Jak spojrzeć w oczy ukochanej osobie i powiedzieć, że będzie dobrze? Jak wytłumaczyć trójce dzieci, które potrzebują ojca, że mogą go wkrótce stracić? Poddać się teraz, kiedy już tak wiele się osiągnęło? Te dylematy towarzyszą każdego dnia Joannie Balcar-Palinker z Pierśćca, która od kilku lat toczy bój o życie męża. Chore przepisy obowiązujące w naszym kraju coraz bardziej jednak odbierają jej siły…
49-letni Ireneusz Palinker cierpi na nowotwór nerki z przerzutami do płuc. Po wyniszczającej chemio- i radioterapii usłyszał, że tradycyjna medycyna nie ma dla niego większych możliwości. Niemal dwa lata temu został pozostawiony sam sobie. Wtedy jego żona rozpoczęła walkę na śmierć i życie. Dzięki naturalnym metodom leczenia, zyskała czas na działanie. Dowiedziała się, że istnieje lek o nazwie Opdivo, który może uzdrowić jej męża. Kłopot w tym, że w Polsce – w przeciwieństwie do innych krajów europejskich, w tym leżących za miedzą Czech – nie jest refundowany na ten rodzaj nowotworu. Jeśli pacjent chce go przyjmować, musi zapłacić z własnej kieszeni, i to wcale nie mało! Pani Joanna zakasała rękawy i zorganizowała zbiórkę na portalu „Siepomaga”. W ciągu kilku miesięcy dobrzy ludzie wpłacili kwotę potrzebną na rozpoczęcie leczenia. Nie oznacza to jednak, że rodzina z Pierśćca śpi spokojnie…
Koszt miesięcznej terapii lekiem wynosi w przypadku Ireneusza Palinkera 22 tys. zł. Aby kuracja miała sens, powinna trwać co najmniej rok, a najlepiej dwa lata. Do tej pory udało się zebrać około 200 tys. zł. Do osiągnięcia celu brakuje ponad 150 tys. zł. Ireneusz Palinker przyjął pierwszą dawkę specyfiku pod koniec lipca ubiegłego roku. Od tego czasu co dwa tygodnie pojawia się w Beskidzkim Centrum Onkologii Szpitala Miejskiego im. Jana Pawła II w Bielsku-Białej, by lekarze podali mu kolejne ampułki. Leczenie przynosi skutek. Już wyniki pierwszego tomografu, który wykonano po dwóch miesiącach przyjmowania preparatu, pokazały wyraźnie, że nastąpił regres choroby. Dwa największe guzy zmalały i przestały uciskać tchawicę, a małych ubyło. Ale nadzieja, która na nowo zaczęła się w rodzinie tlić, znów gaśnie… Środki zgromadzone na leczenie topnieją w oczach, a wsparcia ze strony państwa nie widać.
– Pod koniec ubiegłego roku, na naszą prośbę, lekarze Beskidzkiego Centrum Onkologii wystąpili z wnioskiem do Ministerstwa Zdrowia o refundację 18 ampułek Opdivo w ramach tzw. ratunkowego dostępu do technologii lekowej. Zanim pismo trafiło do Warszawy, musiał je zaopiniować wojewódzki konsultant i zrobił to pozytywnie. Komplet dokumentów, wraz z wynikami badań potwierdzającymi działanie lekarstwa, został wysłany do ministerstwa. Mieliśmy twarde dowody na to, że Opdivo ratuje mężowi życie. Niestety, niedawno szpital otrzymał odmowę refundacji… – opowiada Joanna Balcar-Palinker. Ta wiadomość ją załamała. O ile zazwyczaj stara się nie poddawać i nie płakać, wtedy coś w niej pękło. Nie dała rady udawać, że nic się nie stało. Że i tę przeszkodę uda się pokonać. Najgorsze było jednak to, że nie zdążyła przygotować męża na złe wieści, gdyż lekarka zadzwoniła bezpośrednio do niego. Strach, który usłyszała w jego głosie, do dziś ją paraliżuje. Boi się, że w końcu zbliży się do momentu, którego zawsze się bała. W którym będzie musiała powiedzieć ukochanemu mężczyźnie, że nie dała rady… Że zrobiła wszystko, by go ratować, ale jest zbyt słaba, by wygrać z całym światem.
W uzasadnieniu odmowy, pod którą podpisał się upoważniony przez ministra zdrowia Łukasz Szmulski, zastępca dyrektora Departamentu Polityki Lekowej i Farmacji, można przeczytać, że podjęte zostały „wszelkie kroki niezbędne do dokładnego wyjaśnienia stanu faktycznego”, a wydanie decyzji poprzedziła „szczegółowa i wyczerpująca ocena całości zebranej dokumentacji stanowiącej materiał dowodowy”. Czytając te słowa, Joanna Balcar-Palinker nie wie, czy się śmiać, czy płakać. Jak to możliwe, że po przeanalizowaniu wyników badań, ewidentnie dowodzących pozytywne działanie leku, odmówiono refundacji ratującej życie jej męża? Dlaczego osoby chorujące na czerniaka otrzymują ten sam lek za darmo, a inni są skreślani? Dlaczego jej mąż ma umierać, skoro istnieje lekarstwo, które na niego działa? Jak to wszystko się ma do konstytucyjnego prawa do równego dostępu do leczenia? A może Polacy są gorsi od Czechów czy Niemców i nie warto ratować ich życia? To tylko niektóre pytania, od których może pęknąć głowa.
Pieniędzy zostało na miesiąc leczenia… Na dwie ostatnie dawki Opdivo. Jeśli terapia zostanie przerwana, Ireneusz Palinker wróci do punktu wyjścia. Zaprzepaszczone zostanie to wszystko, co udało się wyrwać chorobie.
Kobietę boli to, że do tej pory żaden polityk i żadna instytucja nie pomogła jej mężowi w leczeniu. Gdyby nie wpłaty od zwykłych ludzi, których poruszyła historia jej małżeństwa, nie byłoby nawet szans na rozpoczęcie leczenia.
– Pukaliśmy do różnych drzwi, do celebrytów, do Caritasu, kurii, fundacji i ministerstwa. Nic to nie dało. Mąż pracuje nieprzerwanie ponad 35 lat. Nawet teraz, kiedy choruje. Płaci regularnie składki, a leczyć musi się sam. Czy to jest normalne? – pyta rozżalona kobieta. Obecnie rozpoczęła akcję zbierania podpisów pod petycją w sprawie refundacji leku dla męża. Można ją wesprzeć w Internecie na stronie www.petycje.pl, w wyszukiwarce wpisując numer dokumentu 12969.
Na stronie https://www.siepomaga.pl/ireneusz-palinker cały czas trwa zbiórka. Pomóc można wpłacając środki również na konto Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym „Słoneczko” 89 8944 0003 0000 2088 2000 0010, koniecznie z dopiskiem: „Ireneusz Palinker – 484/P – darowizna”, adres fundacji: Stawnica 33, 77-400 Złotów, SBL Zakrzewo.