Z twarzy ośmioletniej Wiktorii z Bystrej Podhalańskiej rzadko znika uśmiech. Gdziekolwiek dziewczynka się znajdzie, zaraża wszystkich pogodą ducha, choć sama ma znacznie mniej powodów do radości niż inni. Każdy jej dzień to walka z własnymi słabościami. Żmudne zmagania, by zjeść zupę, nie rozlewając całej zawartości talerza, porozumieć się z ludźmi, napisać rozpoznawalną literę.
Pierwsze słowo Wiktoria Gałka wypowiedziała, gdy miała cztery lata. – To było w Dniu Wszystkich Świętych. Nigdy jeszcze pierwszy listopada nie przyniósł mi aż tak wielkich wzruszeń, jak tamten. Bo Wiki powiedziała wtedy „mama”. Najpiękniejsze słowo na świecie – wspomina Monika Uczniak-Gałka, mama Wiktorii. Od tamtej pory dziewczynka bardzo wzbogaciła swoje słownictwo, ale wciąż nie umie sprawić, by ludzie zrozumieli jej wymowę. Aby się z nimi porozumieć, pomaga sobie gestami. Jednak tylko rodzice w lot pojmują wszystko, co córeczka próbuje im przekazać.
Znacznie lepiej Wiktoria radzi sobie z pisaniem. Choć chwytanie przedmiotów jest dla niej niemałym problemem, nauczyła się już na tyle dobrze posługiwać pisakami i kredkami, że potrafi wyraźnie napisać wszystkie litery alfabetu. Dziewczynka bowiem niezwykle ambitnie podchodzi do każdego celu, który sobie postawi i nie spocznie, dopóki go nie osiągnie. Niesłychanie cierpliwie trenowała samodzielne jedzenie. Mimo iż przez długi czas zawartość łyżeczki niemal zawsze lądowała na stole, podłodze lub ubraniu, w końcu Wiktoria doszła do etapu, gdy większa część posiłku trafia tam, gdzie powinna.
STRAŻAKIEM BYĆ
Ale jest wiele czynności, których dziewczynka nigdy nie będzie mogła wykonać, jeśli nie pomoże jej medycyna. Nie usiądzie samodzielnie, nie stanie, nie będzie chodziła. Tęsknie przygląda się biegającym dzieciom. – Tak bardzo chciałaby móc się do nich przyłączyć. Gdy ją trzymam pod pachami i postawię stopami na podłodze, wytrwale przebiera nogami. Wierzy, że w ten sposób nauczy się chodzić – mówi Monika Uczniak-Gałka.
Wiktoria, choć jest jeszcze mała, ma już życiową misję, do realizacji której potrzebuje zdrowych, silnych nóg. Chce zostać strażakiem. Marzy o tym od chwili, gdy dane jej było obserwować druhów w akcji. Wprawdzie nie gasili wówczas pożaru, lecz usuwali powalone przez wichurę drzewa, jednak nawet tak mało widowiskowa praca wywołała w dziewczynce gorące pragnienie, by w przyszłości wstąpić do ochotniczej straży pożarnej. A na razie udało jej się wcielić w strażaka podczas balu przebierańców dla niepełnosprawnych dzieci…
DIAGNOZY BRAK
Gdy Wiktoria się urodziła, wyglądała jak okaz zdrowia. Dostała 10 punktów w skali Apgar, czyli najlepszą możliwą ocenę stanu noworodka w pierwszych minutach po przyjściu na świat. – W trzecim miesiącu życia zaczęła się dziwnie zachowywać, jakby się czegoś bała. Gdy ktoś koło niej przechodził, wzdrygała się. Często miała też wtedy stany podgorączkowe. Po jakimś czasie wszystkie niepokojące objawy minęły, by wrócić po upływie połowy roku. Następnie znowu ustąpiły, a po kolejnych sześciu miesiącach pojawiły się ponownie. Za każdym razem od razu wiedzieliśmy, że dzieje się coś złego, bo Wiki przestawała się uśmiechać, stawała się smutna i śpiąca – opowiada mama dziewczynki.
Pierwszy pobyt w szpitalu nie był zbyt owocny. Dopiero w czasie kolejnych wyszło na jaw, że Wiktoria ma problemy z napięciem mięśniowym, które jest wzmożone w rękach i nogach, a obniżone w tułowiu. Żaden specjalista nie umiał jednak wykryć przyczyny tego stanu rzeczy. Lekarze podejrzewali różne schorzenia, ale badania nie potwierdziły, by Wiki cierpiała na którekolwiek z nich. Do dziś nie postawili diagnozy, choć dziewczynka ma już osiem lat.
NADZIEJA W ASCHAU
Choć polscy lekarze są bezsilni wobec przypadłości Wiktorii, jej rodzice robią wszystko, by dziewczynka rozwijała się najlepiej, jak to tylko możliwe przy wszystkich jej ograniczeniach. Córeczka cierpliwie znosi różne formy rehabilitacji, a niektóre z nich wręcz uwielbia – zwłaszcza te, które odbywają się w wodzie. Z radością uczęszcza też do Ośrodka Rehabilitacyjno-Edukacyjno-Wychowawczego w Juszczynie. – Tam się cały czas coś dzieje, nie ma chwili nudy. Dlatego w czasie weekendów czy świąt Wiki często się domaga, by ją zawieźć do przedszkola, bo tak mówimy w domu na ten ośrodek. A kiedy się na coś uprze, trudno ją przekonać, że to niemożliwe. Nasza córeczka ma bowiem charakterek. Zazwyczaj jest wesoła, ale gdy coś jej się nie podoba, potrafi tupnąć nogą, uderzyć ręką w stół, a nawet na nas nakrzyczeć – śmieje się mama dziewczynki. – Jedno jest pewne, Wiki nie cofa się w rozwoju, a tak byłoby w przypadku, gdyby cierpiała na choroby, które do tej pory u niej podejrzewano. Cały czas idzie do przodu i robi naprawdę duże postępy.
Ale najbardziej nawet zaawansowane metody rehabilitacji nie wystarczą, by Wiktoria zaczęła chodzić. Szansę na to mogą jej dać jedynie operacje obu bioder. Szukając pomocy dla córeczki, Monika Uczniak-Gałka znalazła w Internecie informacje o Klinice Ortopedii Dziecięcej w Aschau (Niemcy), gdzie udało się postawić na nogi dzieci, których przypadki uznawane były w Polsce za beznadziejne. Wiktoria była tam już na konsultacji i ma wyznaczone terminy zabiegów. Pierwszy powinien zostać wykonany w czerwcu, drugi końcem lipca.
ĆWIERĆ MILIONA
– Chirurg z Aschau twierdzi, że jest duża szansa na to, by Wiki zyskała władzę w nogach. Boimy się zbyt kurczowo chwytać tej nadziei, ale z drugiej strony musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, by poprawić jakość życia naszej ukochanej córeczki. Problemem są jednak pieniądze – podkreśla zmartwiona Monika Uczniak-Gałka. Każda z dwu operacji, które Wiktoria musi przejść, została wyceniona na około 23 tys. euro, a oprócz tego rodzice muszą kupić dziewczynce ortezy, czyli stabilizujące aparaty ortopedyczne, które kosztują 12 tys. euro. W sumie potrzebują prawie 250 tys. zł, a nie uzbierali jeszcze nawet trzech procent tej kwoty… – Mieszkańcy Bystrej Podhalańskiej i znajomi z innych miejscowości pomagają nam, jak tylko mogą, ale to wciąż za mało. Nie pozostało nam już nic innego, niż zaapelować o wsparcie do nieznajomych. Dlatego proszę, jeśli tylko możecie poratować nas choćby złotówką, zróbcie to! – mówi mama Wiktorii.
Pieniądze na operacje i ortezy dla dziewczynki można wpłacać na konto Fundacji Dorośli Dzieciom, ul. Kilińskiego 26, 27-200 Starachowice: 64 1050 1432 1000 0023 2758 5606 (ING Bank Śląski S.A. oddział w Starachowicach), z dopiskiem „Darowizna dla Wiktorii Gałki”. Można też wysłać SMS na numer 75165 o treści “POMOC 7235”. Koszt takiej wiadomości to 6,15 zł.