Takie miejsca są jak białe kruki na handlowej mapie Polski. To w Bielsku-Białej przetrwało nie tylko szturm galerii handlowych i światowych sieci, ale – dzięki sile wielu pokoleń, tradycji, doświadczeniu i szczerości – nadal się rozwija. O tym, czy przypadkiem nikt nie planuje zamachu na Giełdę w Wapienicy, rozmawiamy z Marcinem Szarkiem, prezesem spółki Beskidzki Hurt Towarowy.
Jaki jest sekret tego, że Giełda w Wapienicy przetrwała w epoce centrów handlowych i sklepów sieciowych?
Marcin Szarek: Giełda ma duże szczęście do handlowców, którzy się na niej wystawiają. Jest tu bogata ekspozycja mebli z okolic Kalwarii i Wadowic. Mamy bardzo dużo firm rzemieślniczych, które same prowadzą produkcję, a potem u nas sprzedają swoje wyroby. Pomaga nam też lokalizacja w Wapienicy. Gdy Giełda była przenoszona z ulicy Warszawskiej, z centrum Bielska-Białej, to też były takie głosy, że pewnie się nie przyjmie. A tu proszę, działa już 25 lat!
Przez ten czas pojawiła się droga ekspresowa i węzeł w Wapienicy. To pomaga?
Infrastruktura sprawia, że jest dobry dojazd dla wszystkich bielszczan, ale jest też dobry dojazd od granic z Czechami i Słowacją oraz od strony Katowic.
Czy to sprawia, że mamy na Giełdzie także Słowaków i Czechów?
Tak. W tygodniu kupują u nas bardzo dużo warzyw i owoców. To handlowcy, którzy mają sklepy w swoich krajach, ale ponadto pojawiają się indywidualni klienci. Różnymi kanałami reklamujemy naszą działalność i widzimy, że przynosi to efekt.
Podobno wszystkie miejsca pod handel są zajęte.
W tej chwili tak, mimo że mowa o ok. 400 stanowiskach. Sprzyja temu poprawa pogody, bo przypomnę, że choć mamy zadaszone hale, to większość niedzielnego handlu jest prowadzona na zewnątrz. Asortyment jest bogaty, są klienci, więc niektórzy handlowcy mają po trzy, cztery, a nawet pięć miejsc. My przy zawsze staramy się konsultować wysokość opłat i patrzeć na to realnie.
Co Pan robi, by Giełda szła z duchem czasu? Każdy, kto ją odwiedza widzi, że się zmienia, że jest coraz ładniej, a sprzedawcy są profesjonalni.
Przede wszystkim klienci mają się tu czuć bezpiecznie. Na bazarach w latach 90. było różnie i jeszcze pamiętamy choćby grę w trzy kubki, ale te czasy już odeszły. Dbamy o naszych klientów i ich komfortowe zakupy. Monitorujemy, czy nie sprzedaje się podróbek. Jakiś czas temu mówiło się o żywności, która trafia na nasz rynek nielegalnie. Mieliśmy tu kilkanaście różnych kontroli i inspekcji, łącznie z pobieraniem próbek warzyw i owoców. Może i takie kontrole są utrudnieniem, ale wszyscy mamy gwarancję, że jest bezpiecznie.
Sam mam sentyment do Giełdy z młodych lat, a ludzie, którzy tam handlowali ponad 20 lat temu, nadal tam są! Albo ich dzieci i wnuki. Te więzi lokalne są niesamowite.
To bardzo sympatyczne, że na Giełdzie spotykają się już kolejne pokolenia. Takie wieloletnie doświadczenie sprawia, że wszyscy wiedzą, co produkować albo u jakiego producenta kupić towar, żeby klient był zadowolony i był z tego zarobek.
Klienci chyba sobie cenią też to, że mogą, jak w przypadku mebli, porozmawiać i negocjować z samymi producentami.
Zatrzymajmy się przy tych meblach, bo to rzemieślnicze produkty i są one wielokrotnie lepsze od tych wytwarzanych w dużych zakładach. To meble na pokolenia i od samego zamówienia aż do realizacji cały czas rozmawia się z ich wykonawcą, uzgadniając każdy ich szczegół. Do naszego domu przyjeżdża gotowy towar, więc niczego nie trzeba samemu składać. I wcale nie są droższe, bowiem eliminuje się tu zarobek wszelkich pośredników.
Giełda ma dwa oblicza. Co się dzieje od poniedziałku do soboty?
Wtedy mamy giełdę warzywno-owocową i – ogólnie – spożywczą. To głównie sprzedaż hurtowa, ale czekamy także na klientów indywidualnych, m.in. w warzywniaku pani Bożeny, mieszczącym się po lewej stronie przy głównym wjeździe na teren Giełdy. Mamy ponadto stoiska, na których można kupić artykuły spożywcze, słodycze, ryby… Niedługo będzie sezon na produkty typowe dla wiosny, po chwili truskawki, a wtedy tych klientów indywidualnych będzie jeszcze więcej.
Z kolei w niedzielę cały teren Giełdy jest wypełniony sprzedawcami i kupującymi, a można kupić dosłownie wszystko – urządzić całe mieszkanie, wyposażyć ogród i się ubrać.
Asortyment jest dostosowany do dzisiejszych czasów, do oczekiwań klientów. Szczególnie duża jest oferta odzieżowa, a coraz więcej można kupić produktów rzemieślniczych. Promujemy lokalnych producentów, którzy nie zawsze mogą trafić do sieci handlowych.
Jakie znaczenie ma to, że Beskidzki Hurt Towarowy jest spółką miejską?
Przede wszystkim takie, że daje gwarancję, iż to miejsce będzie istniało, tym bardziej, że jest zainteresowanie mieszkańców Bielska-Białej i okolic oraz handlowców. Często takie sygnały dochodzą, że ktoś jest zainteresowany tym terenem – może jakiś zakład, może jakaś fabryka czy deweloper. Nie, nie ma mowy na ten moment! Mogę uspokoić, że na pewno spółka będzie w takiej formie funkcjonować, a my będziemy się starać i robić wszystko, żeby to miejsce zyskiwało cały czas swoją renomę.
Rozmawiał: Marcin Kałuski
MATERIAŁ PARTNERSKI