W rejonie Bielska-Białej po raz pierwszy znalazł się ktoś, kto strzelając do zwierząt pomaga im, zamiast je zabijać.
– Jeszcze kilka lat temu o nim marzyłem. Potrzebny był wiele razy, ale go nie było. Teraz mam go w rękach i mogę strzelać do zwierząt, aby im pomóc – mówi Sławomir Łyczko z bielskiego Ośrodka Rehabilitacji Mysikrólik na Pomoc Dzikim Zwierzętom, który w Bielsku-Białej prowadzi wraz z żoną Agnieszką.
Dzięki internetowej zbiórce i wpłatom prawie trzystu osób udało się zebrać 10 tysięcy złotych na zakup weterynaryjnego karabinka gazowego do chwilowego usypiania zwierząt. Szefowie ośrodka dziękują za ten prezent, dzięki któremu będą mogli jeszcze skuteczniej nieść pomoc rannej zwierzynie. – Celne strzelanie do „latających saren” będzie wymagało wielogodzinnych ćwiczeń, ale powoli zaczynamy. Niestety, do oddania strzału do poszkodowanego zwierzęcia spełnione muszą być pewne warunki bezpieczeństwa i nie zawsze będzie to możliwe – podkreśla Sławomir Łyczko.
Nowy sprzęt umożliwi ograniczenie cierpienia poszkodowanych dzikich zwierząt. Pozwala na podanie leku lub środka usypiającego z bezpiecznej odległości, bez niepotrzebnego stresu dla dzikiego zwierzęcia. – Brak karabinka powodował, że często nie mogliśmy podjąć akcji ratunkowej – po prostu nie da się podejść do rannego, uciekającego zwierzęcia na odległość umożliwiającą schwytanie go gołymi rękami – wskazuje Sławomir Łyczko. W przeszłości Łyczkowie mieli sytuacje, że trzeba było pomóc dorodnemu bykowi, który próbował walczyć albo takim drapieżnikom, jak rysiom. Często nie sposób podejść do rannej sarny czy łabędzia, bo nawet w takim stanie uciekają, uniemożliwiając udzielenie im pomocy.
Super, tylko ćwiczcie proszę intensywnie, bo nie chciałbym spaść z roweru od kuli 😛
Może uda się ustrzelić jakiegoś kłusownika co to strzelają np. do złych wilków. Czyli karabin pożyczany antykłusownikom.