Ogród to miejsce, w którym Barbara Migas z Bystrej Podhalańskiej regeneruje siły i zapomina o smutkach. Spędza w nim niemal każdą wolną chwilę, prawie nigdy bezczynnie. Plewi rabaty, pielęgnuje i przesadza rośliny, tworzy nowe kompozycje kwiatowe. W ten sposób oczyszcza głowę ze strasznych obrazów choroby i śmierci, które codziennie ogląda w pracy.
Dopóki Barbara Migas mieszkała w rodzinnym Jordanowie, o ogrodzie z prawdziwego zdarzenia mogła tylko pomarzyć. Dbała o skromną rabatę przed blokiem, wyobrażając sobie, jak cudownie byłoby mieć choć kilka arów ziemi, które zagospodarowałaby wedle własnego uznania. Swoje wizje mogła zacząć realizować, gdy wyszła za mąż i przeniosła się do Bystrej Podhalańskiej. Obejście, które dla jej teściów miało głównie użytkowy charakter, zaczęła powoli zamieniać w miejsce wręcz bajeczne – pełne kwiatów, zaaranżowane z polotem i fantazją. W dodatku takie, w którym nic się nie marnuje. Kamienie z rozbiórki starej piwnicy, szyszki, bańkę na mleko, metalowe wiaderko – te wszystkie i wiele innych przedmiotów kobieta wykorzystała do dekoracji ogrodu. Nawet brzydki betonowy postument, na którym stała tartaczna maszyna, odmieniła nie do poznania, tworząc z niego rodzaj kapliczki. Pomógł jej w tym mąż Rafał.
– Bez mojej drugiej połówki nie mogłabym wprowadzić w życie wielu pomysłów. To Rafał dźwiga kamienie, to on zbudował altanę i inne elementy architektury ogrodowej. Ja wymyślam, a on na tym cierpi fizycznie – ze śmiechem mówi Barbara Migas. Jej mąż dodaje półżartem: – Przyjdę po pracy do domu o piątej czy szóstej, to żona nawet zjeść nie da, tylko od razu wygania mnie na zewnątrz, bo jest coś do zrobienia. Ale przyznam, że i ja podzielam jej zamiłowanie do ogrodnictwa. W mojej rodzinie to chyba cecha wrodzona, bo dwie moje kuzynki wygrały w minionych latach powiatowy konkurs na najpiękniejszy ogród.
W tym roku zwycięstwo przypadło w udziale właśnie Barbarze Migas. Zdobyła pierwsze miejsce w kategorii „najpiękniejsze obejście w gospodarstwie rolnym”. Co ciekawe, wcale nie zgłosiła się do konkursu. – Mąż zrobił to za mnie i nawet mi o tym nie powiedział. Dowiedziałam się dopiero, gdy na oględziny miały przyjechać panie z Urzędu Gminy. Byłam w szoku! – wyznaje kobieta. Jej ogród zmienia się nieustannie. Ciągle przybywają kolejne rośliny, bo Barbara Migas nie potrafi się oprzeć kupowaniu nowych. – Ilekroć w stacjonarnym lub internetowym sklepie ogrodniczym widzę krzew czy kwiat, którego jeszcze nie mam, od razu szukam miejsca, w którym mogłabym go posadzić. I przekopuję którąś część działki – śmieje się kobieta. – Ostatnio zamówiłam przez Internet rzadko spotykaną magnolię żółtą, a teraz „poluję” na karaganę. Moim marzeniem zawsze było mieć takie rośliny, jakich nie ma nikt w najbliższej okolicy. I sporo takich udało mi się zgromadzić, ale ponieważ chętnie dzielę się tym, co u mnie narosło, więc siłą rzeczy kwiaty, które tu sprowadziłam, mają teraz również inni. Jednak do jej ogrodu trafiają nie tylko rzadkie gatunki roślin. Posadziła w nim na przykład niejedną chryzantemę wyciągniętą z… cmentarnego śmietnika.
Ogród pochłania sporo pieniędzy, jednak Barbara Migas stara się je wydawać rozsądnie. Inwestuje wyłącznie w rośliny wieloletnie – byliny, krzewy, drzewka. I nie kupuje sztucznych nawozów. Woli stosować naturalne metody uprawy. – Do nawożenia używam obornika z naszego gospodarstwa, a do zakwaszenia gleby wykorzystuję przegniłe trociny – podkreśla. Wciąż ma plany, które jeszcze czekają na realizację. W miejscu, gdzie znajduje się obecnie jedna z kwiatowych rabat, jesienią ma powstać oczko wodne z małym wodospadem, a za domem kobieta zamierza utworzyć wrzosowisko. Bez względu na to, ile transformacji jeszcze przejdzie cały ogród, jedno jest pewne – nigdy nie wyrośnie wokół niego gęsty szpaler tuj. – Ani to ładne, ani praktyczne. Ja koło płotu wolę mieć kwiaty – twierdzi Barbara Migas.
– W pracach ogrodowych pomagają mi wszyscy domownicy, nie tylko mąż. Dużo robią teściowie, jeszcze więcej nasze dzieci – dwunastoletnia Zuzia i trzynastoletni Kubuś. Sama bym nie podołała, bo przecież ogród cały czas wymaga pielęgnacji, a ja pracuję zawodowo. Zwycięstwo w powiatowym konkursie to zatem nasza wspólna zasługa – podkreśla Barbara Migas, która jest pielęgniarką w Zakładzie Opieki Długoterminowej w Makowie Podhalańskim. Zuzia zapewnia, że chętnie zajmuje się roślinami, choć nie wszystko lubi robić. – Najgorsze jest plewienie – mówi. Ogród doceniają nie tylko ludzie, ale i motyle. Nieczęsto można zobaczyć w jednym miejscu tak wiele ich gatunków. Przylatuje nawet fruczak gołąbek, rzadko spotykana w Polsce dzienna ćma łudząco podobna do… kolibra.