Noc z poniedziałku na wtorek ranna sarna spędziła w kontenerze pod bielskim schroniskiem. Według bielszczan zajmujących się pomocą dzikim zwierzętom, to skandal. Według szefa schroniska, nic złego się nie stało, a zwierzę otrzymało profesjonalną opiekę.
W poniedziałek wieczorem w Bielsku-Białej doszło do potrącenia sarny. Zwierzę zostało przewiezione do weterynarza, a później trafiło do schroniska „Reksio”. W środku nie było miejsca dla kolejnej sarny i na noc zamknięto ją w „blaszaku” przed tą placówką. Miłośnicy zwierząt dwukrotnie powiadamiali policję, ale – jak sami mówią – ta nie miała podstaw do interwencji, bo sarna przecież otrzymała pomoc weterynarza i była pod opieką „Reksia”.
Sławomir Łyczko, który w Bielsku-Białej prowadzi Ośrodek Rehabilitacji Dzikich Zwierząt „Mysikrólik” skandalem nazywa sposób, w jaki zapewniono nocleg sarnie. Ma też wątpliwości, czy otrzymała wystarczającą pomoc, bo widział krwawiącą ranę.
Szef „Reksia” Zdzisław Szwabowicz tłumaczy, że po udzieleniu pomocy rannemu zwierzęciu zapewniono mu dobre warunki, by w spokoju mogło dojść do siebie. Później weterynarz jeszcze dwukrotnie przychodził do schroniska i kontynuował leczenie, a stan sarny się poprawia. Po tym, gdy zwolnił się drewniany boks po wypuszczeniu wcześniej przyjętej sarny, przeniesiono do niego tę, która nocowała w kontenerze.
O sporze między „Reksiem” a „Mysikrólikiem” pisaliśmy szczegółowo tutaj.