Wydarzenia Bielsko-Biała

Obrona diesli

Władze Bielska-Białej oraz Miejskiego Zakładu Komunikacyjnego jak diabeł święconej wody bały się do tej pory autobusów o alternatywnym napędzie. Stąd też, gdy w ostatnich latach (dzięki unijnym funduszom) udało się kupić około stu nowych pojazdów i tym samym wymienić prawie cały wysłużony tabor, nie zainwestowano w elektryczny napęd. Czy tak będzie nadal?

W ostatnich latach kupowano wyłącznie diesle. Co prawda bardzo nowoczesne, o niskim poziomie emisji zanieczyszczeń – niemal ekologiczne – lecz nadal napędzane ropą. Dymią więc z rur wydechowych. Z pewnością mniej niż te stare, lecz zawsze są to spaliny.

Świat idzie jednak do przodu i wymusza zmiany w sposobie postrzegania napędu alternatywnego, także przez samorządowców. I wymusza w sposób dość brutalny. W lutym prezydent Andrzej Duda podpisał Ustawę o elektromobilności i paliwach alternatywnych, której celem jest upowszechnienie w kraju transportu wykorzystującego właśnie takie paliwa. Nakłada ona wiele obowiązków także na samorządy. Między innymi będą zmuszone zwiększać stopniowo udział pojazdów o napędzie nieemisyjnym w użytkowych przez nie flotach. Zapis jest jasny i wynika z niego, iż co najmniej 30 procent autobusów użytkowanych przez bielski MZK będzie musiało posiadać w przyszłości takie silniki. Ratusz może mieć więc problem, bo obecnie MZK nie dysponuje ani jednym takim pojazdem. Trudno też zakładać, że teraz – gdy dokonano tak ogromnego zakupu autobusów i w praktyce odnowiono cały tabor – ktoś zadecyduje się na jego kolejną wymianę.

Jak ratusz zamierza rozwiązać ten dylemat, pytali prezydenta Jacka Krywulta radni. Interpelacje w tej sprawie złożyli radni Małgorzata Zarębska i Adam Ruśniak. Odpowiadając na gorąco prezydent nie odniósł się bezpośrednio do planowanych ewentualnie przez ratusz w tej sprawie kroków. Przyznał, że sprawa jest zbyt świeża, aby mówić o konkretach (ustawa weszła w życie zaledwie kilka dni wcześniej). Jednocześnie wyjaśnił dość szczegółowo skąd brała się dotychczasowa niechęć bielskich włodarzy do inwestowania w elektryczne autobusy. Po pierwsze chodziło o względy ekonomiczne. Autobus na prąd kosztuje bowiem dwa razy więcej, niż taki z tradycyjnym spalinowym silnikiem (pierwszy – w granicach dwóch milionów złotych, drugi około miliona). I trzeba by od zera stworzyć całą infrastrukturę umożliwiającą eksploatację takich pojazdów. Po drugie autobus elektryczny o zbliżonych gabarytach może pomieścić o około jedną trzecią pasażerów mniej niż pojazd z dieslem. Dużo miejsca zajmują bowiem baterie akumulatorów. Także z nimi jest problem, bo po kilku latach (od trzech do pięciu, jak tłumaczył prezydent) trzeba je wymienić, a jest to bardzo kosztowny zabieg. Argumentem na „nie”, jest także dość mały zasięg takiego pojazdu w porównaniu z obecnie użytkowanymi. Z naładowanymi akumulatorami autobus elektryczny może pokonać dystans około 200 kilometrów. Tymczasem kursujące obecnie po mieście wozy muszą przejechać w ciągu jednego wyjazdu z bazy nawet 400 kilometrów! To właśnie – tłumaczył prezydent – sprawia, że nie tylko w Bielsku-Białej z taką rezerwą podchodzono do tematu. Mało które miasto – wyjaśnił – zdecydowało się do tej pory na zakup elektrycznych pojazdów, a tam gdzie je kupiono, chodziło o bardzo ograniczone ilości.

 

Od postępu się jednak nie ucieknie i w bielskim ratuszu mają świadomość – wynika z wyjaśnień prezydenta – że autobusy takie prędzej czy później (choć raczej później) będą musiały pojawić się w Bielsku-Białej. Jest też nadzieja, że wraz z rozwojem technologii uda się w niedługim czasie wyeliminować wiele wad eksploatacyjnych, jakie obecnie zniechęcają samorządowców do zakupu i użytkowania elektrycznych autobusów.

google_news