Nad czechowickim stawem Kopalniok rozgorzał konflikt między wędkarzami a właścicielką części terenu. Na drodze dojazdowej do starej rybaczówki ustawiane są zapory, a wędkarze przenoszą je w inne miejsce. Jako że kompromisu nie widać, sprawa może mieć finał w sądzie.
Górnicze Stowarzyszenie Wędkarskie „Silesia”, za którym stoi kilkadziesiąt lat tradycji, na stałe wpisało się w krajobraz życia miasta. O prężnej działalności świadczą jego liczne inwestycje i organizowane popularne imprezy. Skupia wędkarzy, którzy łowią ryby w kompleksie stawów w pobliżu kopalni Silesia. Stawiają na to, by rejon stawów pod kopalnią służył rekreacji, dlatego też w przeszłości sprzeciwiali się przekwalifikowaniu terenu i umożliwieniu tu stawiania budynków mieszkalnych. Z tym zgodziły się władze miasta, uniemożliwiając właścicielom gruntów realizację pomysłów, które zmieniłyby oblicze tego zakątka Czechowic.
Zagrodzona działka
Trzy lata temu, dzięki pieniądzom z Unii Europejskiej, stowarzyszenie wybudowało nową rybaczówkę nad stawem Kozi. Na ogrodzonym i monitorowanym terenie mieszczą się trzy budynki oraz wygodny pomost, przy którym zacumowane są łodzie i rowery wodne. Kazimierz Urbański, były prezes GSW Silesia, a obecnie wiceprezes tej organizacji i radny miejski irytuje się, że nagle wędkarzom utrudnia się dostęp do starej rybaczówki przy ulicy Bocznej, nad stawem Kopalniok. Korzystają tam bowiem z części budynku, gdzie mają zaplecze i przechowują swój sprzęt.
Jakież było zdziwienie wędkarzy, gdy na drodze dojazdowej do rybaczówki nagle stanęła barykada. Wędkarze mieli nadzieję, że sprawą zajmą się służby mundurowe, ale te nie chciały ingerować w konflikt na prywatnym terenie. Podpierając się aktem notarialnym, dającym wędkarzom prawo korzystania z budynku nad Kopalniokiem, usunęli oni zapory. Jednak potem stanęły tam… jeszcze większe. A właścicielka gruntu być może wkrótce cały teren ogrodzi.
Tuż po przepychankach związanych z zaporami, stowarzyszenie wędkarskie odebrało pismo z kancelarii prawnej reprezentującej właścicielkę działki. Wezwano w nim „Silesię” do „zaprzestania naruszeń prawa własności”. Właścicielka działki stoi na stanowisku, że wędkarze mają prawo wyłącznie do dojazdu zaopatrzeniowego, bez prawa wjazdu członków stowarzyszenia. Podkreśla, że nawet nie określono konkretnego dojazdu do budynku. Prawnicy oznajmili, że ich klientka zapór nie usunie i będzie weryfikować, czy dojazd rzeczywiście dotyczy zaopatrzenia.
Żądania właścicielki idą jeszcze dalej. Domaga się ona od stowarzyszenia usunięcia tzw. domków wędkarskich nad brzegiem stawu, zapłaty podatku od nieruchomości z odsetkami oraz przedłożenia polis za użytkowanie obiektu.
Argumenty i żądania właścicielki gruntu nad Kopalniokiem podniosły ciśnienie wiceprezesowi Urbańskiemu, choć – wraz z prezesem – odniósł się do nich prawniczym językiem śląc formalną odpowiedź. Przede wszystkim wskazuje na akt notarialny i umowę ustanowienia prawa użytkowania, podpisaną niegdyś z Klubem Sportowym „Górnik”. Jak można przeczytać w tym dokumencie, stowarzyszenie może nie tylko dokonywać zaopatrzenia, ale także korzystać z parkingu po uprzednim dojeździe ulicą Boczną na cele działalności statutowej stowarzyszenia aż do 13 lipca 2020 roku. – Z powyższego wynika jednoznacznie, że wieczysty użytkownik powinien nam zapewnić przejazd wraz z możliwością korzystania z parkingu – stwierdzają szefowie „Silesii”.
Wędkarze pouczają też właścicielkę na temat prawa wodnego, przypominając, że wędkarze mają do dyspozycji półtorametrowy pas brzegowy, którego żaden właściciel nie ma prawa grodzić. Zarząd wędkarskiej organizacji zaczepki dotyczące opłat i polis kwituje jako zupełną nieznajomość podstawowych dokumentów dotyczących nieruchomości i stwierdza, że sam wywiązuje się ze wszelkich obowiązków z tego tytułu. I to on wzywa właścicielkę do natychmiastowego zaprzestania naruszania prawa i respektowania umowy ustanowienia prawa użytkowania z 19 lipca 2000 roku.
Rozstrzygnie sąd?
Wiadomo już, że właścicielka terenów nad Kopalniokiem nie przedłuży z wędkarzami umowy użytkowania i za niespełna dwa lata będą się musieli wynieść ze starego budynku. Jednak jej prawnicy zapewniają, że w dalszym ciągu widzi ona możliwość porozumienia, choć jednocześnie straszy sądem i kosztami procesowymi.
Do sądu nie chcieliby też iść wędkarze, ale są na to przygotowani. – Górnicze stowarzyszenie prowadzi działalność wędkarską na tym terenie od 1946 roku i nigdy nie miało konfliktów z sąsiadami. Jesteśmy organizacją działającą na rzecz lokalnej społeczności, organizujemy zawody dla wędkarzy i imprezy dla dzieci, a tereny, na których prowadzimy działalność są zadbane i świetnie zagospodarowane. Do naszego stowarzyszenia należy ponad trzysta osób, a projektami, które zrealizowaliśmy w ciągu ostatnich lat, szczyci się całe miasto. Nie rozumiemy postawy właścicielki działki wobec działań, jakie prowadzimy dla miasta i jego mieszkańców. Chcemy jak najszybciej zakończyć ten niepotrzebny spór, gdyż uważamy, że najgorszy kompromis jest lepszy niż wygrana w sądzie – stwierdzają prezes Stanisław Korzec i wiceprezes Kazimierz Urbański.
Komentarza właścicielki gruntu nie udało się nam uzyskać. Odesłano nas tylko do zreferowanego wyżej pisma skierowanego do GSW „Silesia”.
Wlascicielka niech teren sprzeda i może ktoś z tego stawu zrobi coś pięknego .Kiedyś tam było życie a dziś ruina
Obiektywnie mało jasne bo są argumenty, dorobek, pewność siebie niemal tylko jednej strony sporu. Jeśli nie wiadomo o co chodzi właścicielce bo nie mówi osobiście, zapewne chodzi o pieniądze. Może jest na rzeczy sprawa uiszczania przez wędkarzy opłaty za dzierżawę, zaległości itp. Np. powoływanie się na prawo do półtorametrowego pasa brzegowego jest nijakie w konflikcie chyba w innym zakresie.