Cudze chwalicie, swego nie znacie – śmiało można tak powiedzieć, patrząc na sakralne obiekty zabytkowe z regionu Podbeskidzia. Nie trzeba jechać do Florencji, żeby podziwiać skarby ukryte w świątyniach.
Ks. dr Szymon Tracz jest pracownikiem Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie i na co dzień mieszka pod Wawelem. Ale nas interesuje przede wszystkim jako konserwator zabytków architektury i sztuki sakralnej diecezji bielsko-żywieckiej (warto też odnotować, że jest dyrektorem powstającego Muzeum Diecezjalnego w Bielsku-Białej). Jeżeli komuś wydaje się, że taki konserwator to nudna, naukowa robota, to jest w dużym błędzie. – Praca jest bardzo ciekawa, absorbująca, a zarazem wdzięczna, ponieważ prowadzi do wielu fascynujących odkryć – mówi ks. dr Tracz.
Bez pieniędzy ani rusz
Prace konserwatorskie wymagają nakładów finansowych i to niemałych. Na kogo można liczyć? Lista jest długa: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Śląski Wojewódzki Konserwator Zabytków w Katowicach, Śląski Urząd Marszałkowski w Katowicach, Województwo Śląskie, Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego, Starostwo Powiatowe, a nawet Fundusze Strukturalne Dolina Karpia… Wszystkie wymienione instytucje w większym albo mniejszym stopniu przyczyniły się do tego, by któryś z opisanych w tym artykule zabytków z naszego regionu odzyskał blask.
Najważniejsze znaczenie przy zdobywaniu pieniędzy ma fakt, czy dany obiekt figuruje w rejestrze zabytków. – Pieniądze można pozyskać prawie wyłącznie na obiekty wpisane do rejestru. Obiekty zabytkowe znajdujące się tylko w ewidencji gminnej mają niestety małe szanse – mówi ks. Tracz. Ale pieniądze nie spadają jak manna z nieba, trzeba się o nie mocno postarać. – W naszym regionie mistrzem w ich pozyskiwaniu jest ksiądz proboszcz Grzegorz Then ze Starej Wsi. Skuteczny jest również ksiądz proboszcz Cezary Dulka z Bestwiny. Ponadto zawsze potrzebny jest wkład własny, czyli na przykład pieniądze od gminy. Ważnym źródłem są też oczywiście ofiary wiernych. Natomiast trudno niestety zdobyć jakiegoś sponsora strategicznego. Mówimy o dużych pieniądzach, idących w setki tysięcy złotych – tłumaczy diecezjalny konserwator.
Ale warto je wydawać, bo zabytki z naszego regionu zasługują na uznanie. – Absolutnie nie mamy się czego wstydzić. Prace prowadzone w ostatnim dwudziestoleciu pokazały, że Podbeskidzie jest mało poznane, mało przebadane. A to był teren pogranicza, gdzie ścierały się wpływy ze Śląska i Małopolski, Wrocławia i Krakowa, Węgier i Czech, Pragi i Budy – mówi duchowny, tłumacząc, że takie położenie jest bardzo korzystne z uwagi na bogactwo przenikających się różnorodnych kultur, stylów, zwyczajów. I wymienia cztery przykłady z regionu.
Bestwina
W miejscowym zabytkowym kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny pracom konserwatorskim poddano między innymi późnorenesansowy, przyścienny nagrobek Stanisława Myszkowskiego z Mirowa (1520-1570), kasztelana oświęcimskiego i wojewody krakowskiego oraz jego żony Jadwigi z Tęczyńskich (ok. 1520-1592). Kiedyś byli to właściciele Bestwiny. Nie są tutaj co prawda pochowani, bo spoczywają w Krakowie, ale w ten sposób widocznie postanowiono ich upamiętnić. O odkryciu nagrobka było głośno kilka lat temu. Było tak: wykonany z piaskowca nagrobek był ukryty za drewnianą nastawą barokowego ołtarza głównego. Dlaczego się tam znalazł? – Kiedy powstał nagrobek była to świątynia kalwińska. Po powrocie kościoła w ręce katolików, ustawiony w prezbiterium nagrobek został przysłonięty rzeźbionym retabulum – mówi ksiądz Tracz, używając naukowego języka, więc wyjaśnijmy, że retabulum to rodzaj ołtarzowej dekoracji.
Tymczasem nagrobek jest wyjątkowy. – To jedyny tego rodzaju nagrobek w naszej diecezji, piętrowy, jak w Krakowie Zygmunta Starego i Zygmunta Augusta, czy też nagrobek Tarnowskich w katedrze w Tarnowie – tłumaczy duchowny. Prace polegały na jego oczyszczeniu, konserwacji i zabezpieczeniu przed zniszczeniem.
W świątyni warto też zwrócić uwagę na późnorenesansową polichromię, która znajduje się w prezbiterium kościoła. Są tam zachowane wizerunki św. Ambrożego, św. Hieronima i św. Katarzyny Aleksandryjskiej oraz najprawdopodobniej św. Stanisława i św. Wacława. – Na razie trwa etap odsłaniania polichromii i jej konserwacji technicznej. Potem nastąpi konserwacja estetyczna – mówi ksiądz Tracz. I natychmiast dodaje: – To świetny warsztat, na poziomie europejskim.
Gospodarz świątyni, ks. proboszcz Cezary Dulka, prowadzi mnie do świątyni, po czym wspina się na trzypiętrowe rusztowanie, które stoi w prezbiterium kościoła i każe mi iść za sobą… – Prezbiterium będzie takie, jak w XVI wieku, kiedy powstało, z gotyckimi oknami i renesansową polichromią. Ta polichromia była datowana na okres 1590-1610, teraz znaleźliśmy inskrypcję z datą 1597. Jeżeli dostaniemy środki unijne, o które się staramy, to pójdziemy dalej, w nawę – mówi z nadzieją ks. proboszcz, bo byłaby to szansa na ukazanie pięknej, oryginalnej kolorystyki świątyni.
Stara Wieś
O tutejszym kościele Podwyższenia Krzyża Świętego można by pisać długo. Ta drewniana świątynia z początków XVI wieku kryje mnóstwo skarbów, pielęgnowanych przez proboszcza, ks. Grzegorza Thena, który dba o to dziedzictwo najlepiej, jak potrafi, a potrafi doskonale. Stworzył nawet muzeum i trzeba mieć dużo czasu, żeby je obejrzeć, a przede wszystkim wysłuchać historii zgromadzonych tam artefaktów, nie tylko kościelnej proweniencji (jest część sacrum i profanum). Zostawmy więc muzeum, a skupmy się na samym kościele.
Ksiądz proboszcz Grzegorz Then, wspomniany już tutaj, jako mistrz pozyskiwania dotacji, wita i robi błyskawiczny wykład: – Właściciele wsi, Bibersteinowie, ufundowali nowy kościół w 1522 roku i od tamtego czasu w świątyni właściwie niewiele się zmieniło. W XVIII wieku dobudowano do kościoła tzw. soboty, czyli podcienia, a w początkach XX wieku chór przesunięto pod wieżę. Poza tym kościół był przemalowywany kilka razy – mówi ks. Then.
On i parafianie chcieli powrócić do formy jak najbardziej zbliżonej do początków świątyni. – Z XVI-wiecznej polichromii udało się odkryć sufity w nawie głównej i prezbiterium. To malarstwo kasetonowe roślinne, takie jak w pałacach w dobie renesansu. Na ścianie wyeksponowaliśmy obrazy apostołów i ewangelistów, które były zniszczone, poniewierały się na strychu. Z XVI wieku pochodzi obraz w ołtarzu głównym. W kościele znajduje się fotokopia, a oryginał jest w muzeum. To tzw. święta rozmowa: Matka Boska z dzieciątkiem Jezus, której towarzyszą św. Barbara i św. Katarzyna Aleksandryjska. Ołtarz był stawiany już później, w baroku, i obraz został wtedy przemalowany. My zdarliśmy XVIII-wieczną powłokę i ten obraz wygląda teraz nieco inaczej. Z XVI wieku pochodzi też obraz ukrzyżowania Pana Jezusa oraz obraz Matki Bożej Starowiejskiej, który zresztą też był potem przemalowany – opowiada ks. Then, a mógłby wymieniać jeszcze dłużej. Jest więc co oglądać i konserwować. – Prace w Starej Wsi trwają cały czas, chociaż dzisiaj to już przede wszystkim kosmetyka – dopowiada ks. dr Szymon Tracz.
Czaniec
W kościele św. Bartłomieja znajduje się łaskami słynący obraz Matki Boskiej Czanieckiej. – Należy do grupy obrazów w typie hodegetrii krakowskiej: Madonna trzyma na lewym ramieniu dzieciątko Jezus i wskazuje na nie prawą ręką. A dzieciątko unosi rękę w geście błogosławieństwa. To jeden z najstarszych tego typu wizerunków Matki Boskiej na terenie diecezji bielsko-żywieckiej – przykład gotyckiego malarstwa tablicowego z drugiej połowy XV wieku. Zdjęcie rentgenowskie pokazało, że namalowany na trzech deskach lipowych wizerunek był kilkakrotnie przemalowywany, zwłaszcza w XIX wieku – opowiada ks. Tracz.
Proboszcz parafii, ks. Wiesław Ostrowski, wraz z parafianami doszedł do przekonania, że należy odsłonić ten pierwotny obraz. – Po ściągnięciu przemalówek odsłoniła się bardzo dobrze zachowana gotycka warstwa pierwotnego obrazu. Widać mistrzowską rękę artysty, chociażby misternie odwzorowane detale, jak kodeks trzymany w ręku przez Dzieciątko czy klejnoty namalowane na obszyciu szaty Matki Boskiej. Artysta, który wykonał ten wizerunek, zapewne uczył się rzemiosła w Niderlandach, gdzie widział wspaniałe powstające tam wówczas dzieła, co widać właśnie w odwzorowaniu klejnotów i szat – mówi ks. Szymon Tracz. Dodaje, że pierwotna warstwa okazała się dobrze zachowana i obraz nie zmienił się drastycznie w stosunku do dotychczas znanej wersji. Obraz na razie jest w Krakowie, w Czańcu spodziewają się go na wiosnę.
Kozy
Innego rodzaju skarb znajduje się w parafii pod wezwaniem świętych Szymona i Judy Tadeusza w Kozach. Chodzi o ornat z drugiej połowy XV wieku. – To włoski aksamit strzyżony, adamaszek – mówi ksiądz Tracz, o tkaninie, z której został uszyty. A właściwie były to cztery tkaniny. – Dzięki przeprowadzonej konserwacji w pracowni konserwacji tkanin Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie udało się ustalić, że uszyto go z trzech tkanin o zbliżonym wzorze, wyprodukowanych we Florencji w drugiej połowie XV wieku, zaś najmłodsza, czwarta, może pochodzić z Francji lub Polski. Został gruntownie przeszyty zapewne w XVII i na przełomie XIX i XX wieku – mówi ks. Tracz.
A skąd ornat wziął się w Kozach? – Właściciel wsi, będący również kolatorem kościoła, mógł florenckie tkaniny sprowadzić bezpośrednio z Italii lub kupić je w krakowskich Sukiennicach. Ornat cały czas był w parafii w Kozach i był używany. Kiedyś był bardzo cenny, gdyż za tkaniny, z których go uszyto, trzeba było zapłacić równowartość nawet pięciu lub sześciu wsi. Dzisiaj nie mówimy o jego wartości materialnej, raczej stanowi cenne świadectwo historyczne, ponieważ takich tkanin zachowało się na świecie niewiele. Jest w bardzo dobrym stanie, można go używać, gdyż zachowała się także do niego stuła, co nie zdarza się często. Niestety jego zielony kolor sprawia, że nie można go używać podczas świąt i uroczyści, lecz jedynie w niedziele okresu zwykłego – kończy ks. dr Szymon Tracz.
Cudze chwalicie, swego nie znacie, pomyślcie o tym, będąc w jednej z wymienionych tutaj świątyń. A przecież to tylko wycinek kulturowego bogactwa, zgromadzonego w świątyniach Podbeskidzia.
A może by się wielebny za robotę zabrał a nie dajcie i dajcie.