Zapora wodna na potoku Wilkówka w Wilkowicach wciąż nie spiętrza wody. Tymczasem od jej wybudowania minęły już cztery lata. Mimo to zbiornik nadal jest pusty.
Jego dno porasta trawa i można przypuszczać, że prędzej zobaczyć tam będzie można pasące się barany, niż pływające w wodzie ryby. W związku z tą sytuacją pojawiły się w Wilkowicach spekulacje, że zapora jest felerna i okazała się inwestycyjnym bublem za ponad 6 milionów złotych. Gospodarz obiektu dementuje te plotki, zapewniając, że z tamą wszystko w porządku. Czy na pewno? Inwestorem tamy był Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach. To pierwszy taki obiekt w okolicach Bielska-Białej, wybudowany po ponad 80 latach, kiedy to oddano do użytku podobną zaporę w Dolinie Wapienicy. W założeniu budowla na Wilkówce ma spełniać trzy funkcje. Po pierwsze, zbiornika retencyjnego, chroniącego położone niżej zabudowania przed falą powodziową. Wilkówka to co prawda niewielki potoczek, lecz w czasie gwałtownych opadów potrafi być groźna. Po drugie, ma to być rezerwuar wody dla mieszkańców Wilkowic, a także zakładów przemysłowych działających w rozrastającej się szybko strefie ekonomicznej. Miejscowość ta od dłuższego już czasu cierpi bowiem na niedobory wody, zwłaszcza w okresie letnim. Po trzecie, miał to być także zbiornik przeciwpożarowy. Oczywiście trudno nie docenić także jego walorów krajobrazowych. To sztuczne jezioro nigdy nie było natomiast planowane jako akwen rekreacyjny (powierzchnia lustra wody liczy zaledwie 70 arów).
Zaraz po tym jak w 2013 roku ukończono prace budowlane, zbiornik (o pojemności 30 tysięcy metrów sześciennych) został napełniony po brzegi. Po niespełna roku woda została jednak spuszczona do zera. Wymagała tego ponoć procedura techniczna związana z koniecznością skontrolowania tego, jak konstrukcja tamy zachowała się pod obciążeniem, gdy napierały na nią tysiące ton wody. Od tego czasu zbiornik jest pusty, nie licząc niewielkiej kałuży na jego dnie tuż przy samej zaporze. Gdy w ubiegłym roku pytaliśmy o przyczynę takiego stanu rzeczy, usłyszeliśmy: – W trakcie eksploatacji zbiornika w 2015 roku zaobserwowano zjawiska, które mogły spowodować pogorszenie stanu technicznego korpusu zapory. Nie były to przecieki, lecz zawilgocenie skarpy odpowietrznej. Dlatego prowadzone są kolejne badania mające na celu poznanie przyczyn niepożądanych zjawisk. Mają być one wykonane do końca września 2016 roku i dopiero po ich przeprowadzeniu będzie można wypowiedzieć się o przyczynie zaistniałej sytuacji – brzmiało oficjalne stanowisko ŚZMiUW. Minął rok i…
Z najświeższych informacji udzielonych nam pod koniec lipca przez Tomasza Dyla z ŚZMiUW w Katowicach wynika, że badania mające ustalić przyczynę pojawiania się zawilgoceń nadal są prowadzone. Co prawda ekspertyzy wykluczyły, że to zapora przecieka, a jako winowajczynię wskazuje się wodę gruntową, która spływa na tamę z górskiego zbocza, do którego konstrukcja jest zakotwiczona. Z jego wypowiedzi wynika, że teraz próbuje się dokładnie zbadać to zjawisko i opracować sposób, w jaki można mu przeciwdziałać. Niewykluczone, że konieczne okaże się wykonanie dodatkowego odwodnienia. Nie był on jednak w stanie powiedzieć, kiedy badania te wreszcie się zakończą. Na pewno jednak nie stanie się to wcześniej niż jesienią tego roku, co oznacza, że doprowadzenie tamy do stanu używalności może potrwać jeszcze kolejny rok.
Tymczasem brak wody w zbiorniku zaczyna być dla Wilkowic poważnym problemem. Do tej pory, choć tama wody nie spiętrzała, spełniał swoje funkcje. W razie czego mógł bowiem zatrzymać falę powodziową. Ośrodek Technicznej Kontroli Zapór sprawujący nadzór nad takimi obiektami, nie stwierdził bowiem zagrożenia bezpieczeństwa, a jedynie zalecił utrzymywanie w zbiorniku minimalnego poziomu wody do czasu przeprowadzenia badań dotyczących powstawania zawilgoceń. Od biedy spełnia on także rolę zbiornika przeciwpożarowego, bo ta niewielka ilość wody, jaka zgromadzona jest na jego dnie wystarczy, aby napełnić samochody strażackie. Ale to mały powód do radości, bo zbiornik przeciwpożarowy z prawdziwego zdarzenia można było wybudować w tym miejscu za ułamek sumy, jaką pochłonęła budowa tamy. Tama nie spełnia, co prawda, roli rezerwuaru wody na potrzeby Wilkowic, jednak i to do pewnego czasu nie stanowiło większego problemu. Nie można bowiem było pobierać ze zbiornika wody do gminnego rurociągu do czasu, aż nie powstanie nowa stacja jej uzdatniania. Budowa takiego obiektu ruszyła dopiero niedawno, lecz prace są już na ukończeniu. Do pełni szczęścia brakuje tylko odbiorów technicznych. Oznacza to, że wkrótce nic nie będzie już stało na przeszkodzie, aby do zbiornika podpiąć rurociąg i czerpać z niego wodę. Z pustego jest jednak niewielki pożytek…
Z wypowiedzi wójta Wilkowic Mieczysława Rączki wynika, że władze gminy są w tej sytuacji bezsilne i muszą czekać na to, co zrobi ŚZMiUW, a jedyne co mogą, to dopingować go do tego, aby jak najszybciej uporał się z zawilgoceniami oraz zakończył wlokący się cykl badań.
A w końcu w maju 2019 przyszedł deszcz, napełnił zbiornik i… Ewakuowali ludzi bo grozi zawaleniem. Czy nie pora już, żeby Śląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Katowicach odwiedziło CBA?