki. (śmiech)
Czego Pani uczy się od artystów młodego pokolenia, a czego to oni uczą się od Pani?
Przede wszystkim poznaję nowych producentów. To jest niesamowite, że jestem świadkiem powstawania tych nowych produkcji. Cieszę się, że zgadzają się na duety ze mną. Nazwiska dwóch artystów, których zaprosiłam do współpracy, będą naprawdę ogromnym zaskoczeniem.
Jaki jest Pani ulubiony utwór z repertuaru Roxie, a którą piosenkę Dawida Kwiatkowskiego lubi Pani najbardziej?
Słucham wszystkich nowych produkcji obojga artystów. Dawid jest ogromnym dżentelmenem. Jest dobrze wychowany, subtelny. To artysta wyjątkowy. Miałam okazję przyglądać się wielu jego koncertom. Zdarza się, że grając koncerty plenerowe, to właśnie on występuje przede mną. Kiedy widzę ten tłum piszczących dziewczynek, stojących pod sceną i śpiewających wszystkie teksty, wychodzę z garderoby i patrzę na to z podziwem. Ma wspaniałą formę kontaktu z fanami. Ja też spotykam się ze swoimi sympatykami. Po każdym koncercie organizowane jest podpisywanie i czas na wspólne zdjęcia. Fani mi pomagają. Na moje koncerty zjeżdżają się fani z całej Polski. Po wszystkim spotykam się z nimi w garderobie i robimy sobie wspólne zdjęcie.