– To jakiś żart – w taki sposób jeden z działkowców komentuje temat kar za nieuprawnione czerpanie wody z położonych na terenie ogródków działkowych studzienek.
Rząd wziął się za użytkowników tak zwanych „abisynek”, czyli niewielkich studzienek głębinowych często spotykanych na terenie rodzinnych ogródków działkowych. Budowano je powszechnie w poprzednich dekadach, a fundowały je zazwyczaj działkowcom zakłady pracy (dawnej były to bowiem nie rodzinne, lecz zakładowe ogródki działkowe) albo władze lokalne. Użytkownicy działek wykorzystywali i często nadal wykorzystują je jako jedyne źródło wody do podlewania ogrodów. Tak jest od lat.
Teraz ma to się zmienić. Za nielegalny pobór wody z takiego ujęcia można otrzymać grzywnę w wysokości 5 tysięcy złotych, a nawet karę aresztu. Jak to możliwe? Za korzystanie z zasobów naturalnych, a takim jest oczywiście również woda, trzeba płacić. Opłatę pobiera – mówiąc w uproszczeniu – rząd. Zgodnie z obowiązującym obecnie prawem (przepisy weszły w życie w 2017 roku wraz z nowelizacją ustawy Prawo wodne) właściciel terenu może bezpłatnie czerpać wodę z ujęcia położonego na swoim gruncie pod warunkiem, że nie przekroczy limitu 5 metrów sześciennych na dobę. Czyli nie jest tak źle. Tyle wody spokojnie wystarczy na potrzeby gospodarstwa domowego czy do podlewania ogrodu, a tym bardziej stosunkowo niewielkiej działki rodzinnej.
Problem w tym – i tu jest pies pogrzebany – iż działkowcy nie są właścicielami „swoich” działek. Tereny te zazwyczaj (choć nie jest to regułą) należą do gminy, a działkowcy jedynie je dzierżawią i użytkują. Nie mają więc prawa do wspomnianych bezpłatnych 5 metrów sześciennych wody na dobę pompowanej z położonej na terenie rodzinnych ogrodów abisynki. Urzędnicy zapowiadają w ostatnim czasie, że zamierzają z całą stanowczością zacząć egzekwować ten jak dotąd martwy przepis. Na działkowców mogą więc posypać się srogie kary.
Problem można jednak łatwo rozwiązać poprzez zalegalizowanie studni. Działkowcy uzyskują wówczas stosowne zezwolenie wodno-prawne na użytkowanie abisynki w Regionalnym Zarządzie Gospodarki Wodnej. Oznacza to również, że ujęcie zostanie opomiarowane. Licznik zużycia wody pokaże, ile faktycznie zostało jej wypompowane z ujęcia i ile w związku z tym trzeba za nią zapłacić. Niby proste, tyle że opomiarowanie każdej studni to ogromny wydatek. – To koszt co najmniej 7 tysięcy złotych – tłumaczy Kazimierz Chmiel, działkowiec z Cieszyna, wieloletni członek Okręgowego Zarządu Śląskiego Polskiego Związku Działkowców. Zwraca przy tym uwagę, iż chodzi zazwyczaj nie o jedną, lecz o kilka takich studzienek usytuowanych na terenie danych ogródków działkowych. Podkreśla on, że zazwyczaj takie studnie nie stanowią już jedynego źródła wody na terenie ogródków. Do wielu z nich doprowadzona została sieć wodociągowa. Na każdej działce jest „olicznikowany” kran, a gospodarz ma podpisaną umowę z dostawcą. Płaci za to, co zużyje. Dodatkowo na działkach – to obowiązek i dobra praktyka – zbierana jest i gromadzona przez działkowców woda deszczowa, wykorzystywana później do podlewania rabat i trawników. Studnie są tylko uzupełnieniem na wypadek niedoboru wody.
Poza tym, jeśli ustawodawca zakłada, że ktoś, kto posiada ziemię, może bezpłatnie czerpać z niej 5 metrów sześciennych wody, to dlaczego nie mogliby z tego prawa korzystać również działkowcy? Co na to sami zainteresowani? – Mam wrażenie, że moi koledzy i koleżanki uważają, że to ich nie dotyczy, bo sądzą, że przecież nikt nie będzie im patrzył na ręce i sprawdzał, czy idą z wiaderkiem po wodę do studni. Nie da się przecież postawić przy każdej z nich urzędnika – mówi Kazimierz Chmiel. Nie kryje jednak, że wbrew pozorom sprawa jest poważna. Dlatego władze Polskiego Związku Działkowców walczą o zmianę niesprawiedliwego ich zdaniem prawa. Związek apelował do posłów domagając się, aby użytkownicy ogrodów działkowych zostali zwolnieni z obowiązku występowania o pozwolenie wodno-prawne na użytkowanie abisynek. Czy przyniesie to skutek? Tego na razie nie wiadomo, za to wiadomo, że działkowcy to poważna siła. W całym kraju w 2022 roku funkcjonowało blisko pięć tysięcy rodzinnych ogródków działkowych zajmujących łącznie teren ponad 40 tysięcy hektarów. Znajdowało się na nich ponad 900 tysięcy indywidualnych działek, z których na co dzień korzystało około 4 milionów osób!
Pierwsze ogrody działkowe powstały już w połowie XIX wieku na terenie ówczesnych Niemiec, w tym na ziemiach należących obecnie do Polski. Ideą było „zapewnienie mieszkańcom większych miast kawałka ziemi, służącego do wypoczynku i jako miejsca, którego zbiory służą wyłącznie do użytku danej rodziny”. W sumie więc wiele się nie zmieniło.
A wracając do abisynek – nasz rozmówca ma wspomnienie z Czech. – Kilka lat temu byłem z wizytą u znajomego działkowca na terenie ogródków działkowych w Karwinie. Już wtedy wszystkie ujęcia wody były tam opomiarowane, a działkowcy płacili za wodę. Nawet tą czerpaną z przepływającej obok rzeczki. Nie chciało mi się w to wierzyć, lecz mój znajomy tłumaczył, że niedługo z pewnością i u nas tak będzie. Najwyraźniej miał rację – przyznał Kazimierz Chmiel.