Anna nie umie czytać, pisać ani liczyć, ale jest w stanie samodzielnie funkcjonować w społeczeństwie. A przynajmniej była, dopóki nie trafia na osobę, która postanowiła wykorzystać jej ufność i łatwowierność. Katarzyna namówiła ją na zaciągnięcie pożyczek na kwotę sięgającą 50 tys. zł, zabrała gotówkę i znikła z jej życia, a Anna została z długami, niemalże bez środków do życia.
Niepełnosprawna umysłowo jordanowianka Anna żyje w skrajnej biedzie. Mieszka razem z upośledzonym synem w starym drewnianym domku bez bieżącej wody, w którym prócz kuchni jest tylko jedna, mała izba. Na utrzymanie siebie i chłopaka ma zaledwie 840 złotych renty. Wprawdzie pełna kwota tego świadczenia jest wyższa, ale część zajął komornik. Kobieta nie do końca rozumie, dlaczego. Pamięta jednak, że kilka lat temu znajoma, Katarzyna z Toporzyska nakłaniała ją do wizyt w różnych bankach oraz firmach pożyczkowych i kazała jej podpisywać jakieś dokumenty.
– Stale przychodziła i tłukła się do okna. Baliśmy się, że szybę wybije, to jej w końcu otworzyłam. Prosiła o pomoc, klękała na kolanach. Jak się zgodziłam, włóczyła mnie po całym Jordanowie, a nawet do Suchej Beskidzkiej. Nie chciałam tam jechać, uciekałam do domu, a ona łapała mnie za kurtkę i ciągnęła za sobą. Aż kierowca busa się dziwił, co ona ze mną robi. W bankach mówiła, że mi się chałupa wali i muszę zrobić remont – opowiada Anna. Dla świętego spokoju sygnowała podsuwane jej formularze. Wprawdzie jest analfabetką, ale swój podpis potrafi złożyć. Widać jednak, że robi to bardzo niewprawnie, jak uczące się pisać dziecko – dużymi, niezgrabnymi literami.
NIE DAŁA NAWET NA CHLEB
Jordanowianka nie wie, co podpisywała, lecz zdaje sobie sprawę, że chodziło o pieniądze. Dostawała je do ręki, ale nigdy nie miała szansy z nich skorzystać, gdyż po wyjściu z banku Katarzyna odbierała jej całą kwotę. – Mówiła, żebym się nie martwiła, bo będzie spłacała. Raz jakieś pieniądze przyszły pocztą. Nie wiem ile, ale naprawdę dużo tego było. Jak wyszłyśmy na ulicę, Kaśka wszystko mi wyrwała. Prosiłam: „Zostaw mi coś na chleb”, ale nic mi nie dała – żali się Anna.
W ten sposób w 2013 roku niepiśmienna jordanowianka zaciągnęła w różnych bankach oraz parabankach pożyczki na łączną kwotę około 50 tys. zł, a gotówkę wykorzystała na własne potrzeby Katarzyna. Gdy zaczęły przychodzić wezwania do spłaty kredytów, zaniepokojona Anna zwróciła się o pomoc do sąsiadki. Nie wiedziała wprawdzie, o co chodzi w zalewających ją pismach, ale przeraziła ją sama ich ilość. – Kiedy dowiedziałam się o problemach pani Anny, zaraz zaczęłam działać. Oczywiście nie mogłam odkręcić tego, co się stało, postanowiłam jednak przymusić tę bezduszną kobietę z Toporzyska, by wzięła na siebie odpowiedzialność za swoje czyny – wspomina Maria, sąsiadka Anny.
UZALEŻNIONA OD PIENIĘDZY
Katarzyna nie od razu przyznała się do wykorzystania swej znajomej, ale w końcu zgodziła się podpisać umowę, w której zobowiązała się spłacać zaległe i bieżące raty pożyczek. Bynajmniej jednak nie próbowała się z tego dobrowolnie wywiązywać. Obecnie komornik co miesiąc potrąca 260 zł z renty Anny (przepisy prawa nie dopuszczają, by zajął więcej), a Maria regularnie jeździ z niepełnosprawną kobietą do Toporzyska, by odzyskać te pieniądze od Katarzyny. – To zawsze jest bardzo trudne i wyczerpujące psychicznie. Pani Katarzyna prawie za każdym razem nas atakuje, wymyśla nam od najgorszych. Ewentualnie zalewa się łzami i zachowuje tak, jakbyśmy ją bez powodu dręczyły – mówi Maria. – Powysyłałam do wszystkich banków i firm kredytowych oświadczenia podpisane przez panią Katarzynę, że to ona wzięła kredyty obciążające moją sąsiadkę, ale nic to nie dało. Musiałybyśmy przed Temidą udowodnić, jak było naprawdę, a pani Anna nie chce iść z tym do sądu.
Próbowaliśmy wypytać Katarzynę o motywy jej postępowania, lecz nie na wiele się to zdało. – Nie będę o tym rozmawiała. Jestem teraz w ciężkiej sytuacji i nie wolno mi się denerwować. Muszę mieć ciszę i spokój. Ale Anna nie jest pokrzywdzona, bo ja wszystko spłacam, choć sama mam mało pieniędzy. Ostatnio, gdy mnie nie było w domu, siostra dała jej całą moją rentę. Wszystko jest okay – ucięła. Rozmawialiśmy również z jej córką, która jest zbulwersowana postępkiem swojej matki. – Wstydzę się spojrzeć pani Annie w oczy, choć nie ja zrobiłam jej tę wielką krzywdę. Nie wiem nawet, po co matce były te pożyczki, bo nigdy tego nie powiedziała. Myślę, że jest uzależniona od pieniędzy – wyznaje dziewczyna.
NIE POWINNA, A DOSTAŁA
Zastanawiające jest jednak, jakim cudem nie umiejąca czytać ani pisać kobieta, bez zaświadczenia o dochodach, dysponująca jedynie dowodem osobistym i być może odcinkiem renty, bez żadnego trudu zaciągnęła kredyty na sumę, której nie jest w stanie spłacić. Nie tylko w różnego autoramentu firmach pożyczkowych, ale także w poważnych bankach. Zapytaliśmy o to w jednym z nich – Crédit Agricole. Agnieszka Gorzkowicz, zastępczyni rzecznika prasowego stwierdziła, że ze względu na ochronę danych osobowych oraz tajemnicę bankową nie może udzielać informacji dotyczących konkretnego klienta i zamiast tego wyjaśniła nam, jakie procedury obowiązują przy zawieraniu umowy kredytu.
– Bank każdorazowo sprawdza tożsamość i zdolność kredytową klienta, wymagając zawsze informacji o wysokości miesięcznych dochodów, w postaci zaświadczenia od pracodawcy lub odcinka renty czy emerytury. Bierze też pod uwagę jego obciążenia, w tym na przykład kwoty wydatków na utrzymanie gospodarstwa domowego oraz wysokość rat zaciągniętych kredytów i pożyczek. Ponadto bank analizuje historię kredytową klienta, a w szczególności, czy terminowo spłacał poprzednie zobowiązania – wyjaśnia. – Doradcy bankowi są zobowiązani do zachowania szczególnej ostrożności w sytuacji, w której zachowanie klienta wskazuje na to, że może on podjąć decyzję o zawarciu umowy kredytu nieświadomie lub nie rozumie jej zapisów. W przypadku uzasadnionych wątpliwości doradca powinien odmówić zawarcia umowy.
Gdy Anna trafiła do placówki Crédit Agricole, miała już zaciągniętych kilka innych kredytów, a jej miesięczny dochód wynosił 1100 zł, co – zważywszy, że kobieta ma na utrzymaniu syna – mogło wystarczać jedynie na bardzo skromne (by nie powiedzieć biedne) życie. Zaś doradca bankowy musiałby być bardzo mało spostrzegawczy, by uznać ją za osobę, która jest w stanie zrozumieć zawiłości jakiejkolwiek umowy. Wynika z tego, że jordanowianka nie miała cienia szansy, aby otrzymać pożyczkę w Crédit Agricole, a jednak bez problemu ją dostała…