60-letni mieszkaniec Rajczy wpadł pod koła pociągu. Nie przeżył tego zdarzenia, choć widoczne obrażenia wskazywały tylko na zmiażdżoną stopę. Śledczy próbują ustalić okoliczności tej tragedii.
Do dramatu doszło 26 stycznia tuż po południu na przejeździe strzeżonym w Rajczy, niedaleko stacji kolejowej. 60-letni mieszkaniec tej miejscowości chciał przekroczyć tory. Został potrącony przez pociąg Kolei Śląskich Zwardoń – Katowice, jadący w stronę Żywca. Prędkość pociągu nie była duża.
Mężczyzna miał zmiażdżoną i rozszarpaną stopę. Co gorsza, utknęła ona pod pociągiem. Na pomoc ruszyli między innymi strażacy z sześciu zastępów. Udało im się uwolnić mężczyznę, podawali mu tlen i opatrzyli mu ranę. Wtedy jeszcze żył. Później trafił pod opiekę załogi pogotowia. Niestety, przestał dawać oznaki życia. Przystąpiono więc do akcji reanimacyjnej, która trwała kilkadziesiąt minut. Nie przyniosła jednak efektu. Pomoc załogi śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który wylądował Rajczy, nie była już potrzebna.
Śledczy próbują wyjaśnić okoliczności tragedii i dokładną przyczynę śmierci. Z nieoficjalnych informacji wynika, że jeden ze świadków miał mówić, iż mężczyzna tuż przed wypadkiem miał jakieś nagłe kłopoty zdrowotne, bo się skulił i złapał za klatkę piersiową. Czy przyczyną śmierci mógł więc być na przykład zawał? W prokuraturze – po uzyskaniu pierwszych danych po sekcji zwłok – w żaden sposób tego nie potwierdzają. – Nie mamy jeszcze protokołu z sekcji, a zatem wiążących informacji. Sekcja na razie nie wykazała, by chodziło o przyczyny chorobowe. Wskazano raczej na śmierć w wyniku obrażeń po potrąceniu. Czekamy na wyniki i informacje między innymi o stanie trzeźwości – mówi Agnieszka Michulec, prokurator rejonowa z Żywca.
Na ten temat po raz pierwszy pisaliśmy tutaj.