Sport Cieszyn

Alternatywna edukacja, alternatywny sport. Rozmowa z mistrzynią Europy w kettlebell lifting

Fot. z arch. Karoliny Czech

Karolina Czech, mieszkanka Cieszyna zdobyła niedawno dwa medale mistrzostw Europy w kettlebell lifting, które odbywały się w Paryżu: złoty w kategorii open i srebrny w kategorii masters. W rozmowie z red. Michałem Cichym przybliża specyfikę tej mało znanej dyscypliny oraz innych swoich działalności, z których jest znana w regionie.

– Jak wspomina Pani pobyt na turnieju?

– Mistrzostwa miały trwać od czwartku do niedzieli, ale zostały skrócone o jeden dzień, bo udało się zrobić dekoracje bezpośrednio po każdej konkurencji. Miałam w międzyczasie też wolny dzień, przeznaczony na zwiedzanie, a nie byłam wcześniej w Paryżu. Bycie na zawodach cały dzień było trochę męczące, bo to jednak głośna muzyka, wiele pobudzających akcentów, ale emocje są niesamowite, a klimat wspaniały. Uwielbiam to.

– To były kolejne Pani zawody tej rangi?

– To mój trzeci sezon startowy, choć do tej pory były to zawody krajowe. W tym roku pierwszy raz pojechałam na mistrzostwa Europy.

– Na czym polega taki występ na zawodach w kettlebell?

– Sport nazywa się kettlebell lifting. Na zawodach rozgrywa się jego wschodnią wersję. Genezą dyscypliny jest podobno podnoszenie kul armatnich, a z czasem dorobiono do nich uchwyty i tak wygląda nasz sprzęt. Wszystkie kule mają takie same rozmiary. Określone przepisami są też kształt rączki i jej odległość od kuli. Różnią się ciężarem, a waga ta wyrażana jest kolorem kuli. Podstawowe ciężary to: 12, 16, 24 i 32 kg. Zależnie od konkurencji, startuje się z jedną lub dwiema kulami. Są trzy klasyczne boje. W rwaniu jednym ciągłym ruchem wyrzuca się kulę nad głowę, tam trzeba się z nią zatrzymać tak długo, żeby sędzia zaliczył ten ruch. To tak zwana fiksacja, przez 10 minut wyrzuca się tak kulę w górę, zmieniając rękę raz, w dowolnym momencie. Finalnie liczy się liczba powtórzeń. Nie wszyscy jednak wytrzymują 10 minut. Drugi bój to długi cykl – dwuetapowe podnoszenie nad głowę, a trzeci to podrzut z wysokości klatki piersiowej do góry. Rwanie wykonuje się jedną kulą, pozostałe cykle można dwiema. Zaznaczę, że liczą się zaliczone przez sędziego cykle. W rwaniu kluczowym elementem jest fiksacja. Nie można odłożyć kuli w żadnym momencie, bo to oznacza zakończenie startu. Zdarza się taka sama liczba powtórzeń, wówczas bierze się pod uwagę wagę ciała. Ten, kto ma niższą wagę własną, zajmuje wyższą lokatę.

– To bardziej siła czy technika?

– W przeciwieństwie do szkoły amerykańskiej, która nazywa się hardstyle, a którą wszyscy ogólnie znają, gdzie chodzi stricte o siłę, szkoła, którą ja reprezentuję, jest idealnym połączeniem siły, wytrzymałości, ogólnej kondycji i techniki. Głównie jednak w grę wchodzą siła i wytrzymałość.

– Liczy się też postawa ciała?

– Wszystko to jest ważne. Ja cały czas jestem w procesie poszukiwania optymalnego ustawienia ciała po to, by były jak najmniejsze straty sił i by jak najmniej podrzeć skórę, bo nie ukrywam, że na treningach czasami poleje się krew, bo podnosi się gołą dłonią. Żadnych rękawiczek. Dopuszczalne są wąskie frotki na nadgarstki, ale ja ćwiczę bez nich. Na twardo. Kettle należą do sportów odważnikowych. To narzędzie z przesuniętym środkiem ciężkości, technika jest kluczowa, nie tylko dla zrobienia największej liczby powtórzeń, zaliczenia ich, ale też by nie doznać kontuzji. Poszukiwanie wzorca jest ciągłym procesem.

– Czy decyzje sędziów bywają kontrowersyjne?

– Jak w niemal każdym sporcie, jest to temat troszkę drażliwy. Czasem jest to kwestia uznaniowa. Fiksacja jest zatrzymaniem w bezruchu, bez dotykania drugą ręką ciała. Musi być zastygnięcie. Jednemu sędziemu pół sekundy wystarczy, drugiemu nie.

– Pani zdobyła medale w rwaniu…

– Ćwiczę też długi cykl. Do tej pory byłam mistrzynią sreber i brązów w zawodach krajowych, tymczasem w Paryżu udało się zdobyć między innymi złoto właśnie w rwaniu. To było dźwiganie 16-kilogramowej kuli.

– Rozumiem, że była Pani w Paryżu jako reprezentantka Polski?

– W marcu zostałam wicemistrzynią Polski w rwaniu 16-kilogramowej kuli i dało mi to kwalifikacje do mistrzostw Europy jako reprezentantce kraju. Ogólnie pojechało 18 Polaków w różnych konkurencjach. W mojej były trzy osoby z Polski, choć w innych kategoriach. Ja startowałam w klasyfikacji wiekowej masters (od 35. roku życia wzwyż) oraz otwartej wiekowo. Były to dwa medale za jedne zawody, w różnych klasyfikacjach. To ważne dla porównania się, zobaczenia, jak inni zawodnicy, na przykład w danym wieku, sobie radzą. Dla mnie to ma znaczenie, aczkolwiek nigdy nie jadę z założeniem zdobycia medalu.

– Da się ocenić swoje szanse w takich zawodach?

– Wymaga to dużej znajomości siebie. Ćwiczyłam wcześniej wiele dyscyplin, więc bazę fizyczną miałam, nad mentalną musiałam popracować. W jakimś stopniu jednak da się ocenić szanse, czy jedziesz żeby „przeżyć”, czy że jest dobrze. Wiele jednak zależy od dyspozycji innych. Nie można się nastawić tylko na zdobycie medali, nie da się ich z góry założyć.

– Szybko można uzyskać wysoki poziom w tej dyscyplinie?

– Są ludzie, którzy mają do tego fizyczne predyspozycje i u nich rozwój następuje bardzo szybko. Trzeba jednak mieć też predyspozycje psychiczne, bo to jednak walka z wysiłkiem, bólem, determinacja w regularności treningów i dbaniu o kondycję całego ciała. Jeśli ktoś startuje całkiem od zera, niczego wcześniej w tym stylu nie robił, zajmie mu to znacznie więcej czasu. Technikę da się opanować szybko. Mnie po trzech miesiącach trener przekazał informację zwrotną, że już to jako tako wygląda. Ja bazę miałam, bo wcześniej uprawiałam kilka dyscyplin wytrzymałościowych.

– Jakie były Pani początki z kettlebell, skąd to się wzięło w Pani życiu?

– Zupełnie przypadkiem pojechałam na obóz spn trening to 1-2 godziny. Dbam jednak o rozgrzewkę i urozmaicenie treningu. Ciężki trening mam do 3 razy w tygodniu, a inne, lżejsze lub funkcjonalne, też 3 razy. Te lżejsze to nawet kijki nordic walking – są dla mnie dobrym treningiem, czyli pracą nad oddechem, bo oddech też jest ważny na samych zawodach. Oprócz tego ważne jest rozciąganie, pod względem czego można się zaniedbać. Co tydzień chodzę do fizjoterapeuty sportowego, robię treningi wzmacniające plecy, ogółem jest tego sporo. Można mówić o 10 godzinach planowego treningu w tygodniu.

– Kto rządzi na świecie w kettlebell?

– To dyscyplina ze wschodu, więc rządzą zawodniczki i zawodnicy z Ukrainy. Robią naprawdę zdumiewające rzeczy. Rządzą, ale trzeba powiedzieć, że Polacy też są fantastyczni. W Paryżu zajęliśmy trzecie miejsce w klasyfikacji ogólnej jako kraj. Wygrali Ukraińcy, na drugim miejscu byli Litwini – to też mocni ludzie. U Polaków widzę niesamowite pokłady możliwości ku temu, by byli najlepszymi na świecie w tym sporcie. We Francji mężczyźni zdobyli też medal za sztafetę, drugie miejsce. Sztafeta to emocje na maksa, eksplozja siły.

– Mówiła Pani, że miała już bazę siłową. Jakie sporty uprawiała Pani wcześniej?

– Był to intensywny fitness, w który wsiąkłam szybko, ale też czułam, że trzeba mi czegoś mocniejszego. Potem była więc samoobrona, MMA, boks, no ale też pole dance – typowo siłowy sport, który polecam dziewczynkom i ich rodzicom, podnoszenie sztang. Sporty siłowe od dawna najbardziej mnie pociągały.

– Jest Pani zawodowo dyrektorką szkoły…

– To jest najśmieszniejsze w tym wszystkim, bo przecież wydaje się, że dyrektorka to taka poważna rola, a tu proszę. Jestem alternatywną dyrektorką Alternatywnej Szkoły Podstawowej – tak brzmi pełna oficjalna nazwa – przy ul. Czytelni Ludowej w Cieszynie.

– W czym wyraża się jej alternatywność?

– W sferze komunikacji, sferze procesu wychowawczego oraz strukturze szkoły. Jesteśmy jednak szkołą działającą w systemie oświaty, szkołą społeczną. Czytamy przepisy na nowo, bo prawo oświatowe w Polsce jest bardzo swobodne. Wprowadzamy go w życie indywidualnym podejściem. Jesteśmy społecznością, która poszukuje drogi dla siebie, gdzie każdy będzie wiedział, że jest szanowanym i odkryje swój potencjał. Moim marzeniem i celem jest, żeby każde dziecko znało swoje zasoby i talenty czy kompetencje, które ma już w sobie i żeby akceptowało to, że nie trzeba robić wszystkiego. W życiu trzeba szukać sfer, na które ma się wpływ. Znalezienie miejsca, w którym nie „ciśniesz na siłę”, to jest najpiękniejsza sprawa i ta wiedza dzieci o sobie jest dla nas priorytetowa. Bliskie nam jest podejście Korczaka, Montessori oraz Jespera Juula. W teorii wychowywania tego ostatniego mieści się wychowywanie bez przemocy. W tych kwestiach wyraża się alternatywność. Nie mamy też dzwonków, mamy bardzo dużo pracowni do zajęć praktycznych. Zaznaczam, że to szkoła na prawach szkoły publicznej. Można powiedzieć, że jestem pomysłodawcą obecnej idei szkoły.

– Słynie też Pani z organizowania Leśnych Wakacji.

– Na początku to były indiańskie wakacje, a teraz leśne. To takie survivalowe wypady dla dzieci i młodzieży. Dzieci mają wyprawy do lasu, staram się im „sprzedać” fajne techniki, na przykład rozpalania ogniska, czy też jak się wyżywić w lesie. Nie jest to szkolenie wojskowe, ale dużo ćwiczeń i postaw ma charakter wojskowo-harcerski. Mają też jednocześnie dużo swobody i same wybierają, co chcą robić.

– To się odbywa w okolicy, w powiecie cieszyńskim?

– Od początku jest to w Ustroniu Dobce, któryś rok z rzędu zajęcia będą też w Istebnej. Czasem są to zajęcia na zasadzie półkolonii, a czasem z noclegiem. Leśne Wakacje cieszą się wielkim zainteresowaniem. Najwięcej było 96 osób. Dzieci na przykład mogą być z nożami, co jest dla nich dużą atrakcją. Zapisy są otwarte dla każdego. Mają pokazane dzieciństwo, za którym tęsknią teraz dorośli. Padają zresztą pytania, kiedy będzie coś takiego dla dorosłych.

– Czy dzieci mogą mieć tam telefony?

– Tak. Dla mnie sprawa nie polega na zakazach, tylko na pokazywaniu alternatywnych rozwiązań. Nie ma zakazów, ale też nie ma na to czasu ani potrzeby.

– Wróćmy do sportu. Gdyby ktoś chciał zaczynać „kettle” na Śląsku Cieszyńskim, jak to zrobić?

– Pozostaje droga indywidualna. Najbliższy klub jest w Bielsku-Białej, ale to szkoła amerykańska, z nią jeździ się na inne zawody. Pozostają kluby w Krakowie i na Górnym Śląsku. Ja jestem jedyną osobą w okolicy, która ten sport uprawia. To rzecz bardzo niszowa, ale jednak zachęcam, bo chciałabym być inspiracją dla innych.

– Dziękuję za rozmowę.

Karolina Czech (46 lat) – mieszkająca w Cieszynie mistrzyni Europy w kettlebell lifting, dyrektor Alternatywnej Szkoły Podstawowej w Cieszynie, organizatorka popularnych Leśnych Wakacji.

Fot. Z arch. Karoliny Czech

google_news