Prawie pięć tysięcy zgłoszeń dotyczących rozmaitych zagrożeń bezpieczeństwa naniesiono już na internetową policyjną mapę. Niespełna połowę z nich funkcjonariusze potwierdzili. Jednak z efektów nie wszyscy mieszkańcy są zadowoleni. Policjanci krytykę przyjmują z zadowoleniem i udoskonalają mapę.
To jeden ze sztandarowych projektów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, które obiecało, że policja stanie się nowoczesna i jak najbardziej dostępna dla obywateli. System pod nazwą „Krajowa mapa zagrożeń bezpieczeństwa”, bo o nim mowa, wykorzystuje platformę internetową, dzięki której mieszkańcy mogą wyświetlić plan swojej miejscowości i nanieść w wybranym przez siebie miejscu informację o jakimś problemie, będącym zagrożeniem dla bezpieczeństwa czy po prostu o jakiejś uciążliwości. Ogólnopolskie media na początku istnienia tego przedsięwzięcia wprawdzie o nim informowały, ale głównie… krytykowały. Wytykano brak promocji i to, że o istnieniu mapy nikt nie wie, mizerną aktywność internautów, obciążenie policjantów dodatkową i mało efektywną pracą, tworzenie nierzeczywistego obrazu zagrożeń i wykorzystywaniem przez internautów mapy do rozmaitych wygłupów i wprowadzania policjantów w błąd. Jednak policjanci z Podbeskidzia zapewniają, że nijak ma się to do efektów działania mapy na ich obszarze.
W Bielsku-Białej i powiecie bielskim, czyli na terenie działania Komendy Miejskiej Policji w Bielsku-Białej, mapa okazała się być prawdziwym hitem wśród internautów. Dostęp do niej jest między innymi z poziomu strony internetowej bielskiej komendy. – Mapa spodobała się naszym mieszkańcom. W całym województwie tylko Gliwice notują tak dużą aktywność, jak nasza. Mieszkańcy czynnie biorą udział w zaznaczaniu problematycznych miejsc – cieszy się aspirant sztabowy Jarosław Motyka z Wydziału Prewencji w Komendzie Miejskiej Policji w Bielsku-Białej, który koordynuje lokalny system.
Od czasu uruchomienia serwisu w listopadzie 2016 roku mieszkańcy Bielska-Białej i powiatu bielskiego przesłali już blisko pięć tysięcy zgłoszeń o zagrożeniach. 2050 policjanci uznali za rzeczywiste. 2500 zgłoszeń nie potwierdzono, a pozostałe są weryfikowane.
Mieszkańcy skarżą się głównie na trzy problemy – przekraczanie prędkości, nieprawidłowe parkowanie i spożywanie alkoholu w niedozwolonych miejscach. Ponadto zaznaczają na mapie takie sprawy, jak akty wandalizmu, koczowanie osób bezdomnych, grupowanie się małoletnich, dzikie wysypiska śmieci, nielegalne rajdy samochodowe, uszkodzona infrastruktura drogowa, nielegalna jazda po lasach quadami, wypalanie traw czy żebractwo.
Jarosław Motyka wskazuje, że policjanci wykonali ogromną pracę, by z informacją o uruchomieniu mapy zagrożeń bezpieczeństwa dotrzeć do jak największej liczby mieszkańców. Organizowali liczne spotkania, a ponadto uczestniczą w zebraniach wspólnot mieszkaniowych, spółdzielni czy osiedlowych samorządów. Dużą rolę w promocji systemu mają też dzielnicowi.
Policjanci deklarują, że absolutnie każde zgłoszenie spotyka się z reakcją policji. Co więc się dzieje, gdy mieszkaniec parę razy kliknie swoją myszką i naniesie na mapę informację o zagrożeniu? – W Wydziale Prewencji Komendy Miejskiej Policji mamy zespół koordynatorów, który odbiera i weryfikuje informacje. Potem trafiają do poszczególnych jednostek, gdzie też są koordynatorzy, którzy już konkretnym policjantom zlecają ostateczną weryfikację. Bo do sprawdzenia na przykład zgłoszenia o przekraczaniu prędkości nie wyślemy dzielnicowego, tylko policjantów z drogówki – objaśnia funkcjonariusz z KMP.
Policjant przekonuje, że mapa okazała się bardzo przydatnym narzędziem i policjanci nie traktują go bynajmniej jako kolejnego wymysłu „góry”. – Nie możemy się skarżyć na to, że mamy nowe obowiązki, bo to żaden argument – od tego jesteśmy. Narzędzie jest bardzo pomysłowe i rzeczywiście przydatne. Pomogło już uporać się z wieloma problemami, w tym parkingowymi. Po wielu zgłoszeniach udało się skończyć na przykład z dzikimi rajdami na Salmopolu – wskazuje Jarosław Motyka.
Nietrudno jednak zauważyć, że na mapie są miejsca, na przykład w centrum Bielska-Białej, gdzie naniesiono już grubą warstwę parafek dotyczących pijaństwa, żebractwa czy niezgodnego z przepisami parkowania, a problem jakoś nie znika. – Ciągle zgłaszamy na przykład problem chlania pod sklepem przy ulicy Spółdzielców w Bielsku-Białej, a ci panowie jak stali tam ze swoimi nalewkami, tak dalej stoją. Strach z dzieckiem przejść – wskazuje młoda matka.
Autor przetestował mapę, nanosząc informacje o nieprawidłowym parkowaniu w dwóch miejscach. I dalszej „współpracy” z mapą mu się odechciało. Obok czechowickiego Urzędu Miejskiego na placu Jana Pawła II, na skrzyżowaniu z ulicą Żeromskiego, można zaobserwować istną wolnoamerykankę. Kierowcy ustawiają swoje samochody gdzie popadnie – nawet na pasach i chodnikach, co skutkuje tym, że pieszy nie może przejść, a kierowca może nie zauważyć go nawet na zebrze. Niektórzy są tak bezczelni, że parkują na chodniku prosto pod bankomatem. Czy to jest zagrożenie? Z funkcjonowania mapy można się było dowiedzieć, że… nie, bo policjanci tego nie potwierdzili. Potwierdzili za to drugie zgłoszenie, o parkowaniu na skrzyżowaniu ulic Trzech Diamentów i św. Piotra w Bielsku-Białej. Leniwi kierowcy, którym nie chce się parkować na wolnych miejscach kilkadziesiąt metrów dalej zastawiają wszystkie chodniki i przejścia dla pieszych. Matki muszą pchać wózki ulicą, bo nijak tu przejść. Policjanci wprawdzie uznali to za zagrożenie, ale sytuacja w żaden sposób się nie poprawiła.
W komendzie zapewniają, że o ignorowaniu skarg mieszkańców nie ma jednak mowy. – My jesteśmy cierpliwi i nieustępliwi. Jeśli mamy zgłoszenia na przykład o spożywaniu alkoholu, to działamy aż do skutku. W kwestii nieprawidłowego parkowania, to nie jesteśmy w stanie zastąpić samorządów. Na każde zgłoszenie zareagowaliśmy, co skończyło się upomnieniami czy mandatami. Jednak nie jesteśmy w stanie tak ułatwiać życia mieszkańcom, by tworzyć nowe miejsca parkingowe. Jeśli problem w danym miejscu się powtarza, a takich sytuacji mamy wręcz setki, to kontaktujemy się z odpowiednimi podmiotami i rozmawiamy na ten temat – tłumaczy koordynator bielskiej mapy zagrożeń. Wskazuje przy tym, że jeśli mieszkaniec jest rozczarowany tym, że jego zgłoszenie nie pociągnęło za sobą spodziewanych efektów, to powinien je ponowić i sprecyzować.
– My cały czas się tej mapy uczymy, wyciągamy wnioski i się poprawiamy. I ostatnio doszło do kolejnych zmian w jej funkcjonowaniu. Mieszkańcy mogą dodawać informacje o zagrożeniach z kolejnych dziedzin oraz mają do dyspozycji rubrykę, w której mogą sprecyzować, w czym dokładnie leży problem, jakich dni i jakiej pory dnia dotyczy. To spowoduje lepszy przepływ informacji. Posłużę się przykładem. Mieliśmy informacje o nieprawidłowym parkowaniu pod kościołem w Jasienicy. Przyjeżdżaliśmy na miejsce, a tam… pusto. Dopiero później się okazało, że chodzi o dni świąteczne i czas mszy, kiedy w tym rejonie był drogowy armagedon – mówi funkcjonariusz.
Wśród zgłoszeń niepotwierdzonych część jest efektem ludzkiej złośliwości, oszustwa czy kiepskiego poczucia humoru. Policjanci apelują do użytkowników, by jednak zachowywali się poważnie, bo gra się toczy o bezpieczeństwo wszystkich mieszkańców. A niektórzy wykorzystują to narzędzie, by rzucić cień podejrzenia na sąsiada czy – jak w jednym z przypadków spoza Bielska-Białej – za pomocą ikon „narysować” na mapie… swastykę. W Bielsku-Białej jakiś żartowniś zgłosił proceder wypalania trawy i zaznaczył środek… boiska miejskiego stadionu. Warto jednak zdawać sobie sprawę z tego, że mapa wprawdzie pozwala na składanie anonimowych zgłoszeń, ale to strona internetowa jak każda inna i umożliwia administratorom sprawdzenie numeru sieci internetowej osoby, która – jak autor swastyki – chce ją wykorzystać do popełnienia przestępstwa czy wykroczenia.