Wydarzenia Cieszyn

Co ma piernik… Słodkie tajemnice Wandy Michalik

Fot. Dorota Krehut-Raszyk

Pachnące korzennymi przyprawami wypieki nierozerwalnie kojarzą się z Bożym Narodzeniem. Są jednym z elementów tworzących w naszych domach świąteczny klimat. To przy wykrawaniu, a potem zdobieniu pierników, gromadzą się rodziny z dziećmi na długo przed pierwszą gwiazdką. To wtedy też dzieją się cuda codzienności spajające ludzi…

Wanda Michalik z Hażlacha o piernikach potrafi opowiadać godzinami. Spod jej rąk wychodzą najprawdziwsze – i do tego niezwykle smaczne – dzieła sztuki. Nazywanie ich właśnie w ten sposób nie jest przesadą. Zaszywam się więc razem z panią Wandą w jej przytulnej kuchni, by poznać choć trochę tajemnic korzennego ciasta.

Fot. z archiwum Wandy Michalik

– Sześć lat temu nawet nie wiedziałam, że wokół pierników będzie się kręcić moje życie na emeryturze – przyznaje moja rozmówczyni. A zaczęło się tak, że w okolicy świąt Bożego Narodzenia wypatrzyła wśród cieszyńskich ciasteczek, upieczonych przez jedną ze znajomych gospodyń, cudnie udekorowane pierniczki. – To był impuls. Wróciłam do domu i napiekłam własnych. Gdyby pani widziała te moje pierwsze pierniki… A taka byłam z nich dumna! Taka z siebie zadowolona! Gdzieś nawet mam je na zdjęciu. Z czasem zaczęły mi jednak wychodzić coraz lepiej. I tak wpadłam po uszy. Kiedy zaczęłam czytać, szukać inspiracji, dowiadywać się szczegółów, włosy stanęły mi na głowie. Nie mogłam uwierzyć w to, jakie cuda ludzie potrafią zrobić z piernika – przyznaje Wanda Michalik.
Dziś sama jest cudotwórczynią. Obok jej dzieł nie da się przejść obojętnie.

W piernikach połączyła wszystkie swoje pasje. Drzemie w niej bowiem iście artystyczna dusza. Pani Wanda haftuje i bardzo lubi malować. Pędzle obecnie o wiele częściej macza w lukrze niż w akwarelach czy farbach olejnych. Zdobiąc pierniki, najpierw korzystała z gotowych wzorów, a potem poszła już swoją ścieżką i co chwilę wymyśla coś innego. – Jak dekoruję jeden piernik, w międzyczasie myślę już o kolejnym. Zastanawiam się nad wzorem, kolorem. Kolor potrafi bardzo wiele zmienić w pierniku, ale nie ukrywam, że cenię bardzo najprostszą biel – przyznaje Wanda Michalik. I tą właśnie zwykłą niezwykła bielą najczęściej dekoruje bożonarodzeniowe specjały. Wianuszki, chatki, mniejsze lub większe gwiazdki, bombki, serduszka… Jeśli wprowadza kolor, to w sposób bardzo przemyślany, umiejętny i gustowny.

Fot. z archiwum Wandy Michalik

Do tworzenia pierników nie trzeba wiele. Wystarczy serce, także to w foremce. – Z serca to właściwie można zrobić wszystko. Wystarczy kilka foremek w tym kształcie, ale w różnym rozmiarze, i można, kombinując, zrobić na przykład wielkanocnego zająca, jednorożca czy… cieszyński kabotek z żywotkiem – zdradza pani Wanda. Bo również swoje zamiłowanie do rodzinnej ziemi, regionalizmu, folkloru, przekłada do… foremki. Zdobione przez nią piernikowe suknie cieszyńskie i żywotki są tak misternie wykonane, że aż trudno uwierzyć, że to „tylko” lukier i barwnik spożywczy, a nie nici i prawdziwe srebro. Ostatnio nasza rozmówczyni zatopiła w piernikowym lukrze również motywy filigranu cieszyńskiego. W tych przysmakach widać artystyczną rękę i prawdziwy kunszt. Do Śląska Cieszyńskiego i jego stolicy – Cieszyna – nawiązują też pierniki w kształcie Wieży Piastowskiej i rotundy św. Mikołaja.

Inne pierniki pani Wandy to prawdziwe obrazy – kwietne łąki, fiołkowe rabaty (to ulubione kwiaty mojej rozmówczyni, ma ich w swojej kolekcji kilkadziesiąt odmian!), pąki róż. Ciekawie wyglądają również twarze aniołków, tworzone metodą jakby haftu krzyżykowego. Tym samym sposobem Wanda Michalik przeniosła na piernik podobizny Michaela Jacksona, Freddiego Mercurego czy Marylin Monroe.

– Inspiracje do zdobienia pierników można czerpać zewsząd. Z przyrody, kwiatów, sztuki, malarstwa, haftów. Czasami śmieję się, że patrzę na świat piernikowymi oczami i co chwilę przychodzą mi do głowy nowe pomysły. Ostatnio kupiłam ceratę na stół z wzorami koronek. I oczywiście każdą z nich przeniosłam na piernik – uśmiecha się twórczyni pierników z Hażlacha. „Pierniczy” właściwie przez cały rok, obdarowując słodkościami, przy różnych okazjach, rodzinę, przyjaciół czy znajomych. Czasami też sprzedaje je na lokalnych jarmarkach w Hażlachu czy Zamarskach, skąd pochodzi. Święta Bożego Narodzenia zaczynają się u niej już we wrześniu, czyli mniej więcej wtedy, kiedy również i my zaczynamy pracę nad numerem bożonarodzeniowym.

Fot. z archiwum Wandy Michalik

Siedząc w kuchni pani Wandy, przechodzę błyskawiczny kurs lukrowania. Na stole leżą niedawno upieczone pierniki. Pachną nieziemsko! Jest też gotowy lukier do ich ozdobienia. Pani Wanda chętnie dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem. Zdarza się nawet, że prowadzi warsztaty. Korzystam więc z okazji i podglądając mistrzynię, zabieram się do pracy. Będzie to tak zwana metoda rustykalna zdobienia pierników. Zaczynamy od kratki, którą lukrem, wyciskanym umiejętnie ze specjalnego woreczka, trzeba równomiernie pokryć piernik. Nie jest to takie proste, ale każda kolejna linijka, która coraz mniej przypomina fale Dunaju, sprawia mi wiele radości. Potem kratki wypełniamy słodkimi kroplami według wzoru lub wedle uznania. Na koniec całość trzeba otoczyć łańcuszkiem. I gotowe! W międzyczasie oczywiście rozmawiamy. O piernikach. I o życiu, bo te dwa tematy przeplatają się od zawsze.

– W dawnych czasach piernik był symbolem dobrobytu i wysokiego statusu społecznego, ale też otwartości na świat. Wszystko za sprawą zawartych w nim przypraw korzennych, które były wówczas drogocenne i sprowadzano je statkami z dalekich krajów. Kiedyś płacono za nie nawet złotem! Kiedy w zamożnym domu rodziła się córka, zagniatano ciasto piernikowe. Z jednej części od razu pieczono placek, a reszta wędrowała do drewnianej beczki i była chowana w piwnicy. Czekała aż dziewczyna wyjdzie za mąż. To był taki piernikowy posag, a że zawarte w nim przyprawy świetnie konserwują, ciasto po kilkudziesięciu nawet latach było doskonałe – opowiada pani Wanda.

Fot. z archiwum Wandy Michalik

Co ciekawe, najstarszy zapisany polski przepis na korzenne łakocie pochodzi z 1725 roku i znaleziono go nie w książce kucharskiej, ale w… poradniku medycznym. Wszak pierniki były początkowo sprzedawane w aptekach jako środki lecznicze. Zawarte w nich przyprawy mają bowiem dobroczynne właściwości dla zdrowia – wspomagają pracę serca, ciśnienie krwi, leczą bóle brzucha i niestrawność, rozgrzewają w czasie przeziębienia. – Piernik nie jest jednak polskim ciastem, choć bardzo byśmy tego chcieli, a zwłaszcza mieszkańcy Torunia. To wynalazek cukierników zamieszkujących teren dzisiejszej Holandii. Piernik jest bardzo zdrowy. Jeśli więc rodzice chcą dawać słodycze dzieciom, niech dają właśnie pierniki, z minimalną ilością lukru i pieczone na miodzie. To samo zdrowie! – przekonuje pani Wanda.

Przepisu na swoje cuda zdradzić jednak nie chce, bo to receptura przekazywana z pokolenia na pokolenie, i ja to szanuję. Dowiaduję się jedynie, że do swoich przysmaków nie dodaje ani grama cukru. Tylko miód. – Moje pierniki robię z ciasta fermentowanego. Im dłużej leży w lodówce, tym lepiej i tym dłuższa jest trwałość wypieku. Mija rok i smakuje tak samo. Moje ciasto fermentuje około 6-8 dni, a pieczone jest w bardzo wysokiej temperaturze – zdradza.
Lukier do pokrywania większych powierzchni czy tworzenia podkładu jest inny od tego do malowania detali czy obrzeży. – Podstawą przepisu jest białko z jednego jaja, które trzeba spienić trzepaczką, i szklanka cukru pudru. Cukier powinien być taki puszysty, lekki. Jeśli już w paczce czujemy, że tworzy grudki, nie rozpuści się dobrze w białku i będzie widoczny w polewie po wyschnięciu. Jeśli chcemy uzyskać gęstszy lukier, dosypujemy, przez sitko, minimalnie więcej cukru – wyjaśnia Wanda Michalik.

Fot. z archiwum Wandy Michalik

Do strojenia pierników potrzebny jest spokój. Ręka nie może zadrżeć, a myśl zbyt daleko uciec… Wymykam się więc z kuchni, a do redakcji wiozę piernikowe serce, przygotowane specjalnie dla „Głosu Ziemi Cieszyńskiej” i jego Czytelników. Zamknięte w lukrze jest tam to, co ważne dla naszego regionu – koronka koniakowska, kwiaty cieszynianki, Wieża Piastowska, rotunda św. Mikołaja, kościelna wieża, zaśnieżone beskidzkie smreki. Są też granatowe góry Jerzego Pilcha, którego twórczość pani Wanda niezwykle ceni, ale to już zupełnie inna historia…

google_news