Często słyszymy o startach i dokonaniach kierowców rajdowych. Jednak ich sukcesy nie byłyby możliwe bez towarzyszących im pilotów. Jednym z nich jest Kamil Heller, z którym o specyfice tej roli rozmawia red. Michał Cichy.
– Pan, a także Kajetan Kajetanowicz, bracia Szejowie, Martyna Błanik, Łukasz Sitek z SCI, sporo rajdowców wydała Ziemia Cieszyńska.
– Tak, trzeba przyznać, że na Śląsku Cieszyńskim jest to bardzo popularny sport. Porównując do innych rejonów Polski, zainteresowanie motorsportem jest u nas bardzo duże. Mamy kilka rajdów: Rajd Barbórki czy Rajd Wisły, które spopularyzowały tę dziedzinę. Jest kilku znanych zawodników, obecnych czy byłych, obok wymienionych wyżej jeszcze Łukasz Sztuka, teraz jego syn Kacper, czy nieżyjący już Zbyszek Cieślar. To osobowości, które przyciągają i widzów, i naśladowców. Dobre ku temu są też warunki terenowe. Nie ma co ukrywać, że mamy góry, a drogi rajdowe najciekawsze są właśnie w górach. Górscy kierowcy mają większe doświadczenie w jeździe. To też przyciąga.
– Patrząc szerzej, to dyscyplina w Polsce tak samo popularna jak poza nią?
– Za granicą ten sport jest bardziej popularny. Przykładem mogą tu być Francja, Włochy czy Finlandia. W tych krajach często działa specjalny system szkolenia kierowców, czego u nas brakuje. W przypadku Francji rzecz wiąże się z tym, że ten kraj jest producentem kilku marek samochodów. Każdy z producentów chce mieć swoją rajdową konstrukcję, więc specjalne działy sportu budują auta rajdowe i zatrudniają do zespołu kierowców. U nas organizacja rajdów jest na wysokim poziomie, natomiast sytuacja ekonomiczna skomplikowana i trudno jest pozyskać finansowanie startów. Trzeba brać pod uwagę, że każdy kilometr, jaki przejeżdżamy samochodem Rally2, kosztuje 100-150 euro, a tych kilometrów w rajdzie jest 360. Do tego trzeba dołożyć koszty logistyczne i kwota robi nam się ogromna.
– Jak zatem jest w Pana przypadku? Czy to Pana zawód?
– Długo był to mój zawód, bo miałem to szczęście, że w 2010 roku dostałem się w zasadzie do fabrycznego zespołu Subaru Poland Rally Team. Miałem wtedy 22 lata i był to początek moich startów. Tam się dużo nauczyłem. Przez pięć lat było to moje główne źródło dochodów, teraz rajdy łączę z innymi działalnościami zawodowymi. Większość zawodników startujących w Polsce sama się finansuje. To wymaga zaplecza pieniężnego, które sami budowali. Motosport to dziedzina wymagająca wielu różnych umiejętności. Od tych merytorycznych, po zdolność pozyskiwania funduszy czy logistykę.
– W jakiej kategorii Pan startuje?
– Jeżdżę w tej samej kategorii co Kajetan Kajetanowicz, czyli WRC2 i WRC2 Challanger, choć jestem pilotem, nie kierowcą. Mój kierowca nie może sobie pozwolić na tyle startów co Kajto, więc zaliczamy kilka rajdów rocznie. Jeździmy tyle, ile on jest w stanie łączyć z innymi działalnościami.
– Na czym dokładnie polega rola pilota?
– Z przymrużeniem oka powiedziałbym najpierw, że kiedy kierowca błyszczy w świetle fleszów, pilot pracuje.
– A bez przymrużenia oka?
– Pilot robi to, co każdy sobie wyobraża, ale poza tym musi też być psychologiem i strategiem. Trzeba mieć odpowiedni charakter i temperament. Zazwyczaj lepiej odnajdują się w tej roli osoby spokojniejsze. Gdy kierowca jedzie, szargają nim różne emocje, od złości, po stres czy euforię. Rajd do Mistrzostw Świata trwa tydzień i gdy te emocje się skumulują, kierowca może przestać być stabilny mentalnie. Pilot musi go przywrócić do stanu zero, czasem złe emocje wziąć na siebie. Przytemperować kierowcę, gdy jedzie za szybko i ponaglić, gdy za wolno. Rolą pilota jest też załatwienie wszelkich formalności przed rajdem i zajęcie się się logistyką wyjazdu. Potem, zdalnie, przy wsparciu różnych aplikacji patrzę, gdzie będziemy jeździć. Uzgadniam sprawy związane z obsługą rajdu. Na samym rajdzie mamy dzień testowy dotyczący samochodu, a następnie zapoznanie się z trasą, gdzie zwykle przygotowanie przez aplikacje mi procentuje. Rajd możemy podzielić na sekcję drogową i sportową. W tej pierwszej chodzi o to, żeby jak najszybciej przejechać z punktu A do punktu B. Kierowca podczas przejeżdżania trasy mówi mi, jak widzi dany zakręt i inne elementy związane z tzw. linią jazdy. Ja jego wskazania przenoszę na papier. Później je czytam i ewentualnie dodaję swoje poprawki. Podczas rajdu kieruję się nimi, przekazując kierowcy informacje o trasie jazdy, a dochodzą do tego nawigacja i liczenie czasu. Rolą pilota jest, aby kierowca myślał tylko o tym, jak szybko jechać. W tym sporcie ważną rolę pełnią regulaminy, które trzeba znać. Jako pilot pełnię więc trochę rolę prawnika, odnajdującego się w przepisach. Jak już mówiłem, to bardzo złożony sport.
– Z jakim kierowcą jeździ Pan obecnie?
– Od kilku lat jest to Daniel Chwist, wnuk Sobiesława Zasady.
– Sobiesław Zasada to bielszczanin z urodzenia, kiedyś właściciel fabryki zamków błyskawicznych w Cieszynie, w latach 90. jeden z najzamożniejszych Polaków, były kierowca sportowy, legenda polskich rajdowców.
– Tak, to oczywiście on, choć można by zakwestionować słowo „były” rajdowiec. Kilka lat temu bowiem postanowił w wieku 90 kilku lat ukończyć Rajd Safari.
– Słyszałem, że obserwował Pan tę sytuację zupełnie z bliska.
– W 2021 roku Rajd Safari wrócił do kalendarza mistrzostw świata. Z racji tego, że pan Sobiesław chciał pobić kolejny rekord, postanowił wystartować w tym rajdzie, mając wtedy 91 lat. Wnuk miał startować ze mną, a dziadek ze swoim pilotem. Byłem przy całym procesie, gdy on się do tego przygotowywał, była to ciekawa obserwacja, jak robi to osoba w tak szacownym wieku, w sytuacji gdy całość wymaga dużego wysiłku. Robił to po 30-letniej przerwie. Przez te lata samochody bardzo się zmieniły i adaptacja do nich również wymagała od strony nestora dużo pracy. Pojawiła się przecież sekwencyjna skrzynia biegów, czyli nie przesuwanie „po literze H”, tylko drążkiem w górę lub w dół, pojawiły się kombinezony niepalne i rozbudowana konstrukcja klatki bezpieczeństwa. Organizacja rajdów kilkadziesiąt lat temu też była inna, więc pan Sobiesław cały czas wracał do nich myślami. Finalnie wystartował, poszło mu świetnie. Do osiągnięcia linii mety i ukończenia rajdu brakło mu 3 kilometrów. W takiej odległości od finiszu utknął w piasku i do tego miał pecha, bo zawodnik jadący za nim w głębokiej koleinie nie spodziewał się go tam i najechał na samochód Zasady, uszkadzając go. W związku z tym nie był w stanie kontynuować jazdy i czuł niedosyt. W każdym razie pan Sobiesław jest ewenementem i może mówić, że życie zaczyna się po dziewięćdziesiątce. Zapowiedział zresztą, że za rok, mając 95 lat, wystartuje znów. To wszystko można zobaczyć w filmie pt. „Zasada” z 2022 roku.
– Patrząc wstecz, jakie dokonania w omawianej dziedzinie uważa Pan za swoje największe sukcesy?
– Podzieliłbym to na kategorie najfajniejszych rajdów, w jakich pojechałem oraz zajętych miejsc. W tej drugiej klasyfikacji w 2015 roku zdobyliśmy tytuł drugich wicemistrzów Europy w kategorii ERC2. To były samochody produkcyjne subaru i mitsubishi. Byliśmy też mistrzami Polski w klasyfikacji generalnej w 2017 roku. W poszczególnych klasach natomiast tytułów mam naprawdę dużo, na szarfy niemal nie ma miejsca. Jeśli chodzi o rajdy, najfajniejszy był rajd do mistrzostw Ameryki, fajny jest też Rajd Meksyku, fantastyczny rajd jest też w Japonii. Dla mnie rajdy i jazda to przyjemność sama w sobie, niezależnie od lokat.
– Jak to wszystko się w ogóle w Pana przypadku zaczęło?
– Moja przygoda z motorsportem to właściwie miłość od dzieciństwa. Miałem przyjemność mieszkać na trasie Rajdu Wisły, w Ustroniu, więc często go widziałem. Oprócz tego tata, który był w tym wszystkim dużym impulsem i wsparciem, kiedyś przyniósł mi i puścił taśmę z rajdu. W wieku 14 lat nie myślałem już o niczym innym. Moim celem było zdobycie licencji. Jeździliśmy też oglądać rajdy w zasadzie po całej Polsce czy też w Czechach, gdzie motorsport jest bardzo rozwinięty, między innymi dzięki fabryce skody. Na studiach, na Politechnice Krakowskiej, siedząc na wykładzie zobaczyłem, jak kolega przegląda telefon, a w nim jakiś samochód rajdowy. Zapytałem, co to, odpowiedział, że jego, bo czasami startuje. Potem powiedział, że startuje za miesiąc, ale nie ma pilota. Pojechaliśmy Rajd Krakowski i taki był mój pierwszy start. Ta miłość do motorsportu trwa nadal i zajmuje większość mojego dnia. Oprócz startów w rajdach między innymi zawodowo jestem instruktorem „bezpiecznej jazdy”.
– Jesteście w jakiejś stajni?
– Korzystamy z usług węgierskiej stajni, która na każdy rajd podstawia nam samochód. W zeszłym roku, gdy jechaliśmy w Meksyku, Afryce i Japonii, ten samochód pływał cały rok w kontenerze, po świecie. Jeśli jakieś pamiątki nie mieściły nam się w walizkach, również pływały w kontenerze. Dopiero potem mogliśmy odzyskać swoje rzeczy. Logistyka tego wszystkiego bywa skomplikowana.
– Jakim autem startujecie?
– Jeździmy skodą 1,6 turbodoładowanie i na dziś wydaje się to najlepszy samochód.
– Czym właściwie jest WRC2?
– Klasą „królewską” jest WRC, czyli samochody Rally1, której zawodnicy są w innej, wyższej lidze, są to tzw. zespoły fabryczne. WRC2 to klasa, w której kierowcy w większości sami organizują budżet i muszą się wykazać umiejętnościami organizacyjnymi.
– Poruszę temat trochę mniej przyjemny. To pewnie dosyć niebezpieczne zajęcie?
– Jest to sport wysokiego ryzyka, niebezpieczny. Moja mama, gdy jadę na zawody, jest cała w strachu. Miałem sporo wypadków w karierze. Głównie były to takie czarne dwa lata, kiedy miałem złamany kręgosłup i nogę. W trakcie sezonu 2017, walcząc o zwycięstwo w klasyfikacji generalnej Mistrzostw Polski, nie jadłem nawet śniadań, licząc się z tym, że może być konieczna operacja. Uzależnienie od adrenaliny robi swoje. Jednak myśląc o tym, przede wszystkim przychodzą mi do głowy głównie anegdotyczne sytuacje. Mieliśmy kiedyś wypadek przy prędkości 198 km/h. To było siedmiokrotne dachowanie przez przód. Wypadek był pod Rzeszowem. Pojechaliśmy kontrolnie do szpitala, mimo iż mieliśmy poczucie, że nic nam się nie stało. Przebadano nas, po czym wyszedł do nas lekarz. Pyta, który to jest pan Chuchała, kierowca się zgłasza, na co lekarz: „Z panem jest okej”. Mnie się już zapaliła czerwona lampka, po czym lekarz pyta: „Pan Heller?”. „Tak” – odpowiadam. „Ma pan zapalenie zatok”.
– Rzeczywiście zapadające w pamięć.
– Mieliśmy też wypadek z kierowcą z Litwy, podczas którego doznałem uszkodzenia lędźwiowej części kręgosłupa. To było bardzo nieprzyjemne zdarzenie. Był również wypadek z kierowcą, z którym zdobyłem mistrzostwo Polski. Po złamaniu kości przyśrodkowej musiałem na nowo uczyć się chodzić. Była też ciekawa historia z dziewczyną, kierowcą z Ukrainy. Mieliśmy testy przed rajdem w Czechach. Poobracało nas, po czym wpadliśmy w belę drzewa. Ja straciłem świadomość w niewielkim stopniu, a ona całkowicie. Siedzimy koło siebie, a ona na mnie zerka i pyta: „A kim ty jesteś?”.
– Mówił Pan o rajdach w Meksyku, Japonii, Afryce, czyli dość egzotycznych rejonach świata. Rajdy to jakiś sposób na turystykę, poznawanie świata?
– Na ewentualne zwiedzanie jest mało czasu. Rajdy są często w odległych częściach świata, gdzie są inne strefy czasowe. Przybywa się w związku z tym wcześniej i wtedy jest jakaś chwila na zwiedzanie. To też sport, który rozgrywa się poza centrami miast, raczej na uboczach. Porównując z naszymi terenami, rajd nie jedzie przez cieszyński Rynek, tylko przez Hażlach, Zamarski czy ustrońską Dobkę. Wówczas widzi się świat od innej strony. Byliśmy kiedyś na Rajdzie Koszyc, na Słowacji. Wtedy mieszkało tam dużo Romów. Trochę się bałem, bo jak przejeżdżaliśmy przez ich wioski, dzieci rzucały w nasz samochód kamieniami. Podkreślę, że na oficjalnej trasie rajdu. Była obawa, czy można stanąć w celu wyregulowania powietrza w oponach.
– Gdyby ktoś w powiecie cieszyńskim chciał zacząć przygodę z motosportem, gdzie i jak może to zrobić?
– Na pewno każda droga jest indywidualna, ale jeśli chodzi o możliwości, to działa na przykład tor zamknięty w Kaczycach, gdzie można startować bez prawa jazdy. Jest tam też klasa dla zawodników niepełnoletnich. Kiedyś była taka tendencja, z której i ja skorzystałem, pomocy i porad już jeżdżących pilotów czy kierowców. Czegoś można też liznąć na symulatorach. Generalnie nie ma jednak jakiegoś zasobu wiedzy z tego tematu, jakiegoś podręcznika. Trzeba bazować na przekazie starszych.
– Dziękuję za rozmowę.
Kamil Heller (36 lat) – ustronianin z pochodzenia, obecnie mieszkający w Cieszynie. Pilot rajdowy, między innymi mistrz Polski w klasyfikacji generalnej RSMP z 2017 roku.