W ubiegłym roku do Urzędu Gminy w Tomicach wpłynęły 33 petycje, z których 30 napisała jedna osoba. Ogromna większość została rozpatrzona negatywnie, a odrzucaniu zawartych w nich postulatów nierzadko towarzyszyły lekceważące komentarze i śmiech radnych. Nawet wójt pozwolił sobie na zgryźliwe słowa pod adresem ich nadawcy.
Mieszkańcy gminy Tomice nie chodzą na obrady lokalnego samorządu, znaczna większość z nich nie bywa nawet na zebraniach wiejskich. Zaś jedyny człowiek, który dogłębnie interesuje się tymi wydarzeniami i ma coś do powiedzenia na temat poruszanych w ich trakcie spraw, traktowany jest przez radnych jak uciążliwy dziwak. Tomiczanin Franciszek Sławek (na zdjęciu) przez lata za pośrednictwem poczty elektronicznej wysyłał do Urzędu Gminy w Tomicach uwagi na temat funkcjonowania samorządu, propozycje różnych korzystnych dla mieszkańców zmian, a niekiedy skargi. Korespondencja od niego była przeważnie całkowicie ignorowana. Co najwyżej przewodniczący samorządu Zygmunt Szymczak wspominał pod koniec sesji, że można się z nią zapoznać u sekretarza gminy. Czasem dodawał do tych słów ironiczny komentarz pod adresem tomiczanina, a raz czy dwa przypominał: – Już w poprzedniej kadencji uzgodniliśmy, że nie będziemy odpowiadać na e-maile ani czytać ich podczas obrad, bo trzeba by poświęcić na to bardzo dużo czasu.
W końcu Franciszek Sławek zmienił taktykę i swoim postulatom zaczął nadawać formę petycji. Przyniosło to pewien rezultat, chociaż nie do końca taki, jakiego tomiczanin oczekiwał. Jego pisma zaczęto rozpatrywać na sesjach, aczkolwiek z reguły negatywnie. Czasem, gdy dotyczyły spraw, które nie leżą w kompetencji Rady Gminy (na przykład bezpieczeństwa na drodze krajowej lub powiatowej) były przekazywane odpowiednim instytucjom. Jednak znaczna większość z 30 petycji Franciszka Sławka wysłanych w ciągu całego 2017 roku została uznana za bezzasadne.
Tomiczanin wnioskował w nich między innymi o szerszą i łatwiej dostępną dla mieszkańców informację o wydarzeniach w gminie, utworzenie gminnej rady seniorów, zakup czujników jakości powietrza, wprowadzenie zmian w organizacji Urzędu Gminy, poprawę efektywności przeprowadzania konsultacji społecznych, organizowanie szeroko zakrojonych obchodów upamiętniających ofiary pacyfikacji Lgoty czy publikowanie w Biuletynie Informacji Publicznej protokołów z posiedzeń komisji Rady Gminy. Omawianiu petycji na sesjach towarzyszyło zazwyczaj rozbawienie radnych. Pozytywnie rozpatrzonych (przynajmniej w części, jeśli nie w całości) zostało tylko kilka – w sprawie opracowania gminnego programu ochrony środowiska, zaktualizowania i podania do publicznej wiadomości kodeksu etycznego pracowników Urzędu Gminy oraz uzupełnienia statutu gminy o zapis określający zwoływanie uroczystych obrad samorządu.
Niedawno odbyła się bowiem nietypowa sesja Rady Gminy, która została nazwana uroczystą, ponieważ stanowiła zwieńczenie obchodów 700-lecia wsi i parafii Witanowice. W jej czasie radni nie podejmowali uchwał ani nie debatowali na temat aktualnych spraw. A dociekliwy Franciszek Sławek natychmiast zauważył, że statut gminy Tomice przewiduje tylko zwoływanie sesji zwykłych lub nadzwyczajnych, nie ma w nim natomiast mowy o uroczystych. Wójt Witold Grabowski przyznał, że należałoby skorygować to niedopatrzenie, ale jednocześnie nie omieszkał z lekką irytacją skomentować aktywności tomiczaniana. – Próbuję oszacować koszty rozpatrywania tych petycji. Jest to kwota, która idzie już w grube tysiące złotych. Część petycji jest rzeczywiście trafiona, natomiast część… – zakończył wiele mówiącym niedopowiedzeniem.
Franciszek Sławek podkreśla natomiast, że właściwie żaden z jego postulatów, nawet gdy był uznany za zasadny, nie przyniósł pożądanych efektów. – W budżecie na rok dwa tysiące osiemnasty nie widzę kwoty zarezerwowanej na opracowanie programu ochrony środowiska, choć miała się w nim znaleźć. Zaś petycję w sprawie kodeksu etycznego pracowników załatwiono z błędami – denerwuje się tomiczanin. – Dodam jeszcze, że wójtowi nie przystoi wtórowanie radnym w utyskiwaniu na mnie, bo sam już dawno nie jest jednym z nich. A gdyby rzeczywiście cenił niektóre z moich petycji, nie oddalałby ich tak chętnie ani nie odwoływałby się do “świętego Dygdy”.