Wydarzenia Bielsko-Biała Czechowice-Dziedzice

Czechowice: Deweloper siedzi, kasa wyparowała

To miał być wymarzony dom dla niej i dorastającej córki. Oszczędzała na to całe życie. Deweloperowi wpłaciła 175 tysięcy złotych. Mijają lata, a czechowiczanka nie ma ani domu, ani swoich pieniędzy. Mimo że wygrała wszystkie sprawy sądowe, do których doprowadziła tylko dzięki swemu uporowi. Wyręczyła przy tym organy ścigania, które niczego złego w działaniach dewelopera nie dostrzegły…

Katarzyna Pietrzyk miała nadzieję, nie płonną, bo potwierdzoną stosowną umową, że jeszcze w pierwszej połowie 2015 roku zamieszka w wymarzonym mieszkaniu, w budynku przy zacisznej ulicy Wąskiej w Czechowicach-Dziedzicach. Po rozwodzie chciała tam osiąść ze swoją, dziś osiemnastoletnią, córką. Robiła wszystko, by sobie i dziecku zapewnić bezpieczną przyszłość. Zależało jej na mieszkaniu w domu parterowym, bo będzie wygodne także na starość. Nie brała kredytu i postawiła na mieszkanie bezczynszowe, co miało sprawić, że skromne dochody nie będą przeznaczane głównie na opłacenie stosu rachunków. – Aby ten cel zrealizować, ciężko pracowałam zawodowo i nie bałam się podejmować trudów. Bo wiedziałam, po co to robię. Po zgromadzeniu ogromnej jak na mnie kwoty postanowiłam kupić mieszkanie – wspomina 57-latka.

Deklaracje bez pokrycia

Wybór padł na czechowicką spółkę N-House, której prokurentem był deweloper Wiesław B. 8 października 2014 roku, w obecności notariusza, kobieta zawarła przedwstępną umowę kupna 70-metrowego mieszkania (w budynku składającym się z pięciu lokali) wraz z garażem. Wpłaciła do 21 października 2014 roku całość umówionej kwoty – 175 tysięcy złotych. Niespełna rok później miała się już cieszyć nowym mieszkaniem, ale wtedy rozpoczął się jej koszmar.

Mówi, że czuje się oszukana. Przytacza szereg obietnic. – Przykładem może być oświadczenie z 17 lipca 2015 roku, w którym pan B. przyznał, że pobrał łączną kwotę 175 tysięcy złotych i zobowiązał się oddać nieruchomość we własność do końca sierpnia 2015 roku. Złożył deklarację bez pokrycia, nie dotrzymał danego słowa. Kolejnym przykładem może być oświadczenie z 30 lipca tego samego roku, w którym pan B. zobowiązał się oddać mieszkanie do 30 września. W razie niedotrzymania terminu zobowiązał się zwrócić 175 tysięcy. Kolejny raz mnie okłamał. 1 sierpnia 2016 roku zobowiązał się do zwrotu kwoty wpłaconej wraz z odsetkami – 250 tysięcy – do końca sierpnia 2016 roku. Jednocześnie zobowiązał się, że za każdy dzień zwłoki będzie płacić dodatkowo tysiąc złotych dziennie. Było to oczywiste kolejne kłamstwo i nieuczciwość. 11 października pan B. kolejny raz złożył oświadczenie, w którym zobowiązał się do przekazania mieszkania lub zwrotu pieniędzy do października 2017 roku. Tradycyjnie nic nie zostało zrealizowane. Dodatkowo, 25 grudnia 2016 roku, złożył oświadczenie o uznaniu 250-tysięcznego długu, prosząc o wstrzymanie sprawy do 3 stycznia 2017 roku. Niestety, nawet kategoryczność tego pisma nie skutkowała wydaniem lokalu mieszkalnego lub zwrotem pieniędzy – wylicza czechowiczanka.

Koniec końców, mieszkanie przepadło bezpowrotnie. Właścicielem budynku została inna firma, która znalazła nabywców. Dzisiaj kobieta tylko przypuszcza, że z powodu zadłużenia nieruchomość w ogóle nie powinna trafić do sprzedaży.

Bezsenne noce

Zrobiona w balona czechowiczanka postanowiła dochodzić sprawiedliwości. W dramatycznym tonie informowała śledczych w jaki sposób straciła swoje pieniądze i marzenia o własnym mieszkaniu. Pisała, że grozi jej to, iż wraz z dzieckiem wyląduje na ulicy. A przeżywa taki stres, że musi sięgać po tabletki uspokajające. Przepychanki z deweloperem, który według niej prowadzi z nią świadomą grę na zwłokę licząc na jej bezradność sprawiają, że nie może przespać normalnie nocy, co dla jej zdrowia jest zabójcze, bo do pracy wstaje o wpół do czwartej. Jednak czechowiccy policjanci i pszczyńscy prokuratorzy odsyłali ją z kwitkiem, odmawiając wszczęcia dochodzenia. Jej odwołania na te postanowienia sprawiły, że zajął się nimi Sąd Rejonowy w Pszczynie, który poparł stanowisko śledczych. „Brak podstaw do przyjęcia, że Wiesław B. podpisał przedwstępną umowę sprzedaży z Katarzyną Pietrzyk (…) z bezpośrednim zamiarem niewywiązania się z zaciągniętego zobowiązania. (…) Nie sposób zatem w niniejszej sprawie przypisać zamiar kierunkowy Wiesławowi B. co do oszukańczego charakteru zawartej przez niego i pokrzywdzoną umowy. (…) Działanie sprawcy nie zmierzało do uzyskania bezprawnej korzyści majątkowej kosztem Katarzyny Pietrzyk” – uzasadniał swoje postanowienie pszczyński sąd w maju 2016 roku.

Prokurent (jednak) skazany

Jak pokazały kolejne wyroki w tej sprawie, to czechowiczanka miała rację. Musiała jednak wcześniej wyręczyć organy ścigania i samodzielnie doprowadzić do sądowych procesów. 10 lutego 2017 roku z Sądu Okręgowego w Katowicach uzyskała nakaz zapłaty w postępowaniu nakazowym 250 tysięcy złotych z odsetkami i zwrot kosztów zastępstwa procesowego. Później i pszczyński Sąd Rejonowy uznał jej stanowisko i skazał Wiesława B. Jednak to najpierw Katarzyna Pietrzyk musiała zainicjować przed nim postępowanie. Wyrokiem z 11 października 2017 roku Wiesława B. skazano na łączną karę dwóch lat pozbawienia wolności. Sąd orzekł ponadto zapłatę przez niego na rzecz pokrzywdzonej czechowiczanki 175 tysięcy złotych. Co więcej, na rzecz innych pokrzywdzonych – 130 tysięcy. Tym razem uzasadnienie pszczyńskiego sądu miało brzmienie zupełnie przeciwstawne od pierwszego. „Sąd uznaje oskarżonego Wiesława B. za winnego tego, że 8 października 2014 roku w Czechowicach-Dziedzicach, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej w imieniu firmy N-House, zawarł z Katarzyną Pietrzyk przedwstępną umowę sprzedaży nieruchomości (…), na mocy której otrzymał od pokrzywdzonej kwotę 175 tysięcy złotych, wprowadzając ją w błąd co do zamiaru i możliwości wywiązania się z obowiązku sprzedaży w przyszłości ww. nieruchomości, czym doprowadził ją do niekorzystnego rozporządzenia mieniem” – ocenił.

Do postępowania sądowego włączono też sprawę małżeństwa, które Wiesławowi B. zapłaciło 130 tysięcy złotych w ramach umowy rezerwacyjnej lokalu. W ich przypadku również sąd ocenił, że B. wprowadził ich w błąd, doprowadzając do niekorzystnego rozporządzenia mieniem. Co więcej, w ich przypadku doszło do fałszerstwa. „Sąd uznaje oskarżonego Wiesława B. za winnego tego, że (…) w Czechowicach-Dziedzicach w biurze księgowym posłużył się jako autentycznym podrobionym dokumentem zatytułowanym „Porozumienie (…)”, potwierdzającym zwrot kwoty 120 tysięcy złotych na rzecz (…), których podpisy na ww. dokumencie zostały sfałszowane” – czytamy w wyroku.

Została z niczym

Sprawiedliwości jednak nie do końca stało się zadość. Dzisiaj oszukana mieszkanka została po prostu z niczym. – Niby B. siedzi w więzieniu, ale ja w dalszym ciągu nie mam ani mieszkania, ani swoich pieniędzy. I to mimo tego, że w ręku mam postanowienia sądu okręgowego o oddaniu mi ponad trzystu tysięcy i sądu rejonowego o oddaniu mi 175 tysięcy. Sądy i komornicy okazują się bezradni, bo nie potrafią odzyskać moich pieniędzy. A przecież gdzieś one muszą być! – rozkłada ręce pani Katarzyna. Przy tym wskazuje palcem policję i prokuraturę, które miałyby szansę w końcu się wykazać w wieloletniej batalii nabitych w butelkę mieszkańców. Jak mówi czechowiczanka, też – nomen omen – została skazana. Na konieczność ciągłego wynajmu lokali zastępczych, co rodzi wysokie koszty, a ona nie jest osobą zamożną. – Całe to wydarzenie fatalnie wpływa na moje finanse i zdrowie.

google_news