Pingpongistom wadowickiej Skawy nieraz wiał wiatr w oczy, ale dzięki uporowi działaczy sekcja radziła sobie z problemami organizacyjnymi, a trenerzy dbali, by w zespole nigdy nie brakowało świeżej krwi. W ostatnich miesiącach znowu musieli przekroczyć kilka kłód rzuconych im pod nogi, ale z optymizmem patrzą w przyszłość.
Początki zorganizowanych zajęć tenisa stołowego sięgają w Wadowicach 1970 roku. – Pracowałem jako wychowawca w ZS Mechanicznych w Gorzeniu, które teraz są już częścią Wadowic. Trzeba było coś wymyślić, by zająć wychowankom wolny czas. I tak zrodził się pomysł stworzenia drużyny pingpongowej – mówi Jacek Wójcik. Wspomina, że wówczas w niemal w każdej wiosce istniała drużyna pingpongowa, a rywalizowano od C do A klasy. – Miałem ten problem, że młodzież wyjeżdżała z internatu na weekendy i nie tylko. Zacząłem więc szukać zawodników po wadowickich szkołach podstawowych. Z Urzędu Wojewódzkiego zdobyłem stoły i mogliśmy za darmo trenować w Gorzeniu – opowiada. Z dumą podkreśla, że zachęcił do gry Dariusza Bielańskiego, Pawła Zgudę, Andrzeja Kwiatka i Janusza Barcika, a potem Jerzego Pomietłę i Jarosława Figurę. Osiągnęli dużo wyższy poziom niż okoliczni rywale i w 1982 roku wywalczyli historyczny awans do III ligi. Grając jako ULKS Technik Wadowice utrzymali się w niej do 2004 roku. W międzyczasie zespół zasilili jeszcze Michał Worecki, Sławomir Szatkowski oraz Sebastian Góra. Pingpongiści znad Skawy jeździli także na turnieje wojewódzkie oraz ogólnopolskie.
W 2004 roku zmieniła się dyrekcja szkoły, w której pracował Jacek Wójcik. Nowy gospodarz nie był zainteresowany sportem. Na domiar złego w wadowickiej SP nr 4 zburzono salę gimnastyczną i sytuacja zrobiła się już beznadziejna. W efekcie pingpongiści przenieśli się do Kozińca. Reaktywacja tenisa stołowego w Wadowicach nastąpiła błyskawicznie. Sekcję powołano bowiem przy Skawie. Zawodnicy trenowali początkowo na korytarzu w SP nr 5, a od 2006 roku ćwiczyli już w Szkole Podstawowej nr 1 na osiedlu Pod Skarpą. Tyle tylko, że na małej salce mieściły jedynie cztery stoły. Jacek Wójcik i Dariusz Bielański (był grającym trenerem) jakoś sobie radzili z prowadzeniem zajęć, a w 2011 roku powstała nowa, duża hala. Pod ich skrzydłami rozwinęły się Agnieszka Zając, Renata Roman, Aleksandra Nowak, Artur Bogunia, Kamil Kciuk, Adrian Grondalczyk, a w szczególności Michał Ostanek i Bartosz Giza, którzy wypłynęli na szerokie wody. – Dzięki wsparciu prezesa Marka Ciepłego mieliśmy możliwie najlepsze warunki do pracy i ta przynosiła efekty – mówi Dariusz Bielański, który do dziś kieruje sekcją. Wspomina, że w 2008 roku Bogunia z Gizą wygrali półfinałowy turniej drużynowych mistrzostw Polski w Rzeszowie, a w finale zajęli 9 miejsce, a indywidualnie wadowiczanie święcili szereg sukcesów na arenie wojewódzkiej. Już bez Gizy, ale za to z Gabrielem Gołdą, Mirosławem Palaczem i Łukaszem Jurzakiem w składzie Skawa awansowała w 2013 roku do III ligi i do dziś są jedną z czołowych ekip na tym szczeblu rozgrywek.
Pomimo sukcesów ostatni rok był dla pingpongistów Skawy bardzo trudny i nerwowy. Dyrekcja wadowickiej SP nr 1 nie przedłużyła sekcji umowy na wynajem hali. Dopiero tydzień przed rozpoczęciem rozgrywek ligowych pingpongistów „przygarnął” ZS w Jaroszowicach, w których wadowiczanie trenują dwa razy w tygodniu, a dalsze poszukiwania sprawiły, że raz w tygodniu zajęcia odbywają się w ZS we Frydrychowicach. Nie zraziło to wadowiczan, którzy w lidze zajęli znakomite trzecie miejsce, wyprzedzając KSOS Kraków i rezerwy Bronowianki w tzw. małej tabeli. Łukasz Jurzak od września był nie tylko zawodnikiem, ale i drugim trenerem. Sporo uwagi poświęcał najmłodszym – Patrykowi Wcisło i Dawidowi Kuberze (żaki), Pawłowi Gałuszce, Pawłowi Maciejczykowi, Karolowi Rajdzie, Bartłomiejowi Zajdzie i Annie Studnieckiej (młodzicy) oraz kadetowi Oskarowi Jędrzejowskiemu. Latem pod jego skrzydła trafili z krakowskiej Siemachy bracia Bartłomiej i Dawid Gala, a z LKS Piotrowice przejść mają jeszcze Michał Bodnar i Maciej Filek. – Chcemy nadal mieć dwie drużyny. Młodzież musi mieć możliwość stałego ogrywania się – mówi Dariusz Bielański.