W styczniu w tajemniczych okolicznościach zginął Maciej Słatyński, powszechnie lubiany i szanowany muzyk, nauczyciel i społecznik z Czechowic-Dziedzic. Mijają dwa miesiące, a prokuratura w tej sprawie milczy jak zaklęta, nie informując o szczegółach nawet rodziny. Wiadomo tyle, że artysta miał widoczne obrażania i do jego śmierci ktoś się przyczynił.
Szokujące odkrycie
Ciało Macieja Słatyńskiego odkryto 22 stycznia w mieszkaniu przy ulicy Prusa w Czechowicach-Dziedzicach. Nosiło ślady obrażeń. Identyfikacja zwłok została przeprowadzona w dość osobliwy sposób. Do domu osoby niebędącej członkiem rodziny zmarłego przyjechał policjant i pokazał jej zdjęcie ciała na telefonie komórkowym, a później poprosił o pójście do karetki. Wtedy osoba, która zidentyfikowała zwłoki, powiadomiła o śmierci muzyka jego najbliższą rodzinę.
Anna Janik, zastępca prokuratora rejonowego w Pszczynie, choć od zdarzenia minęły prawie dwa miesiące, w dalszym ciągu nie informuje o szczegółach sprawy. Wody w usta nabrała też Prokuratura Okręgowa w Katowicach. Prokurator rejonowa mówi tylko, że sprawa jest poważna i ciągle są prowadzone czynności. Potwierdza, że do śmierci 42-latka przyczyniły się osoby trzecie. O tym, w jakich okolicznościach zginął Maciej Słatyński i kto ponosi za to odpowiedzialność, nie są informowani nawet jego bliscy. Utyskują na utrudniony kontakt z prokuraturą. Otrzymują tylko informacje dotyczące takich procedur, jak przesyłanie próbek do badań.
Pogrzeb muzyka odbył się 30 stycznia w kościele Świętego Urbana w Brzeszczach.
Jak ustaliła „beskidzka24”, Maciej Słatyński mieszkał ostatnio u mężczyzny, który w przeszłości wchodził w konflikty z prawem. Z nieoficjalnych informacji wynika, że na wstępnym etapie śledztwa ktoś został zatrzymany do wyjaśnienia, ale już zwolniony. I że poszukiwana jest inna osoba, która ze śmiercią mężczyzny mogła mieć coś wspólnego.
Multiinstrumentalista
Maciej Słatyński urodził się w Oświęcimiu, dzieciństwo spędził w Złatnej, a później przeprowadził się do Brzeszcz. Mieszkał też w Katowicach i Krakowie, a przez ostatnich siedemnaście lat – w Czechowicach-Dziedzicach, gdzie zapuścił korzenie. Jest absolwentem Państwowego Liceum Muzycznego im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Był multiinstrumentalistą, którego słyszał chyba każdy czechowiczanin. Grał na fortepianie, gitarze, basie i akordeonie. Gry na akordeonie i gitarze uczył też młodzież, która zajęcia z nim wprost uwielbiała.
Angażował się w największe i najciekawsze przedsięwzięcia w Czechowicach-Dziedzicach. Współpracował z harcerzami, ratownikami Polskiego Czerwonego Krzyża i Miejskim Domem Kultury. Był współorganizatorem najbardziej pamiętnych finałów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy na czechowickim targowisku, w których uczestniczyli znakomici muzycy i na które przychodziły tłumy mieszkańców. Był muzykiem sesyjnym w licznych zespołach i organizatorem czy akustykiem wielu koncertów, w tym charytatywnych. Stale współpracował z Małą Akademią Muzyki przy Miejskim Domu Kultury i organizatorami słynnego festiwalu akordeonowego „Alkagran”.
Zawsze pomocny
Śmierć Macieja Słatyńskiego wstrząsnęła społecznością Czechowic-Dziedzic, bo znał go – choćby z widzenia – prawie każdy. „Od wielu lat był przyjacielem naszego hufca. Wystarczył jeden telefon i zawsze chętnie pomógł. Zainicjował i współtworzył muzyczny Zespół Harcerski „Rozczochrane”, który istnieje w naszym hufcu do dziś. Był wybitnym nauczycielem i największym fanem tego zespołu. Jego uwagi zawsze były trafne, motywujące i uczące. To dzięki pracy z Maćkiem zespół wygrał wiele festiwali i uświetnił kilkukrotnie najważniejsze harcerskie jubileusze. Cztery lata temu podjął się niełatwego zadania – to jest reaktywacji zespołu. Jak zwykle z wielkim sukcesem. Śmiało można powiedzieć, że muzycznie wychował trzy pokolenia Rozczochranych. I wybrał nazwę zespołu. Maćku, odszedłeś od nas zdecydowanie zbyt szybko. Zapamiętamy cię jako ciepłego, pełnego pasji człowieka. Nauczyciela, który kochał to, co robił. Dziękujemy za każdą lekcję, jaką nam dałeś. I choć „Dobosz”, „Buki”, „Jam”, „Wieża Spadochronowa”, „Mury” czy „Kopyto za Kopytem” od dzisiaj nigdy już nie zabrzmią jak zawsze, to obiecujemy, że będziemy „Mieć nadzieję – nie tę lichą, marną”. Maćko, do zobaczenia! Graj tam, graj!” – napisali jego koledzy z czechowickiego Hufca ZHP.
Skrzypek Kamil Krzanowski, znany z działalności w popularnej grupie Stonehenge, podkreśla, że zmarły nigdy nikomu nie odmawiał pomocy nawet w najdrobniejszych sprawach. Zawsze chętnie się angażował w wartościowe przedsięwzięcia i można było na nim polegać. – Odcisnął swoje, jakże pozytywne, piętno na tym mieście – stwierdza.
– Nasza dobra znajomość rozpoczęła się, gdy organizowaliśmy finały Wielskiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Razem robiliśmy naprawdę ogromną i dobrą imprezę. Bez niego te finały nie byłyby tak fantastyczne. Zawsze był chętny do pomocy i bezinteresowny. To prawdziwy pasjonat i społecznik, działający ponad podziałami i będący wszędzie tam, gdzie trzeba komuś pomóc. Dla mnie był też rock’n’rollowcem i prawdziwą skarbnicą wiedzy o muzyce. Był jak wehikuł czasu pod tym względem. Zapamiętam go jako człowieka-orkiestrę – mówi Adam Czana, ratownik PCK. – Organizowane wspólnie akcje wolontariackie spowodowały, że się zaprzyjaźniliśmy. Będzie mi go brakować. Tak samo jak wielu innym mieszkańcom, bo bardzo dużo wniósł do naszego życia.
– Maciej był bardzo dobrym człowiekiem z ogromną pasją do muzyki. Świetnie sprawdzał się jako nauczyciel, ale angażował się w ogromną ilość ważnych przedsięwzięć. Udzielał się dosłownie we wszystkim. Był niezwykle pomocny i nigdy nie chciał nikogo zostawiać bez wsparcia. Był powszechnie znany, ceniony i lubiany. Czuł, że Czechowice-Dziedzice to jego miasto. Mocno się tu zakorzenił. Będzie żył w naszej pamięci – mówi Jagna Krzanowska, muzyk i współorganizatorka festiwalu „Alkagran” i Konkursu Akordeonowego imienia jej ojca Andrzeja Krzanowskiego, słynnego kompozytora z Bielska-Białej.